W środę po raz kolejny sytuacja na warszawskim parkiecie znacząco odbiegała od tego, co mogliśmy obserwować na pozostałych głównych giełdach w Europie. Co prawda, rozpoczęliśmy notowania w okolicy poprzedniego zamknięcia, ale stopniowe osuwanie indeksów naszej giełdy rozpoczęło się już po południu. Prawdziwa kulminacja wyprzedaży miała jednak miejsce w ostatniej godzinie handlu. W efekcie środa na GPW zakończyła się wyraźnymi spadkami.

Do tego, że w ostatnim czasie GPW żyje własnym rytmem zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Do tego, że przebieg sesji we Frankfurcie, Londynie czy w Nowym Jorku będzie miał znikomy wpływ na nastroje w Warszawie również. Zastanawiającym jest jednak fakt, że w ostatnim czasie poruszamy się niemal dokładnie tak samo, jak giełdy w Bułgarii czy Rumunii. Gorzej jest tylko na peryferiach strefy euro - w Portugalii i Grecji.

Niestety, na zmianę tej sytuacji przyjdzie nam jeszcze poczekać. Problemem naszego rynku jest bowiem brak popytu. Pewne wskazówki co do jego przyczyn może nam dać analiza struktura obrotów na GPW. Ta nie napawa optymizmem. Głównym graczem w Warszawie są inwestorzy zagraniczni. Zaraz za nimi plasują się krajowe instytucje finansowe, które z uwagi na zmiany w OFE i porę roku, możemy wyłączyć z dalszego równania. Inwestorzy indywidualni, z kilkunastoprocentowym udziałem w obrotach i trwający okres urlopowy, odgrywają na GPW niestety niewielką rolę.

Jedyną szansą na wyrwanie naszego parkietu z marazmu jest więc większe zaangażowanie inwestorów zagranicznych. Ci, skuszeni atrakcyjnymi wycenami spółek z GPW, mogą wkrótce zacząć zwiększać swoje zaangażowanie w naszych akcjach. Nie oznacza to wcale, że wkrótce zobaczymy w Warszawie dynamiczne wzrosty. Na te, moim zdaniem, przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Bardziej prawdopodobnym jest scenariusz zakładający wyhamowanie spadków.

Posługując się analizą techniczną, najbliższe poziomy wsparcia dla indeksu WIG20 to 2330 i 2300 punktów. Zrealizował się także zasięg spadku wyznaczony przez formację głowy i ramion utworzoną na przełomie czerwca i lipca. Wobec powyższego istnieje szansa, że podaż nieco "odpuści", co skutecznie wykorzystają kupujący akcje. Najbliższa okazja pojawi się już dzisiaj.

Piotr Krawczyński