W piątek kraje OPEC porozumiały się w sprawie cięć produkcji surowca w 2019 r. Ale to nie oznacza wzrostu cen na stacjach benzynowych.
Kraje kartelu odpowiadają za ok. 40 proc. globalnego wydobycia ropy i dysponują 70 proc. wszystkich rozpoznanych na świecie rezerw. Osiągnięcie porozumienia w sprawie ograniczeń produkcji nie było łatwe, a informacje o rozbieżnych stanowiskach producentów ropy wywoływały w ostatnich dniach wahania cen surowca.
Arabia Saudyjska, największy producent OPEC i jego nieformalny lider, chciała udziału wszystkich państw w ograniczeniach. Oczekiwała tego również od Iranu, który domagał się ulg, tłumacząc to sankcjami gospodarczymi, którymi jest objęty.
Drugiego dnia obrad zdecydowano, że produkcja planowana na 2019 r. zostanie ścięta o 1,2 mln baryłek ropy dziennie. Jest to odpowiedź OPEC na spadek cen ropy naftowej, który brał się dotychczas ze zwiększonego wydobycia wśród czołowych producentów. Od października surowiec staniał o jedną trzecią. Decyzja kartelu oznacza też odrzucenie apeli prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, który domagał się, by OPEC nie zmniejszał wydobycia i pozwolił na dalszy spadek cen. Byłoby to korzystne dla wzrostu gospodarczego krajów rozwiniętych.
Na wieść o porozumieniu ceny surowca skoczyły w piątek w górę. Europejska ropa brent, stanowiąca główny światowy benchmark, podrożała o 5 proc., do ponad 63 dol. za baryłkę. Amerykańska ropa WTI zyskała na wartości 4 proc., osiągając 54 dol. za baryłkę.
– Rynki błyskawicznie zareagowały kilkuprocentowymi wzrostami cen, jednak w kolejnych dniach oczekiwałbym odreagowania. Pamiętajmy, że współpracująca z OPEC Rosja, a także Arabia Saudyjska, ustanowią w 2018 r. rekordowe poziomy produkcji ropy. Dodatkowo nowe porozumienie naftowe jest mniej ambitne od poprzedniego, bo zakłada cięcia na poziomie 1,2 zamiast 1,8 mln baryłek dziennie. To wszystko oznacza, że poziom produkcji w 2019 r. i tak będzie wysoki – wyjaśnia Wojciech Jakóbik z portalu BiznesAlert.pl.
Jego zdaniem cały OPEC będzie stopniowo tracił znaczenie dla rynku, który już teraz wyraźnie przestaje tracić wiarę w moc sprawczą kartelu. – Spodziewam się śmierci OPEC. Nie wiadomo, co mogłoby go zastąpić, poza wojną cenową napędzającą spadki. Sojusz Arabii Saudyjskiej i Rosji, mający dotąd charakter taktyczny, będzie trudno przekuć na relacje strategiczne. Prędzej kraje te staną do walki o rynek. Czas droższej ropy znów się kończy. Byłaby to dobra wiadomość dla krajów importerów jak Polska, które czerpały premię do PKB w okresie poprzedniej depresji cenowej – tłumaczy.
Ponadto analitycy jeszcze przed negocjacjami OPEC w Wiedniu szacowali, że ewentualne porozumienie w sprawie cięć produkcji rzędu 1–1,5 mln baryłek dziennie pozwoli na zrównoważenie rynku i powrót cen brent powyżej 70 dol. za baryłkę.
Co nowe porozumienie naftowe oznacza dla polskich kierowców? Jak wynika z prowadzonego przez serwis e-Petrol.pl monitoringu cen na stacjach paliw, w ubiegłym tygodniu trwały spadki cen paliw. Zaczęły się w drugiej połowie listopada i wiążą się ze wspomnianym już spadkiem cen ropy naftowej na światowych rynkach oraz paliw w krajowych rafineriach. Jak podaje firma analityczna BM Reflex, średnia cena benzyny Pb95 na krajowych stacjach to 4,89 zł/l. W gorszej sytuacji są kierowcy tankujący olej napędowy – za który trzeba płacić 5,18 zł/l. Wciąż jednak marże sprzedawców paliw pozostają na bardzo wysokim poziomie – dzięki spadkowi cen ropy naftowej z poprzednich tygodni. To oznacza, że nawet jeśli ceny ropy zaczną teraz stopniowo rosnąć, to najpierw można oczekiwać dalszego spadku cen paliw w kraju, a później ich stabilizacji. Trudno za to oczekiwać, by ewentualne podwyżki cen surowca zostały w całości przełożone na kierowców.
Trzeba jednocześnie pamiętać, że od 1 stycznia 2019 r. do benzyny i oleju napędowego doliczana będzie nowa opłata emisyjna. Dominujący na rynku PKN Orlen deklarował dotychczas, że weźmie tę opłatę w całości na siebie. Można przypuszczać, że właśnie ze względu na tę deklarację obecne w Polsce koncerny paliwowe nie uwzględniały całkowitego spadku cen ropy na rynkach hurtowych w cenach detalicznych paliw, by móc łatwiej przygotować się na wprowadzenie tego składnika w obecnych narzutach na paliwo.