Reakcja rynku na pomysł przekształceń w grupie PZU – na jej czele ma stanąć Bank Pekao, dla którego PZU jest dziś głównym udziałowcem – była dość chłodna. Jak to pan tłumaczy?

Ja mam inny odbiór. Po pierwsze chcę podkreślić, że od chwili, kiedy w lutym przyszedłem do zarządu naszej firmy, akcje PZU wzrosły z ok. 48 zł do nawet 63,5 zł. W historii PZU nigdy takich poziomów wyceny naszych akcji nie było.

Wzrosły też kursy spółek, w których pan nie jest prezesem. Orlen jest już wart 100 mld złotych.

Tak, jednak nasze akcje zyskiwały w szybszym tempie. Rynek zareagował na nasze plany właściwie, ani euforycznie, ani pesymistycznie. Powód jest prosty – rynek nie zna głównego parametru wyceny, czyli parytetu wymiany akcji PZU i Pekao. Ustalenie parytetu powinno nastąpić w listopadzie. I wtedy zobaczymy, jak zareagują inwestorzy na giełdzie. Pamiętajmy też, że ustalenia zarządów obu instytucji będą musieli jeszcze zatwierdzić akcjonariusze. Jeżeli akcjonariusze tego nie kupią...

To nic z tego nie będzie. Plan ma związek z wymogami kapitałowymi: od końca 2026 r. dla PZU w związku z posiadaniem akcji Pekao i Alior Banku obciążenie kapitałowe by wzrosło. W drugą stronę takiego wzrostu obciążenia nie ma. Tak działa kompromis duński. Mają się pojawić wielomiliardowe oszczędności kapitałowe. Kiedy i w jakich okolicznościach powstał pomysł tych zmian? Przy prezentacji wyników rocznych, kiedy mówił pan o swoich priorytetach, nie było na ten temat ani słowa. Później swoją strategię zdążył przedstawić Bank Pekao: też ani słowa. Dopiero kilka tygodni później wyszliście z tym pomysłem.

Pekao nie mogło nic takiego powiedzieć, ponieważ bank ten jest kontrolowany przez PZU i jest częścią naszej grupy.

PZU też nic nie mówiło.

Znów prosty powód: zostałem prezesem pod koniec lutego tego roku. Moimi priorytetami było rozwiązanie kwestii przyszłości Alior Banku i kapitału PZU. Nadwyżka kapitałowa w związku ze zmianami regulacyjnymi, które nastąpią z końcem 2026 r., bardzo mocno nam się skurczy. Stąd pomysł, żeby pracować nad holdingiem. A po ogłoszeniu naszych wyników, kiedy mówiłem o priorytetach, rozpoczęliśmy dyskusje z prezesem Pekao Cezarym Stypułkowskim na temat wykorzystania konceptu kompromisu duńskiego.

Kto przyszedł i powiedział: „Zobaczcie, jest coś takiego jak kompromis duński”?

Prezes Stypułkowski jest w Grupie PZU sześć miesięcy dłużej niż ja i miał więcej czasu na analizy. Sugestia związana z kompromisem duńskim pojawiła się od jednego z jego doradców. Od sugestii do zaprezentowania koncepcji musiało minąć trochę czasu. W tym też okresie zmieniono prezesa PZU i w tej funkcji pojawiłem się w Grupie PZU ja.

Prezes Stypułkowski przyszedł z tym pomysłem jeszcze do pana poprzednika Artura Olecha?

Z mojego punktu widzenia, projekt rozpoczął swoje życie w praktycznym wymiarze na początku kwietnia.

Jak w transakcji PZU-Pekao zabezpieczone będą interesy Skarbu Państwa, by nie pojawiały się zarzuty o prywatyzację

Dziś w PZU Skarb Państwa ma 34 proc. akcji. Po zamianie ról państwo nadal będzie mieć udziały w Pekao, ale niższe. Ktoś może powiedzieć: prywatyzacja. Jak będą zabezpieczone interesy Skarbu Państwa, żeby jego wpływ na nową strukturę był nie mniejszy niż obecnie?

