Liderami hossy, która na najważniejszych globalnych rynkach trwa od 2009 r., są spółki reprezentujące sektor zaawansowanych technologii. Wzrost kursów w tej branży nie omija także krajowych firm – CD Projektu czy LiveChat.

Koreański Samsung nie ma w ostatnich dniach powodów do zadowolenia – firma zdecydowała, że nie będzie dalej produkować swojego najnowszego smartfona Galaxy 7 Note. Po tym, jak okazało się, że telefon może sam się zapalić, a nawet wybuchnąć, cała licząca 2,5 mln sztuk seria zostanie zutylizowana. Firma szacuje, że wycofanie urządzeń z rynku i ich zniszczenie zmniejszy zyski o 5,3 mld dol., a cała operacja będzie rozliczona do końca I kw. 2017 r. Kwota robi wrażenie, ale nie jest w stanie zachwiać finansami giganta – w zeszłym roku firma zarobiła 17 mld dol., w ciągu ostatnich sześciu lat łączne zyski sięgnęły 110 mld dol. Skandalu nie zbagatelizowali inwestorzy, bo w minionym tygodniu wartość akcji spadła o ponad 6 proc., ale od początku roku notowania w dalszym ciągu są 25 proc. na plusie. Dla porównania – kurs akcji Apple’a, z którym Samsung rywalizuje o miano lidera globalnego rynku smartfonów, podniósł się w tym roku o 13 proc. Amerykańska firma na zarobienie ponad 100 mld dol. potrzebowała trzech lat, połowę mniej niż jej koreański konkurent. Giełda wycenia Apple’a na 630 mld dol. i jest to największa pod tym względem firma na świecie.

– Firmy działające w sektorze zaawansowanych technologii osiągają z reguły wysokie marże, w szczególności w okresach, w których mamy do czynienia ze zwiększonym popytem na ich produkty. Tak było w ostatnich latach w przypadku rynku smartfonów. Dzięki temu takie firmy, jak Apple czy Samsung, były w stanie zwiększać zyski, co przełożyło się na wzrost ich wartości rynkowej. Jeśli firma ma dobrą passę, inwestorzy zakładają, że zyski będą rosły także w przyszłości, i kupują akcje – mówi Mateusz Namysł z Raiffeisen Bank Polska.

Spółki działające w sektorze zaawansowanych technologii są największym beneficjentem trwającej od siedmiu lat hossy na najważniejszych globalnych rynkach akcji. Od dołka w lutym 2009 r. indeks S&P 500, obrazujący poziom kursów w grupie największych amerykańskich przedsiębiorstw, zyskał 191 proc., ale na rynku Nasdaq, gdzie notowane są akcje spółek z sektora technologicznego, kursy podskoczyły w tym czasie o 331 proc. Kiedy na przełomie XX i XXI w. na tym samym rynku rozgrywała się tzw. hossa internetowa, inwestorzy żyli nadzieją transformacji gospodarki amerykańskiej w kierunku tzw. nowej ekonomii, w której decydujące role miały odgrywać wiedza, technologia i internet. Wyobrażenia o tym, jak będzie wyglądał świat w przyszłości, były podstawą do wyceniania spółek na podstawie liczby kliknięć w ich internetowych serwisach, nawet jeśli nie towarzyszyły temu przychody, a tym bardziej zyski. Dzisiaj jest inaczej, bo wyobrażenia zmieniły się w rzeczywistość – w II kw. tego roku wartość sprzedaży detalicznej online w USA sięgnęła 100 mld dol. (8 proc. całości). Była o 15 proc. wyższa niż rok wcześniej.

Jak ten trend wpływa na giełdowe wyceny firmy? Na początku hossy w 2009 r. Amazon, największy internetowy sklep na świecie, wyceniany był na 23 mld dol., co stanowiło nieco ponad 10 proc. wartości rynkowej Wal-Martu, największej sieci sklepów w USA. Obecnie Amazon jest wart niemal 393 mld dol., Wal-Mart o niemal połowę mniej, choć ta druga firma w dalszym ciągu ma zdecydowanie wyższe przychody i zyski niż pierwsza.

Internet stał się bardzo ważnym kanałem komunikacji firm ze swoimi klientami, co napędza rynek reklamy online, a technologia wkroczyła we wszystkie obszary gospodarczej aktywności – przed naporem konkurencji ze strony nowych, agresywnych graczy musi bronić się nawet sektor bankowy. Choć innowacyjność i postęp kosztują, to jednak liderzy w swoich segmentach rynku są w stanie dostarczać inwestorom zyski liczone w miliardach dolarów.

– Piętnaście lat temu nie było odpowiedniej infrastruktury, żeby prowadzić na dużą skalę biznes online. A skala ma tutaj decydujące znacznie, bo zbudowanie i utrzymanie szerokiej sieci dystrybucji za pośrednictwem internetu wiąże się z wysokimi kosztami stałymi. Ale kiedy uda się już zgromadzić odpowiednio dużą grupę klientów, zyski zaczynają szybko rosnąć – ocenia Mateusz Namysł.

