Rafał Sura, członek zarządu Narodowego Banku Polskiego, mówi w wywiadzie dla DGP o zarzutach wobec prezesa NBP Adama Glapińskiego i obronie przed postawieniem go przed Trybunałem Stanu.

Czy w NBP jest plan awaryjny na wypadek postawienia prezesa przed Trybunałem Stanu?

Narodowy Bank Polski jest instytucją zaufania publicznego, pełni bardzo istotną konstytucyjną rolę, a także jest głównym organem sieci bezpieczeństwa finansowego obok Komisji Nadzoru Finansowego, Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i samego Ministerstwa Finansów. Z tego punktu widzenia nie ma możliwości, żeby w banku centralnym nie było planów awaryjnych. Jednak gdy chodzi o tę dyskusję, która obecnie przetacza się przez różne media, to mam wrażenie, że ostatecznie do postawienia prezesa NBP przed Trybunałem Stanu nie dojdzie.

Ale teoretycznie: gdyby tak się stało, to kto wtedy kieruje bankiem, a zwłaszcza kto przewodniczy posiedzeniom Rady Polityki Pieniężnej (RPP)? Kto je zwołuje?

Z mocy ustawy o NBP obowiązki prezesa przejmuje pierwszy zastępca. On również zwołuje posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej i zarządu. Ten kazus był przerabiany w banku po katastrofie smoleńskiej, kiedy zginął prezes Sławomir Skrzypek.

Przestrzegaliście przed publicznymi rozważaniami o postawieniu prezesa przed trybunałem, mówiąc o negatywnej reakcji rynku. Na jakiej podstawie były formułowane te ostrzeżenia? Czy do banku dotarły jakieś sygnały tego typu?

Zacznę od nakreślenia kontekstu prawnego, a także odniosę się do niezwykle istotnego faktu: Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej odpowiedział w ostatnich dniach jednej z redakcji (chodzi o PAP – red.) na pytanie o możliwą obronę niezależności polskiego banku centralnego w kontekście stawianych prezesowi politycznych – bo trzeba to wyraźnie powiedzieć – zarzutów. Służby prasowe TSUE stwierdziły, że takich przypadków w orzecznictwie praktycznie nie było poza jednym przypadkiem – łotewskim.

Tam stan faktyczny był inny: chodziło o inne zarzuty.

Tak. Tam był rzeczywiście zarzut kryminalny.

I sprawa nie była przed instytucją rangi Trybunału Stanu, tylko urzędu antykorupcyjnego.

Ale proszę zobaczyć, jaka jest waga Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Prezes banku centralnego Łotwy zwrócił się ze skargą na swoje zawieszenie do TSUE. Do tej skargi, co bardzo ważne, przyłączył się Europejski Bank Centralny. I trybunał orzekł, że środki podjęte wobec prezesa Banku Łotwy były zbyt daleko idące, co za tym idzie, uchylił decyzję o zawieszeniu go w obowiązkach.

Narodowy Bank Polski prowadził, prowadzi i będzie prowadził w przyszłości swoją politykę informacyjną, co nie znaczy, że wchodzi w sferę działań politycznych. Zasady współpracy z rządem są ściśle określone prawnie

Zwróćmy uwagę na to, że przypadek łotewski jest mocniejszy w swojej wymowie, bo trybunał orzekał w sprawie dość mocno zdefiniowanych zarzutów karnych, a nie zarzutów politycznych. W Polsce mówimy o tej drugiej grupie zarzutów. A w demokratycznym państwie prawnym, w którym funkcjonuje gospodarka rynkowa, jej fundamentem jest niezależny bank centralny, odseparowany ustrojowo od wpływów władzy wykonawczej i ustawodawczej. To standard nie tylko europejski, lecz także światowy. W ramach Europejskiego Systemu Banków Centralnych (ESBC) takich przypadków jak nasz, krajowy, właściwie nie było. Dowodzi to, że poszczególnym większościom parlamentarnym, które na przestrzeni lat kształtowały się w państwach europejskich, nie przychodziło do głowy, żeby stawiać tak daleko idące wnioski o możliwości wyeliminowania władz banku centralnego, i to na skutek zarzutów, które nie mają żadnego potwierdzenia w faktach i podstaw w obowiązującym prawie.