Zacznijmy od tego, że wpływ Skarbu Państwa na PZU został zagwarantowany m.in. przeze mnie, w czasach konfliktu Skarbu Państwa z Eureko (w trakcie pierwszej prezesury Klesyka w PZU, która zaczęła się w końcu 2007 r., rozwiązano konflikt z holenderskim Eureko, mniejszościowym inwestorem w PZU; elementem ugody był debiut giełdowy PZU w 2010 r. – red.). Zgodnie z moją sugestią, Skarb Państwa i Eureko zgodziły się i zapisano to w statucie, że jeden akcjonariusz nie może po debiucie giełdowym PZU głosować z więcej niż 10 proc. akcji, chyba że miał przekraczający ten poziom pakiet akcji przed wejściem w życie zmian.

Preferencja dla Skarbu Państwa.

Tak. Druga rzecz, to zamiana czegoś, co nazywałem „faksowym prezesem” na „faksowego członka rady nadzorczej”. Przed wejściem PZU na giełdę Skarb Państwa miał uprawnienie wyłączne do powołania trzech członków zarządu firmy. Tego nie dało się zapisać w nowym statucie, dlatego zostało w nim, że Skarb Państwa ma uprawnienie do wskazania jednego członka rady.

Dziś już nie faksem, tylko pewnie mailem.

Zgadza się. Trzecia rzecz, która jest w statucie PZU: żeby firma z kimkolwiek się połączyła, trzeba większości 90 proc. na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. To był pomysł, żeby obronić się przed obejściem Skarbu Państwa, gdyby ktoś chciał połączyć PZU np. z jakąś dużą firmą z zagranicy. To wszystko obowiązuje. Pana pytanie jest zasadne, bo gdyby połączenie odbyło się według dzisiejszego parytetu rynkowego, to udział Skarbu Państwa w nowym podmiocie wynosiłby ok. 27 proc., uwzględniając akcje Pekao należące do Polskiego Funduszu Rozwoju. Ale też trzeba powiedzieć, że procenty w żaden sposób nie pokazują siły na walnym zgromadzeniu.

To prawda. Dzisiaj Skarb Państwa ma 34 proc. w PZU i, jak pokazało ostatnie walne zgromadzenie, nie wszystkie jego propozycje przechodzą.

Ja nie mogę tego komentować.

W związku z transakcją trzeba będzie zmienić statut Pekao.

To będzie jedna z trudnych kwestii. 75 proc. akcjonariuszy na ZWZ będzie musiało zagłosować „za”. Powiem tak: to będzie ciekawe głosowanie. Według mnie, tak naprawdę to będzie wynik pewnej dyskusji politycznej, która nie zależy ani ode mnie, ani od prezesa Pekao. I decyzji, czy Skarb Państwa byłby w stanie zrezygnować w Pekao z któregokolwiek z zabezpieczeń, które teraz ma w PZU. Przy czym w PZU ich utrzymanie będzie możliwe.

Jak to? Wszystkie akcje PZU mają być zamienione na akcje Pekao.

Co za problem, żeby Skarb Państwa miał np. jedną akcję w PZU? Nie mówię o złotej akcji. To łatwo zaskarżyć na podstawie prawa unijnego. Ale do pewnych decyzji może być potrzeba 100-proc. zgoda akcjonariuszy.

Skąd uzysk kapitałowy w transakcji PZU-Pekao? Ile da "zniknięcie z bilansu" Alior Banku?

Całe szczęście, że zaczynamy operować lepszymi określeniami na to, co się stanie. Na początku była mowa o wykreowaniu 20 mld kapitału. My nic nie będziemy kreować. Jeżeli popatrzymy na nasz skonsolidowany bilans, to ani o złotówkę nie zmienią się aktywa. Ani o złotówkę nie zmienią się też pasywa w grupie.

Wróćmy do źródeł uzysku.

Po pierwsze, obciążenie kapitałowe banku jako właściciela firmy ubezpieczeniowej jest dużo mniejsze niż w sytuacji, gdy to ubezpieczyciel jest udziałowcem banku.

Zmiana struktury daje więc korzyść po stronie PZU.

To tylko część kwoty. Część będzie związana z decyzją w sprawie Alior Banku. Jeśli Alior zniknie z naszego bilansu, również uwolni się pewien kapitał. To jest pomiędzy 20 proc. a 30 proc. całości korzyści z transakcji.

