Państwo Środka jest drugą gospodarką świata. Aby to utrzymać, kontroluje przepływy kapitału, by zatrzymać jego ucieczkę z kraju. W tym celu sięga po coraz bardziej drastyczne środki.
Od stycznia do listopada 2016 r. z Chin odpłynęło ponad 760 mld dol. kapitału – szacuje Bloomberg. Spowodowało to znaczącą obniżkę wielkości rezerw walutowych. W ubiegłym roku wyniosły 3,01 bln dol. Są najmniejsze od niemal sześciu lat. Można się spodziewać, że Chińczycy pod względem posiadanych rezerw nadal są najwięksi na świecie. Równocześnie jednak ich zasoby obniżyły się do poziomu nienotowanego od pięciu lat.
Dla chińskich władz to spory kłopot. Odpływ kapitału wymusza wykorzystywanie rezerw do przeciwdziałania spadkowi kursu juana. Udaje się to jednak w ograniczonym stopniu. Spadkowy trend juana trwa od trzech lat. Chińska waluta jest obecnie najsłabsza od wiosny 2008 r. Za dolara trzeba było w minionym tygodniu płacić niemal 7 juanów. Niemniej umocnienie juana wobec dolara w końcu minionego tygodnia było największe od wielu lat. Żeby do niego doszło, trzeba było znacząco ograniczyć jej dostępność na rynku – krótkoterminowe stopy procentowe skoczyły do poziomu... 80 proc. Taniejące renminbi – jak brzmi oficjalna nazwa juana – to z jednej strony nic złego: zwiększa konkurencyjność gospodarki mocno nastawionej na eksport. Ale odpływ gotówki stoi w sprzeczności z obecnym celem władz w Pekinie, czyli przestawieniem środka ciężkości ekonomii Państwa Środka na rynek wewnętrzny ze wzrostem konsumpcji i usług na czele.