Porozmawiajmy o tych zarzutach. Jedna sprawa to jest kwestia ilościowego luzowania polityki pieniężnej. Z formalnego punktu widzenia trudno temu coś zarzucać. Nawet Europejski Bank Centralny potwierdzał, że nie ma zastrzeżeń. Ale to z formalnego punktu widzenia. Czy mógłby pan powiedzieć np., z iloma bankami te operacje były prowadzone? Czy to były banki wyłącznie państwowe, czy prywatne również?

Europejski Bank Centralny stosował tego rodzaju operacje na wiele lat przed polskim bankiem centralnym. Skupione w ten sposób obligacje stanowią aż 65 proc. sumy bilansowej EBC. U nas to jest jedynie 16 proc. Inne banki centralne i w Europie, i w świecie również stosowały operacje skupu papierów dłużnych na rynku wtórnym. Takich banków było ok. 40.

Wróćmy do pytania: jak u nas było to zorganizowane? Jak przebiegało?

Przede wszystkim nie było żadnego zawężenia dostępu dla uczestników rynku, dla banków. To były otwarte, transparentne aukcje.

I transakcje były zawierane z wieloma bankami? Również prywatnymi?

Oczywiście. Wszystkie banki mogły uczestniczyć w aukcjach i część zdecydowała się wziąć w nich udział.

Pojawiały się zastrzeżenia co do samego uregulowania skupu obligacji. Pan był wtedy w RPP, ale to była decyzja zarządu. Sam regulamin czy uchwała, na podstawie której prowadzono skup, nie są publicznie dostępne. Nawet niektórzy członkowie RPP skarżyli się, że ich nie znają. Nie wiadomo, jak długo miał obowiązywać program skupu aktywów i w jakich przypadkach może obecnie zostać wznowiony.

Trudno mi się odnosić do zdania jakiegoś anonimowego członka Rady Polityki Pieniężnej. Sam byłem w poprzedniej kadencji członkiem rady, która bez głosu sprzeciwu zgodziła się na tego rodzaju rozwiązanie, dając tym samym zarządowi banku mandat, by mógł działać w ramach potrzeb rynkowych.

Zatem do kiedy ten program może funkcjonować?

Przypomnę, że decyzje były podejmowane tuż po wybuchu pandemii koronawirusa. Wówczas nie wskazywało się dat granicznych czy limitów. Trudno było określić perspektywy czasowe. Wszelkie limity i daty osłabiałyby skuteczność tego typu operacji. Przypomnę, że celem skupu aktywów w ramach strukturalnych operacji otwartego rynku było stabilizowanie rynku obligacji i dawanie płynności rynkom finansowym.

Więc teoretycznie prowadzenie tych operacji dzisiaj byłoby możliwe?

Oczywiście. To należy do instrumentarium NBP, tak samo jak i innych banków centralnych w Europie i w świecie.

Weszliśmy tu w szczegóły, ale pominęliśmy fundamentalną sprawę. Wszak rozmawiamy w kontekście postawienia prezesa przed Trybunałem Stanu. Zasadniczą kwestią jest to, że mówimy o decyzjach organów kolegialnych: zarządu i Rady Polityki Pieniężnej. Podstawową zasadą odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu jest to, że musi być ona zindywidualizowana i odnosić się do czynu zawinionego polegającego na naruszeniu konstytucji bądź ustawy. Nie ma kary bez czynu. Zasada stara jak świat. Tu mówimy zaś o decyzjach podejmowanych kolegialnie, a nie jednoosobowo przez prezesa NBP.

Zbyt późne podnoszenie stóp procentowych możemy potraktować tak samo?

Czy zbyt późno, to kwestia oceny, a nie prawa. Fakty są takie, że jeśli chodzi o Europę, podnieśliśmy stopy jako pierwsi po Czechach i Węgrzech. To są małe gospodarki, zupełnie inne banki centralne, które w innym zakresie niż polski bank centralny muszą patrzeć na kwestie kursu walutowego. My mamy do czynienia z reżimem płynnego kursu walutowego. Podkreślam, że to jedyne banki, które w Europie podniosły stopy przed nami, ale i tak inflacja w tamtych gospodarkach rosła i była ostatecznie wyższa niż u nas.

W Czechach chyba nie.

Tak, mówię tu o Węgrzech.