Czy to podpowiedź co do kierunku decyzji w sprawie Alior Banku?

Posiadanie Aliora przez grupę w długim okresie nie ma najmniejszego sensu. Albo trzeba go sprzedać, albo trzeba go połączyć z Pekao SA. W zależności od przyjętego rozwiązania, uzysk kapitałowy będzie mniejszy albo większy. Na tym etapie jednak żadne decyzje jeszcze nie zapadły.

Zapowiadaliście, że decyzja w sprawie Alior Banku będzie we wrześniu. Gdyby poszło w stronę połączenia z Pekao, to fuzję trzeba zrobić przed odwróceniem ról PZU i Pekao w grupie? Czy można to zrobić później?

Do końca 2026 r. mamy 17 miesięcy. Żeby transakcja PZU-Pekao miała sens, trzeba ją zamknąć do tego czasu. Równolegle połączyć banki? Tego nie da się zrobić.

Jeśli w tym aspekcie czas nie ma wielkiego znaczenia, dlaczego decyzja w sprawie przyszłości Alior Banku ma być podjęta we wrześniu?

Ja zapowiedziałem ten termin w marcu, jeszcze przed rozpoczęciem prac w oparciu o kompromis duński. I przed marcem było wiadomo, że z Aliorem trzeba coś zrobić. Pod uwagę musimy wziąć różne aspekty. W tym np. to, jak połączenie Alior Banku z Pekao wpłynęłoby na możliwości akwizycyjne ze strony Pekao. Proces wchłaniania Alior Banku musiałby trwać długo. A co jeśli pojawią się w tym czasie inne okazje do przejęć?

Co z kapitałem uwolnionym w wyniku "zamiany ról" PZU i Pekao? Akcja kredytowa, dywidenda, ale też przejęcia i pomysł na fundusz infrastrukturalny

Jak pan widzi przeznaczenie tych 20 mld zł uzysku? Początkowo była mowa o dodatkowych 200 mld zł akcji kredytowej. Ale nasza gospodarka tego nie potrzebuje, a na pewno nie natychmiast. Inne są potrzeby akcjonariuszy, w tym tych prywatnych, których trzeba zachęcić do transakcji, np. większą dywidendą. A może potrzebne będą środki na przejęcia? Nie tylko w kraju, ale też za granicę. Trudno chyba, żeby ta duża instytucja jak Pekao-PZU kisiła się wyłącznie w Polsce?

To prawda. Paradoksalnie to PZU jest dużo bardziej międzynarodowe niż Pekao. Wydaje mi się, że to w sektorze bankowym może być więcej możliwości kupienia czegoś w regionie niż w ubezpieczeniach. Jako PZU ponad dekadę temu kupiliśmy aktywa grupy RSA, która wychodziła z regionu. To m.in. Link4, ubezpieczyciele na Litwie, Łotwie, w Estonii. Na razie nie słychać o znaczącym podmiocie, który chciałby wyjść z inwestycji w naszym regionie. Natomiast w sektorze bankowym mogę sobie wyobrazić parę potencjalnych aktywów, o które moglibyśmy powalczyć.

Zatem wykorzystanie tego kapitału na akwizycje jest brane realnie pod uwagę?

Myślę, że powinno być brane pod uwagę. Oczywiście zwiększenie akcji kredytowej również będzie miało miejsce. Ale jest jeszcze inna możliwość: inwestowanie w działalność pozabankową czy pozaubezpieczeniową.

Co ma pan ma myśli?

Zarządzanie aktywami. Chodzi mi po głowie – dyskutujemy na ten temat z właścicielem – stworzenie w Polsce dużego podmiotu zarządzającego aktywami, który by przyciągnął pieniądze spoza Polski na naprawdę duże inwestycje. Żaden bank nie sfinansuje nam elektrowni atomowej, żaden bank nie wejdzie na dużą skalę w finansowanie portu lotniczego ani kolei, która do tego portu ma dojeżdżać. Dlaczego? Bo mówimy o finansowaniu na co najmniej 15–20 lat. Natomiast różnego rodzaju fundusze infrastrukturalne spoza Polski mogłyby w takich transakcjach uczestniczyć. Tylko bylibyśmy głupcami gospodarczymi, jeżeli pozwolimy takim funduszom uczestniczyć w tego typu transakcjach bez naszego udziału i naszej kontroli.