Tak jest w przypadku firmy Alphabet, właściciela wyszukiwarki Google, który przy 82 mld dol. rocznych przychodów osiągnął w zeszłym roku 22 mld dol. zysku.

Technologiczna rewolucja oraz związane z tym zmiany kursów akcji i relacji między wartością rynkową firm reprezentujących nowoczesne sektory i branże tradycyjne nie dotyczą tylko rynku amerykańskiego. Największą pod względem wartości rynkowej chińską korporacją stał się portal e-commerce’owy Alibaba, w Niemczech na czoło wysunął się tworzący oprogramowanie SAP, choć jeszcze kilka lat temu o miano lidera konkurowały Deutsche Bank i ubezpieczeniowy Allianz.

– Siła spółek technologicznych jest także pochodną słabości innych branż – zwraca uwagę Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI.

Na polskim rynku odbiciem rosnącej popularności spółek reprezentujących sektor zaawansowanych technologii jest wzrost kursu produkującego gry komputerowe CD Projektu – o 850 proc. w ciągu pięciu lat. Akcje notowanego na GPW od połowy 2014 r. LiveChatu, który dostarcza firmom oprogramowanie do zdalnego kontaktu z klientami, wzrosły od debiutu niemal 170 proc., a kurs Medicalgorithmics, producenta urządzenia do zdalnego monitorowania akcji serca, zyskał ponad 200 proc. w ciągu trzech lat. Każda z tych trzech firm weszła ze swoimi produktami na globalny rynek.

Na naszej giełdzie wybór spółek reprezentujących zaawansowane technologie jest niewielki, a przez to ich wyceny często są wygórowane. Dlatego rozpatrując ewentualną inwestycję w spółki zaawansowanych technologii, warto zastanowić się nad kupnem akcji notowanych na rynkach zagranicznych. To możliwe, bo większość krajowych biur maklerskich ma w swojej ofercie dostęp do zagranicznych rynków. Konkurencja między brokerami sprawiła też, że w porównaniu ze stanem sprzed kilku lat znacznie spadły prowizje. Zaczynają się od 0,29 proc. wartości transakcji. Są więc zbliżone do tych, jakie ponosi się przy zakupie akcji na GPW. Przy tym zawsze obowiązuje pewna minimalna wartość opłat. Na przykład w DM BOŚ wynosi ona 38 zł (w przypadku klientów generujących wyższe obroty biuro umożliwia negocjację podstawowej stawki), w DM BZ WBK 12 euro, dolarów (bądź innych walut, w zależności od giełdy; w ramach promocji do końca roku biuro oferuje obniżoną stawkę podstawową w wysokości 0,19 proc. wartości transakcji). Z reguły klienci mogą też korzystać z automatycznego przewalutowania, czyli składać zlecenia kupna zagranicznych akcji, dysponując na koncie złotówkami. Oferta biur się różni, jeśli chodzi o liczbę dostępnych rynków. DM BOŚ umożliwia zawieranie transakcji w USA, na rynku we Frankfurcie i Londynie, DM BZ WBK oferuje dostęp do 10 rynków, DM PKO BP do dwudziestu jeden. Każde z biur maklerskich deklaruje, że zainteresowanie ofertą dostępu do rynków zagranicznych ze strony inwestorów detalicznych rośnie.

Internet stał się ważnym kanałem komunikacji firm ze swoimi klientami

Hossa producentów gier

Na krajowym rynku wzrost kursów spółek działających w sektorze zaawansowanych technologii najsilniej odczuwalny jest w grupie firm zajmujących się produkcją gier komputerowych. Liderem branży jest CD Projekt, który w zeszłym roku zarobił 342 mln zł, przy przychodach na poziomie 800 mln zł. W porównaniu z 2014 r. przychody firmy były siedmiokrotnie większe, zysk netto zwiększył się 68 razy. To efekt globalnego sukcesu gry „Wiedźmin”, którą CD Projekt sprzedał w ponad 20 mln egzemplarzy. Żeby uhonorować wkład CD Projektu w promocję polskiej kultury za granicą, Poczta Polska zdecydowała się wydać znaczek z „Wiedźminem”. Wycena giełdowa CD Projektu oscyluje wokół miliarda dolarów i jest niewiele niższa niż kapitalizacja CCC, największego producenta butów na Starym Kontynencie, czy Asseco Poland, największego wytwórcy oprogramowania w naszym regionie Europy.