EBC podnosił stopy dużo później niż NBP. Ale w strefie euro inflacja ledwo przekroczyła 10 proc.

Ale nam trudno się porównywać do strefy euro. My możemy się raczej porównywać do takich krajów jak: Łotwa, Litwa, Estonia, Czechy, Rumunia, Bułgaria czy Węgry. To jest kwestia m.in. łatwości dostępu do surowców energetycznych, które mają kluczowe znaczenie, gdy chodzi o procesy inflacyjne. Kraje na zachodzie Europy nie były uzależnione w takim stopniu jak państwa naszego regionu od eksportu surowców energetycznych z Rosji, co było czynnikiem decydującym, jeśli chodzi o dynamikę cen w Polsce.

Republiki nadbałtyckie nie prowadzą samodzielnie polityki pieniężnej, więc możemy się porównywać z krajami, które podnosiły stopy mniej więcej w tym samym czasie, nawet odrobinę wcześniej niż my.

Przypomnę, że głos prezesa, z całym szacunkiem dla jego pozycji ustrojowej, ważył tyle samo, ile mój jako członka Rady Polityki Pieniężnej. Prezes w RPP jest primus inter pares.

Ale to prezes prowadzi politykę komunikacyjną banku. Nie powiem, że było to wprowadzanie w błąd, ale zapowiedzi bywały mylące. Miesiąc przed pierwszą podwyżką stóp w 2021 r. prezes mówił, że podnoszenie stóp byłoby szkolnym błędem. Po ostatniej podwyżce cykl zaostrzenia polityki pieniężnej formalnie długo nie był zamknięty. Ale gdy to się stało, to po dwóch miesiącach okazało się, że wtedy już RPP myślała o obniżaniu stóp. Więc było co najmniej trochę zamieszania komunikacyjnego.

Dokładnie pamiętam moment, w którym zastanawialiśmy się, kiedy rozpocząć cykl podwyżek. To był czas, gdy gospodarki polska i europejska wychodziły z „koronakryzysu”. Ale latem 2021 r. jeszcze nie mieliśmy stuprocentowej pewności, że nie będą ogłaszane kolejne lockdowny w gospodarce.

Ale we wrześniu był „szkolny błąd”, a w październiku pierwsza podwyżka.

W październiku już mieliśmy pewność, że lockdownów nie będzie. Wiedzieliśmy, że jeśli chodzi o aktywność w gospodarce, to będziemy wchodzić na ścieżkę sprzed pandemii. Wówczas mogliśmy z pełną determinacją przystąpić do cyklu podwyżek. Jeszcze jeden argument: prezes amerykańskiej Rezerwy Federalnej w tym czasie wypowiadał się w takim samym duchu.

Inna grupa zarzutów dotyczy upolitycznienia banku centralnego i działań wpisujących się w kampanię wyborczą. Obniżki stóp procentowych na kilka tygodni przed wyborami. Konferencje o zmianach traktatowych w UE. Nawet ta ostatnia wspólna konferencja zarządu, podczas której prezes mówił, że chęć pozbawienia jego stanowiska jest równoznaczna z chęcią wprowadzenia nas siłą do strefy euro, co jest w interesie jednego z sąsiadów. Prezes nie mówił, że chodzi o Niemcy, ale jasno to z kontekstu wynikało. W tym samym czasie politycy PiS też formułowali krytyczne głosy w stosunku do Niemiec. Jak reagujecie w NBP na te zarzuty?

To są pewne stwierdzenia na poziomie dość ogólnym. Przypomnę, że niejednokrotnie Narodowy Bank Polski, opiniując przedłożenia rządowych projektów ustaw, zajmował negatywne stanowisko. Najjaskrawszym tego przykładem jest projekt dotyczący wakacji kredytowych. Wspomnę też o brzmieniu art. 21 ustawy o NBP, który mówi o współdziałaniu banku z właściwymi organami państwa w kształtowaniu i realizacji polityki gospodarczej państwa. Ale oczywiście proszę podać klarowny przykład tego upolitycznienia…

Właśnie podałem parę konkretnych przykładów.