Chciałby Pan stworzyć drugi Fundusz Trójmorza? Tam pieniądze wykładał Bank Gospodarstwa Krajowego. Inne kraje się dokładały. Cel podobny. Może skala inna.

Myślę o czymś zupełnie innym. Nie o projekcie regionalnym, a o funduszu, który mógłby przyciągnąć do Polski duże pieniądze z Bliskiego Wschodu, z Azji, np. z Singapuru, fundusze ze Skandynawii czy pieniądze z funduszy emerytalnych w Stanach Zjednoczonych, które szukają inwestycji i możliwości zainwestowania na 5–6 proc. na 20 lat do przodu, bo takie mają zobowiązania. Nie chodzi mi o to, żeby udawać, że kreujemy fundusz z własnych pieniędzy, tylko własne pieniądze użyć jako „kapitał zalążkowy” i ściągnąć 10 razy więcej finansowania spoza Polski.

Jakie powinno być zaangażowanie po naszej stronie?

Żeby zrobić coś takiego, przykro mi to mówić, samo PZU czy Pekao nie są wystarczająco wiarygodne na Zachodzie. Załóżmy, że wyłożymy nawet 10 mld zł, zaraz zostaniemy zapytani o to, jak długo będziemy tym zarządzać. My powiemy: „Do zmiany rządu”. „Aha, no to dziękujemy”. Natomiast jakbyśmy stworzyli taki fundusz z dwoma podmiotami spoza Polski, które by gwarantowały do pewnego stopnia stabilność, to nawet jeśli każda ze stron wrzuca nawet nie 10 mld, tylko 5 mld i to ma stanowić 15 proc. funduszu, to mówimy o możliwości szybkiego pozyskania 100 mld finansowania i to długoterminowego.

Rozmawiacie z tymi potencjalnymi partnerami z zagranicy? W jakich kierunkach ich szukacie?

Na to na razie nie odpowiem.

Jak będzie wyglądała struktura grupy

Zapytam jeszcze o docelową strukturę grupy. Tu znaczenie będą miały niuanse. Na przykład ulokowanie PZU Życie. Czy jego bezpośrednim właścicielem byłoby nadal PZU, czy spółka holdingowa, czyli docelowo Pekao? Pytam, bo PZU Życie wypłaca duże dywidendy, które dziś trafiają do akcjonariuszy PZU z opóźnieniem rocznym, bo dywidenda z PZU Życie najpierw musi stać się zyskiem PZU. Ale jeśli PZU Życie nadal byłoby własnością PZU, to ten czas wydłuży się o rok: najpierw pieniądze będą musiały trafić do PZU, w kolejnym roku do Pekao i dopiero w następnym do inwestorów giełdowych.

Na razie założenie jest takie, że PZU Życie będzie bezpośrednio pod PZU, tj. spółką ubezpieczeń majątkowych i pozostałych osobowych

Dlaczego?

Bo to zwiększa uzysk kapitałowy. To kwestia szczegółowych rozwiązań dotyczących wymogów w stosunku do firm ubezpieczeniowych.

A co z dublującymi się spółkami PZU i Pekao, czyli głównie firmami zajmującymi się zarządzaniem funduszami?

Oczywistą oczywistością jest to, że nie ma sensu posiadanie dwóch albo trzech TFI. TFI to gra skali i gra dystrybucji. Jeżeli mamy tę samą dystrybucję, to nie ma sensu mieć dwóch osobnych TFI.

A co z innymi spółkami, np. PZU Zdrowie? „Pod holdingiem” czy „pod PZU”?

Tego jeszcze nie wiemy, różne scenariusze skutkują różnym obciążeniem kapitałowym.

Mówimy o zamianie ról PZU i Pekao dla uzysku kapitałowego. Ale czy lepszym rozwiązaniem nie byłoby to, co zapowiadał pan kilka miesięcy temu, czyli stworzenie holdingu i po prostu pozbycie się obu banków?