CD Projekt jest największą firmą w branży, ale pod względem skali wzrostu kursu przegrywa z innymi spółkami. Notowania akcji 11 Bit Studios podrożały w ostatnich trzech latach o ponad 1200 proc., a kurs papierów notowanego na rynku NewConnect Bloobera poszedł w tym czasie w górę o niemal 750 proc. Run na branżę widać też na rynku pierwotnym, gdzie emisję akcji o wartości 62,4 mln zł sprzedał PlayWay, a w nadchodzącym tygodniu o pieniądze inwestorów będzie się starała Artifex Mundi. W tym wypadku wartość oferty może przekroczyć 200 mln zł. Branża stała się na tyle popularna, że GPW zastanawia się nad jej wyróżnieniem i utworzeniem indeksu, który będzie oddawał poziom kursów akcji producentów gier.

– To pomysł dość oryginalny, biorąc pod uwagę, że indeksu branżowego nie mają np. spółki specjalizujące się w sprzedaży detalicznej, gdzie mamy takie firmy jak CCC czy LPP. Znaczenie tego sektora dla gospodarki jest bez porównania większe niż producentów gier – zwraca uwagę Konrad Księżopolski, szef działu analiz w Haitong Banku.

Zdaniem części ekspertów pomysł GPW powinien też skłonić inwestorów do refleksji, czy hossa w branży nie zabrnęła zbyt daleko. Przypomnijmy, że kiedy w połowie 2007 r. giełda postanowiła wyróżnić własnym indeksem spółki deweloperskie, długoterminowy trend wzrostowy w branży właśnie dobiegał końca. W ciągu roku od powstania indeksu jego wartość spadła o więcej niż połowę.

Podobnie było z utworzeniem rynku NewConnect, który miał wyróżnić z kolei innowacyjne spółki, znajdujące się na wczesnym etapie rozwoju. Przez rok kursy spadły o ponad 45 proc. To jeden z paradoksów rynku – kiedy wszyscy już orientują się, że w danej branży panuje hossa, jest to sygnał, że długoterminowy trend wzrostowy zbliża się do końca. Warto też wziąć pod uwagę, że w tym roku zyski lidera branży będą już zapewne spadać. CD Projekt zwiększył zatrudnienie, bo pracuje nad kolejną grą, a szczyt sprzedaży „Wiedźmina” miał miejsce w zeszłym roku.

OPINIE

Zainteresowanie rynkami zagranicznymi rośnie

Dawid Błaszczyk kierownik ds. rozwoju rynków zagranicznych, Dom Maklerski BOŚ

Oferta rynków zagranicznych cieszy się stałym zainteresowaniem klientów detalicznych, którzy w obliczu spadających obrotów na GPW, braku pozytywnych bodźców dla warszawskiej giełdy oraz w świetle panującej hossy na rynku amerykańskim czy niemieckim szukają możliwości inwestycji na giełdach poza Polską. Na zainteresowanie ma także wpływ to, że inwestycje na giełdzie w USA czy w Londynie nie są obecnie związane z bardzo dużymi kosztami transakcyjnymi, co miało miejsce jeszcze parę lat temu. Prowizje są już coraz bardziej zbliżone do tych z GPW, a czasami nawet niższe. Równocześnie większa płynność na obcych giełdach daje możliwość bardziej komfortowego obrotu. Ważną cechą jest także to, że klient detaliczny może zawierać te transakcje samodzielnie przez system internetowy domu maklerskiego. Kiedyś standardem była obsługa rynków zagranicznych wyłącznie przez telefon. Bardzo dużą popularnością osób handlujących na obcych giełdach cieszą się fundusze ETF. Te, niestety, na GPW występują w szczątkowej formie, podczas gdy w USA jest notowanych prawie 2000 funduszy ETF. Dają one możliwość inwestycji w wiele klas aktywów, zarobku nawet w przypadku spadków na rynkach oraz umożliwiają wykorzystanie bardzo niewielkiej dźwigni. Klienci na rynkach zagranicznych uaktywniają się w okresach dekoniunktury na GPW.

Spółki technologiczne nauczyły się zarabiać pieniądze

Jarosław Niedzielewski dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI

Wzrostowi kursów spółek technologicznych sprzyjał silny popyt ze strony konsumentów, dzięki czemu firmy mogły zwiększać przychody i zyski. Branża miała szansę zabłysnąć także dlatego, że wiele innych sektorów znalazło się w kłopotach. Kryzys spowodował głęboki regres w inwestycjach, więc ucierpieli producenci dóbr inwestycyjnych, spadek cen surowców uderzył w spółki górnicze, a niskie stopy procentowe wpływają negatywnie na kursy akcji banków i firm ubezpieczeniowych. Spółki technologiczne nauczyły się też po prostu zarabiać pieniądze. Liderzy stali się na tyle dużymi i zasobnymi w kapitał korporacjami, że są w stanie rozszerzać swoją działalność poza obszar, w którym się dotychczas specjalizowali. Stąd na przykład projekt samochodu bez kierowcy realizowany przez Google czy prace nad samochodem elektrycznym, prowadzone przez Apple. Za sprawą takich firm technologiczna rewolucja będzie się rozszerzać, co stanowi wyzwanie dla liderów w tradycyjnych sektorach – na przykład w przemyśle samochodowym.