Kluczem są postanowienia Konstytucji RP, dokładnie art. 227, w którym pada stwierdzenie, że prezes Narodowego Banku Polskiego nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić innej działalności publicznej, której nie dałoby się pogodzić z godnością zajmowanego urzędu. Gdybyśmy popatrzyli wstecz, choćby na poprzednich prezesów NBP, jak długo należeli do różnych partii politycznych, a jak długo należał prezes Glapiński, to jego przynależność trwała zdecydowanie najkrócej. Inni prezesi byli premierami, wicepremierami, ministrami finansów, angażowali się w procesy meblowania rządów. Przecież to publicznie znany fakt, że jeden z prezesów Narodowego Banku Polskiego żądał w rozmowie z jednym z ministrów, która to rozmowa została upubliczniona, zmiany ministra finansów…

Mówi pan o rozmowie Marka Belki z Bartłomiejem Sienkiewiczem z 2014 r.

Dokładnie. Nie słyszałem, żeby ktokolwiek uruchamiał wówczas Trybunał Stanu dla urzędującego prezesa NBP, a przecież to był bardzo mocny akord zaangażowania politycznego.

Co do kwestii polityki informacyjnej i swego rodzaju billboardów czy banerów informacyjnych, które też były obiektem krytyki… Chciałbym zaznaczyć, że prezes Glapiński przy swoich licznych obowiązkach nie odpowiada wprost za konkretne informacje, które zostały wyrażone na jednym czy drugim billboardzie. Sam nie znajduję powodów, by uznać, że ich treść sprzeniewierzała się temu przepisowi Konstytucji RP, który przed momentem zacytowałem. Te billboardy odnosiły się do określonych faktów. Te fakty mogą być przez uczestników debaty publicznej w różny sposób oceniane. Ale nie można pozbawić jednego z uczestników debaty publicznej – mam na myśli prezesa NBP – prawa do własnej oceny, własnego zdania. To, że za inflację w Polsce w głównej mierze odpowiadała pandemia koronawirusa i wojna wywołana przez Rosję w Ukrainie, jest oczywistością. To nie były rzecz jasna wyłączne przyczyny, ale główne. Dysponujemy szeregiem analiz, które na to wskazywały i wskazują. Trudno byśmy nie informowali opinii publicznej o tym fakcie. Dlaczego mamy to ukrywać? Więc zarzut, że to świadczy o upolitycznieniu, jest z gruntu pozbawiony podstaw.

Narodowy Bank Polski prowadził, prowadzi i będzie prowadził w przyszłości swoją politykę informacyjną, co nie znaczy, że wchodzi w sferę działań politycznych. Zasady współpracy z rządem są ściśle określone prawnie i tak jak były i są realizowane obecnie, tak będą realizowane z przyszłym rządem.

Obniżki stóp?

Były głęboko uzasadnione. Następowały w Polsce wyraźne procesy dezinflacyjne, które przebiegały przez kilka miesięcy, a jako bank mieliśmy pewność, że będą postępować. I tak się stało. W tej chwili mamy inflację na poziomie 6,6 proc., a w lutym br. wynosiła 18,4 proc. Z naszych analiz w tamtym czasie jasno wynikało, że ten proces będzie tak właśnie przebiegał. Dlatego nastąpiło dostosowanie stóp do bieżącej sytuacji. Proces ten został rozłożony na dwa kroki.

Widzieliśmy też, że jeśli chodzi o aktywność gospodarczą, to II i III kwartały roku były słabe. Wielu ekonomistów, ale też nasi analitycy, zastanawiali się, czy 2023 r. zdołamy zamknąć na plusie, jeżeli chodzi o wzrost PKB.

Jak więc widać, decyzje o obniżkach miały charakter wyłącznie merytoryczny, ale gdyby nawet hipotetycznie uznać, że były zbyt radykalne, to wrócę do tego, o czym już mówiłem: była to decyzja organu kolegialnego, a nie samego prezesa Glapińskiego. Podkreślam ponownie, że jest to kompletnie chybiony zarzut.

Na zapowiedzi dotyczące Trybunału Stanu dla prezesa w bardziej zdecydowany sposób zareagowaliście dopiero, kiedy się pojawiła kwestia konfliktu w zarządzie, pism prezesa Muchy, w których zarzucał on brak współdziałania pomiędzy różnymi organami banku centralnego.

