Komisja Nadzoru Finansowego w 2024 r. przyjęła rekomendację dotyczącą Wskaźnika Finansowania Długoterminowego (WFD). Zgodnie z WFD od końca 2026 r. 40 proc. portfela kredytów hipotecznych będzie musiało być pokryte finansowaniem długoterminowym (głównie emisjami obligacji i listów zastawnych). Wprowadzając WFD, nadzorca chciał zwiększyć stabilność sektora bankowego i to jest jak najbardziej słuszny kierunek. Dotychczas nie zostały natomiast wdrożone zmiany regulacyjne, które ułatwiłyby bankom pozyskiwanie długoterminowego kapitału, w szczególności w postaci listów zastawnych. Propozycje tych zmian zostały przez sektor bankowy wypracowane podczas prac nad WFD.
Miliardy złotych, których brakuje bankom do spełnienia wymogu Wskaźnika Finansowania Długoterminowego
Z raportu przygotowanego dla Fundacji Warszawski Instytut Bankowości wynika, że gdyby WFD obowiązywał na koniec 2024 r., to do spełniania wymogów regulacyjnych bankom brakowałoby ok. 26 mld zł. Niedobór ten będzie się pogłębiał w kolejnych latach. W 2029 r. może nawet przekroczyć 100 mld zł. Zależeć to oczywiście będzie od tempa rozwoju rynku kredytów mieszkaniowych, niemniej zgodnie z rekomendacją docelowo nie będzie możliwe wypełnianie WFD poprzez nadwyżki funduszy własnych, tym samym WFD będzie się opierać wyłącznie na emisjach instrumentów dłużnych. Jeżeli nie rozwiniemy rynku listów zastawnych, to aby się dostosować do wymogów regulatora, banki będą zmuszone poszukiwać droższych źródeł uzupełnienia niedoboru. Może to z kolei się przełożyć na cenę kredytów hipotecznych.
Warto zmienić rynek listów zastawnych
Ten negatywny scenariusz nie musi się jednak zrealizować. Mamy propozycje opracowane przez sektor bankowy oraz rekomendacje Europejskiego Kongresu Finansowego dotyczące rozwoju rynku listów zastawnych. Wiemy więc, co powinno się zmienić, aby słaba pozycja Polski na tle krajów europejskich poprawiła się (obecnie poziom finansowania kredytów hipotecznych listami zastawnymi w Polsce wynosi 3,8 proc., a średnia w Europie 26 proc.).
Trzeba zwiększyć płynność rynku i poszerzyć grono inwestorów
Dwoma głównymi wyzwaniami, z jakimi musimy sobie poradzić, są konieczność poszerzenia grona inwestorów oraz zbudowanie odpowiedniej płynności instrumentu, jakim jest list zastawny. Obie kwestie są ze sobą ściśle powiązane. Część podmiotów uzależnia decyzje o zakupie listów od możliwości ich szybkiej sprzedaży w sytuacji kryzysowej.
Nasz postulat dotyczący umożliwienia nabywania listów zastawnych między innymi przez bank centralny, Bankowy Fundusz Gwarancyjny czy jednostki samorządu terytorialnego, adresuje pierwszy problem. Jego realizacji powinno towarzyszyć wdrożenie kolejnych zmian dotyczących m.in.:
- stworzenia specjalnej platformy elektronicznego obrotu listami,
- zapewnienia codziennych kwotowań poprzez rozwój animacji,
- oraz określenia przez NBP haircutów (wskaźników mówiących, o ile mniej bank komercyjny może pożyczyć z banku centralnego, niż wynosi wartość rynkowa zabezpieczenia, którym zwykle są najbardziej płynne papiery dłużne – red.) w odniesieniu do wartości rynkowej listów, co przyczyniłoby się do zapewnienia odpowiedniej płynności instrumentu.
Część pomysłów jest obecnie analizowana w ramach deregulacyjnej inicjatywy SprawdzaMY. Czekamy z niecierpliwością na decyzje w zakresie możliwego zakresu ich wdrożenia. W najbliższych dniach ponownie przekażemy do ministra finansów pełen pakiet naszych postulatów w zakresie rozwoju rynku listów zastawnych. Liczymy, że znajdą one zrozumienie wśród decydentów i oczekiwane przez sektor zmiany legislacyjne zostaną wdrożone.
Niezbędna edukacja o listach zastawnych
Bardzo istotnym czynnikiem sukcesu w zakresie prac nad rozwojem rynku jest edukacja. Dzisiaj list zastawny nie jest szeroko rozpoznawalnym instrumentem. Nie należy wprost porównywać listów zastawnych do obligacji skarbowych, ponieważ są to dwa różne papiery wartościowe. Różnice występują nawet w konstrukcji oferty listów dla inwestorów instytucjonalnych i detalicznych – wyższe koszty emisji dla inwestorów indywidualnych mogą oznaczać niższe oprocentowanie niż dla instytucji.
Potrzebny jest kompleksowy program na poziomie krajowym, który zbuduje świadomość wśród różnych grup inwestorów w zakresie bezpieczeństwa, ale i czynników ryzyka związanych z inwestowaniem na rynku kapitałowym. Mamy w Polsce Fundusz Edukacji Finansowej i różne programy, które mogłyby się włączyć w kampanię edukacyjną na temat listów zastawnych. Myślę, że warto uwzględnić listy zastawne również w podstawie programowej w zakresie wiedzy ekonomicznej w szkołach. Dobrym kierunkiem byłoby np. rozpisanie konkursu przez Ministerstwo Finansów na projekt dotyczący edukacji w zakresie bezpiecznych instrumentów, które mogliby nabywać inwestorzy indywidualni.
Taki program wpisywałby się doskonale w ogłoszony ostatnio pomysł MF dotyczący OKI – osobistych kont inwestycyjnych. Część środków w ramach przewidywanego limitu 100 tys. zł, dla którego nie obowiązywałby podatek od zysków kapitałowych, mogłaby być inwestowana np. w listy zastawne, które są instrumentem bardzo bezpiecznym i mogłyby stać się dobrym źródłem dywersyfikowania struktury oszczędności Polaków. ©℗