Mniejsze obroty to efekt wojen handlowych, ale też osłabienia wzrostu gospodarczego na świecie.
Spowolnienie w gospodarce? / DGP
Jeśli ktoś chciałby się z wyprzedzeniem dowiedzieć, jakiej koniunktury oczekiwać w perspektywie kilku najbliższych miesięcy, powinien obserwować to, co się dzieje w handlu międzynarodowym. Zamówienia na towary składa się z wyprzedzeniem. Jeśli jest ich mniej, to sygnał, że importerzy oczekują słabszego popytu na swoich macierzystych rynkach. Z taką sytuacją mamy do czynienia właśnie w tej chwili.
– Globalny handel spowalnia i nie widać sygnałów poprawy. Jest to spowodowane wojnami handlowymi, ale spowolnienie ma również charakter cykliczny – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. Cykliczne hamowanie dynamiki handlu oznacza, że jedną z przyczyn jest to, co się dzieje z globalną koniunkturą.
Wynikom światowego handlu regularnie przygląda się CPB – holenderskie Biuro Analizy Polityki Gospodarczej. Z jego szacunków wynika, że w listopadzie obroty w handlu międzynarodowym były o 1,6 proc. mniejsze niż miesiąc wcześniej. W skali roku był wzrost o 0,7 proc., – najsłabszy wynik od ponad dwóch lat. Słabsze są również wyniki eksportu Polski. Jak wynika z danych Narodowego Banku Polskiego, w całym 2018 r. wyniósł on 911,9 mld zł i był o 6,1 proc. większy niż rok wcześniej. W 2017 r. wzrost był na poziomie 11 proc.
O tym, że handel międzynarodowy słabnie, świadczą także inne dane. Jak Baltic Dry Index – wskaźnik obrazujący ceny transportu towarów na całym świecie. Na początku lutego znalazł się na najniższym poziomie od połowy 2016 r. Spadek cen przewozów jest związany z mniejszym popytem na usługi armatorów. Sygnałów spowolnienia jest więcej. Jeden z nich to notowania długoterminowych obligacji. Spadek rentowności (wzrost cen) jest odbierany zwykle jako sygnał mniejszej aktywności gospodarczej oraz niższej inflacji.
Z takim spadkiem mamy właśnie do czynienia. Dochodowość 10-letnich papierów rządu Niemiec wróciła niedawno w okolice nieco powyżej zera i jest najniższa od jesieni 2016 r. Wtedy spadek miał jednak inne przyczyny: był związany z interwencyjnymi zakupami dokonywanymi przez Europejski Bank Centralny w ramach programu ilościowego luzowania polityki pieniężnej, który został zakończony z końcem 2018 r.
W dół poszła rentowność nie tylko papierów niemieckich – uważanych za najbezpieczniejsze na kontynencie. Najniżej od ponad dwóch lat jest także dochodowość 10-latek Francji czy Portugalii, a także nienależącej do strefy euro Szwajcarii. Do wskazówek spowolnienia należą również indeksy koniunktury – powstające na bazie ankiet wśród przedsiębiorców czy konsumentów. Na przykład popularny PMI (indeks menedżerów logistyki) dla światowej gospodarki wyniósł w styczniu 52,1 pkt i był najniższy od września 2016 r.
O bieżącej koniunkturze mówi wiele wskaźników. Na ich bazie konstruowane są „nowcasty” przewidujące tempo wzrostu gospodarczego w bieżącym kwartale. Taka prognoza na I kw. 2019 r. dla amerykańskiej gospodarki ze strony Banku Rezerw Federalnych w Nowym Jorku jeszcze na początku lutego wynosiła 2,5 proc. Według ostatnich danych obniżyła się do 1 proc.
To wszystko nie oznacza jednak, że na giełdach nie może dochodzić do wzrostów. Wręcz przeciwnie – deklaracje odprężenia w stosunkach handlowych USA–Chiny sprzyjają podejmowaniu bardziej ryzykownych inwestycji. Na tym powinien korzystać również nasz rynek.