Na jednej z ostatnich konferencji prasowych poinformowaliśmy, że nie ma żadnego sporu dotyczącego współpracy. Owszem, była pewna różnica zdań, gdy chodzi o kwestię dostępu do protokołów z posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej. Wskazany przez pana członek zarządu chciał mieć do nich dostęp, mimo że nie uczestniczy w posiedzeniach rady ani nie nadzoruje żadnego z departamentów NBP. Stanowisko naszego departamentu prawnego jest jasne: możliwość dostępu do protokołu rady w takiej sytuacji jest wykluczona. W sytuacji wskazanego członka zarządu pojawiły się jednak dodatkowo roszczenia finansowe, bo uważa on, że premia i nagroda są w banku obligatoryjne.

Czy panu zdarzyło się, że jako członek zarządu nie dostał kiedyś premii lub nagrody?

Mnie nigdy nie przyszło do głowy, że nagroda za pracę może być obligatoryjna. Nie zdarzyło mi się też, żebym od momentu przyjścia do zarządu NBP nie nadzorował żadnego departamentu.

Czy ten konflikt został już rozwiązany? Tego dnia, gdy odbyła się konferencja zarządu, Paweł Mucha napisał na X (dawniej Twitter), że dziękuje dwóm członkom zarządu za możliwość porozmawiania z prezesem. Ale na samej konferencji go nie było. Do dziś też nie nadzoruje żadnego departamentu.

Dla mnie kluczowe są słowa, które wspomniany członek zarządu napisał w czasie, kiedy my byliśmy na konferencji prasowej. Wskazał, że dobro banku centralnego jest najważniejsze. Tych samych słów użył na konferencji prezes Glapiński.

Dlaczego Paweł Mucha nie przyszedł na konferencję?

Skorzystał ze swojego prawa do nieuczestniczenia w konferencji.

Na tej konferencji zapowiadaliście, że zaalarmujecie instytucje międzynarodowe w sprawie zarzutów wobec prezesa. Ile z nich zostało już zaalarmowanych, czy też w jakiś sposób zapoznanych ze sprawą? Czy był jakiś odzew z ich strony? Chodzi zwłaszcza o EBC, który jest chyba najbardziej uprawniony do reakcji w ramach struktur unijnych.

Będąc członkiem Europejskiego Systemu Banków Centralnych, w pierwszej kolejności o próbie nieuzasadnionego wywierania nacisku na prezesa banku poinformowaliśmy właśnie Europejski Bank Centralny, panią prezes Christine Lagarde. Powołaliśmy się na przepisy art. 130 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej oraz art. 14 ust. 2 statutu EBC i ESBC.

Odbyło się to w sposób formalny, czy może np. przy okazji spotkań prezesów banków centralnych w Bazylei, o których od czasu do czasu opowiada prezes Glapiński?

Poinformowaliśmy prezes Lagarde pisemnie. Mamy oczywiście pełną świadomość, że dopóki zarzuty formułowane w stosunku do prezesa Narodowego Banku Polskiego mają charakter wyłącznie wypowiedzi polityków, a nie został sformułowany żaden zarzut prawny w stosownym wniosku, to EBC ma związane ręce, nie ma narzędzi, które mógłby teraz uruchomić. Ale zadziałaliśmy już na tym etapie celowo. Poinformowaliśmy Europejski Bank Centralny i europejską opinię publiczną o działaniach bardzo odstających od standardów europejskich i demokratycznych praktyk utrwalonych w Eurosystemie.

Samo postawienie przed Trybunałem Stanu jest tożsame z zawieszeniem prezesa w obowiązkach. A to oznaczałoby kompletny chaos

Zwrócę w tym momencie uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz, która rzutuje na możliwą sytuację prawną, w jakiej możemy, ale nie musimy się znaleźć. Jest to chronologia uchwalania aktów prawnych. Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej uchwaloną w 1997 r. Ona zapewnia bardzo wysoki standard niezależności Narodowego Banku Polskiego. Mamy poza tym ustawę o Narodowym Banku Polskim z 29 sierpnia 1997 r. Ustawa wskazuje cztery przesłanki przerwania konstytucyjnie zagwarantowanej kadencji prezesa i to jest katalog zamknięty. Tymczasem ustawa o Trybunale Stanu, która przewiduje możliwość zawieszenia prezesa banku w pełnieniu obowiązków, jest z 26 marca 1982 r. Została uchwalona trzy miesiące po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce.

Ten kontekst chyba nie ma dla EBC wielkiego znaczenia?