To już jest raczej decyzja właścicielska. Sprzedaż banków oznaczałaby gigantyczną zmianę.

Może też gigantyczne zyski.

Możliwe. Ale trzeba też brać pod uwagę strategię gospodarczą kraju. Sprzedaż Alior Banku nie zmieni znacząco struktury sektora bankowego, w którym Skarb Państwa ma duży udział, ale sprzedaż Pekao byłaby już dużą zmianą.

Jest jeszcze jedna rzecz związana z pierwszym krokiem transakcji, czyli stworzeniem holdingu. Ma to się odbyć tak, że działalność ubezpieczeniowa będzie wydzielona z PZU do osobnego podmiotu. Dzisiejsza spółka PZU będzie spółką holdingową. Dlaczego nie zrobić odwrotnie: wydzielić działalność holdingową z PZU? Wtedy odpadłby problem konieczności zmiany jednej z trzech ustaw potrzebnych do realizacji transakcji. Dziś, żeby kilka tysięcy agentów PZU mogło łatwo przejść do nowej spółki, potrzeba nowelizacji ustawy o dystrybucji ubezpieczeń. Może też operacja byłaby łatwiejsza z perspektywy pracowników?

Działamy na podstawie wynegocjowanego wspólnie z Pekao memorandum o współpracy. To zbyt poważny proces, żeby na tym etapie myśleć o jego odwróceniu.

W takim razie co z pracownikami? Zapewne cała sytuacja tworzy pewien ferment. Ludzie, którzy pracowali 5, 10 czy 20 lat w jednej firmie, znajdą się w innej. Mogą się obawiać, że to będzie okazja do ograniczenia zatrudnienia.

Ta transakcja w żaden sposób nie była spowodowana chęcią oszczędności kosztowych. Czegoś takiego nawet nie rozpatrywaliśmy, nie robiliśmy żadnych analiz w tym kierunku.

Ale przy okazji…

Ja myślę, że przy okazji można zrobić dużo więcej ciekawszych rzeczy, niż myśleć o zmniejszeniu zatrudnienia.

Czy pracownicy dostaną gwarancje, że nic się nie zmieni?

Przede wszystkim nie zmieni się pracodawca. Ludzie będą zatrudnieni w tych samych podmiotach. Nie zmienią się ustalenia między stroną społeczną a pracodawcą. Oczywiście, niewielkie obszary mogą zostać przeniesione do Pekao. Na przykład jeżeli PZU zostanie zdjęte z giełdy, to cały nasz obszar relacji inwestorskich najprawdopodobniej połączy się z odpowiednikiem z Pekao.

To dotyczy kilkunastu osób, nie kilkunastu tysięcy.

Właśnie. Trudno mi sobie wyobrazić jakieś duże obszary, gdzie moglibyśmy myśleć o połączeniu. Jedną z rzeczy, które musimy przetestować, jest nasza obecność fizyczna. Jako PZU mamy ponad 400 oddziałów. Bank też ma dużo oddziałów. Myślę jednak o współpracy w tym zakresie, nie o optymalizacji.

Żeby chorągiewki i PZU, i Pekao były w każdym?

Na przykład. Może łączna liczba oddziałów nieco się zmniejszy, ale liczba zatrudnionych nie. To nie miałoby sensu.

Naprawianie biznesu PZU po poprzednikach: OC komunikacyjne, Link4, segment zdrowotny

Macie półtora roku na przeprowadzenie tej transakcji. Chcecie ją zamknąć nawet szybciej, do połowy 2026 r. Czy to nie odwraca uwagi od codziennego biznesu? Udziały w rynku? Bieżące wyniki? Konkurencja zaciera ręce, bo zajmujecie się sobą.

Osoby zaangażowane w ten projekt można policzyć na palcach dwóch rąk. Mam nadzieję, że nie będzie ich wiele więcej.

Ale to jasne, że prezes PZU dziś nie ma głowy do tego, żeby dopilnować biznesu, bo łączy się z Pekao.

Mam tak dobrych ludzi szczebel czy dwa poniżej, że potrafią dać odpór konkurencji.

Na razie straciliście pozycję lidera w OC pojazdów, najważniejszym segmencie naszego rynku.

Naprawdę chce mnie pan zdenerwować.