Ależ ma. W licznych rozmowach, jakie były dotychczas prowadzone, ale przede wszystkim w raportach o konwergencji, zarówno ustawa o Trybunale Stanu, jak i ustawa o Najwyższej Izbie Kontroli są wskazywane jako stojące w sprzeczności ze statutem Europejskiego Banku Centralnego.

Powstaje pytanie, dlaczego do tej pory nikt nie skierował skargi do Trybunału Konstytucyjnego, żeby ten wadliwy przepis wyeliminować z polskiego obrotu prawnego. Odpowiedź w moim przekonaniu jest prosta: bo nikomu do tej pory, mam tu na myśli wszystkie demokratyczne rządy po 1989 r., nie przyszło do głowy, żeby formułować niepoparte prawem polityczne zarzuty, które miałyby służyć postawieniu prezesa NBP przed Trybunałem Stanu. Samo postawienie przed Trybunałem Stanu jest natomiast tożsame z zawieszeniem prezesa w obowiązkach. Co by to zawieszenie oznaczało dla Polski? Dla banku centralnego? Oznaczałoby kompletny chaos. Dlatego dziś wydaje się konieczne, aby podmioty uprawnione wniosły skargę do TK w celu uznania tych przepisów za niekonstytucyjne. Przypomnę, że zgodnie z art. 191 Konstytucji RP z wnioskiem do TK wystąpić mogą m.in. Prezydent RP, marszałek Sejmu, marszałek Senatu, prezes Rady Ministrów, 50 posłów, 30 senatorów. Dziś interes państwa polskiego wymaga pilnego wyeliminowania tych przepisów, które są sprzeczne ze standardami demokratycznego państwa prawnego. Zapewni to każdemu kolejnemu prezesowi Narodowego Banku Polskiego, powoływanemu zapewne w innych konstelacjach politycznych, niezależność. Zniweczy również pokusę takich działań na przyszłość.

Mówił pan, że jest plan awaryjny. Pierwszy zastępca może zastępować prezesa.

I to podtrzymuję. Natomiast chciałbym powiedzieć o teoretycznej możliwości, która wynika z tego szkodliwego przepisu, sprzecznego z konstytucją i z Traktatem o funkcjonowaniu EU. Wszak to zawieszenie mogłoby trwać w nieskończoność…

Do końca kadencji prezesa.

Tak, i rzecz jasna byłoby to ewidentnym pogwałceniem prawa europejskiego i złamaniem polskiej konstytucji. Na szczęście jest kazus dotyczący Banku Łotwy i orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE.

Mówił pan, że EBC na ten moment nie ma podstaw, żeby zareagować na to, co się u nas dzieje. Czy prezes Glapiński dostał od prezes Lagarde jakieś zapewnienie, że może liczyć na wsparcie?

Zgodnie z sygnałami, które otrzymujemy, Europejski Bank Centralny będzie działał adekwatnie i na pewno na czas.

Oprócz alarmowania instytucji międzynarodowych zapowiadali państwo też zwrócenie się do renomowanych kancelarii prywatnych. Czy to już nastąpiło?

Jesteśmy w pełnej gotowości, prowadzimy rozmowy. Zapewniam, że w miarę rozwoju wypadków będziemy dobierać odpowiednie środki prawne.

Do czego ta kancelaria czy kancelarie będą wynajęte? Do obrony NBP? Prezesa NBP? Adama Glapińskiego?

Adam Glapiński jest Adamem Glapińskim, gdy spotyka się ze znajomym na kawę. Natomiast poza tą sytuacją Adam Glapiński jest przede wszystkim prezesem Narodowego Banku Polskiego, przewodniczącym Rady Polityki Pieniężnej i przewodniczącym zarządu NBP.

Na molo w Sopocie jest Adamem Glapińskim czy przewodniczącym RPP?

W tym przypadku był postrzegany i odbierany nie tylko jako Adam Glapiński, ale jako przewodniczący RPP i prezes Banku. Tak postrzegała prezesa rozmówczyni.

Dlatego właśnie pytam, co mają robić te kancelarie.

Jeśli zajdzie konieczność obrony niezależności polskiego banku centralnego przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, one będą wspomagały bank w tym procesie. I jest to w interesie nie tylko samego Narodowego Banku Polskiego, ale przede wszystkim Polski.