Staram się.

Utrata pozycji lidera to bardzo przykra sytuacja. Ale w ubezpieczeniach działania z dziś zaczną przynosić efekty za 12–18 miesięcy. To, co teraz widzimy, to efekt nieudolności poprzednich zarządów: sprzed półtora roku, sprzed 2-3 lat. Jak pomysł wejścia ze sprzedażą do multiagencji w sposób kompletnie niekontrolowany. To zresztą nie tylko kwestia polis komunikacyjnych. PZU Zdrowie to było moje dziecko. Za moich czasów (Klesyk był prezesem grupy PZU do 2015 r. – red.) przez parę lat było albo zyskowne, albo co najmniej na granicy zyskowności. Ale w ostatnich kilku latach to była gigantyczna wtopa. To samo z Link4. To wszystko było na zasadzie: damy komuś zabawki, niech się sprawdzi w biznesie.

To po kolei: Link4 będzie włączony do PZU?

Jako marka na pewno zostanie. A czy to będzie jeden podmiot, czy dwa? Właściwie bez znaczenia. Przy połączeniu jedyne, co by się zmniejszyło, to stanowiska w radzie nadzorczej, zarządzie czy kilka osób w compliance. Pricing, dystrybucja, IT – to wszystko zostanie. Tylko połączenie to długi proces.

Co zmienił pan już w OC? Co się nie sprawdzało, skoro straciliście pozycję lidera?

Przede wszystkim zmieniłem ludzi. Wrócił Rafał Cegieła, odpowiedzialny za moich czasów za pricing i produkt. Już wiem, że udało mu się ściągnąć z powrotem dwóch kolejnych ludzi. Artur Fromberg, jeden z menedżerów, który się ostał w PZU, został przeze mnie „wyciągnięty” i teraz odpowiada za sprzedaż.

Kiedy będzie widać efekty?

Myślę, że pod koniec tego roku.

Równocześnie będzie wzrost udziału rynkowego i te ubezpieczenia będą dla was dochodowe?

Muszą być dochodowe.

Wiadomo, że nadzór tego wymaga, ale bywa z tym różnie.

To będzie zależało również od dynamiki rynku.

Chyba jest pan pierwszym prezesem PZU, który mówi, że zależy od dynamiki rynku. Wcześniej tę dynamikę wyznaczało właśnie PZU.

Dyktowało tę dynamikę, a teraz, co jest bolesne, PZU tę rolę utraciło. Dawniej było tak, że PZU miało ponad 30 proc. udziału w rynku, ale, co mnie dużo bardziej cieszyło, miało też 50–60 proc. udziału w wyniku technicznym. Byliśmy też lepsi od rynku, jeśli chodzi o poziom szkód związanych z polisami komunikacyjnymi. Wtedy PZU faktycznie dyktowało, co rynek ma robić. Teraz już tak nie jest.

Co poprawicie w segmencie zdrowotnym?

Również w pierwszej kolejności budujemy kompetentny zespół. Poza tym poprawiamy zarządzanie operacyjne: „kierowalność” do naszych placówek i w związku z tym poziom ich wykorzystania. Mamy małe placówki, które są używane w 50 proc., co jest jakimś absurdem.

Jaki to powinien być poziom?

Co najmniej 80 proc. Mamy w planach potencjalnie akwizycje, ale przede wszystkim musimy poprawić wewnętrzną efektywność, bo tracimy tu pieniądze.

Na koniec wróćmy jeszcze do zmian w grupie. Niedawno zorganizowaliście telekonferencję dla inwestorów, żeby wytłumaczyć, na czym ta transakcja ma polegać. Poklepywaliście się z prezesem Stypułkowskim po plecach, ale w Polsce nieznane jest rozwiązanie współprezesów. Kto będzie szefem grupy po przeprowadzeniu zmian?

Na tej konferencji mówiliśmy m.in., że gdyby taka transakcja była prowadzona przez osoby konkurujące ze sobą, to z definicji by nie wyszła. To pierwsza rzecz. Druga: ani prezes Pekao, ani ja nie musimy sobie niczego udowadniać. Myślę, że się dogadamy i mam nadzieję, że właściciel to zaakceptuje. ©Ⓟ