W piątek dziewiętnastego sierpnia miało miejsce zdarzenie bez precedensu w historii warszawskiej giełdy. Nie zostało odnotowane, ale tak to bywa z działaniami nowatorskimi. Otóż na zwyczajnym walnym zgromadzeniu akcjonariusze jednej z firm podjęli uchwałę o jej... likwidacji.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna





W historii rynku tylko raz, no, może dwa razy, do projektu uchwał walnego zgromadzenia dodano punkt o likwidacji spółki. Udziałowcy dwóch narodowych funduszy inwestycyjnych (NFI Fortuna SA i NFI Victora SA) podjęli taką decyzję we wrześniu 2006 r. Motywy były proste... optymalizacja podatkowa przy podziale majątku. Uchwały zostały podjęte, ale rok później w grudniu likwidację uchylono. Akcjonariusze doszli do wniosku, że majątek można podzielić inaczej, a status spółki giełdowej notowanej na rynku regulowanym ma wartość samą w sobie. Pisanie i zatwierdzanie prospektu, wprowadzanie akcji do obrotu, oferta publiczna, procedury, doradcy, audytorzy i tak dalej. To wszystko kosztuje i zajmuje czas. Dlatego przejęcie pustej spółki jest zjawiskiem znanym. W literaturze nazywane jest to odwrotnym przejęciem, ale potocznie mówimy o kupnie „wydmuszki”.
Do annałów rynku przeszły opowieści o producencie butów (Ariel SA), który został firmą informatyczną (Internet Group SA), a jest teraz firmą inwestycyjną (W Investments SA) oraz o zakładach mięsnych (Pekpol SA), które zaczęły handel stalą (Arksteel SA), aby stać się na koniec wydawnictwem prasowym (Point Group SA). Teraz inne wydawnictwo prasowe wchodzi na giełdę, jeszcze bardziej pokrętną drogą. Ale o tym pisać nie powinienem.
Wracając do transformacji. Tę opisaną na wstępie nietypową decyzję podjęli akcjonariusze Zakładów Mięsnych Mysław SA. W protokole walnego zgromadzenia jest to jedna krótka uchwała: w pierwszym punkcie postanawia się o likwidacji spółki, a w drugim powierza funkcję likwidatora dotychczasowemu prezesowi zarządu. To wszystko. Koniec – dosłownie i w przenośni. W tym miejscu każdy zastanawia się, jakie były motywy takiego nietypowego postępowania. Z analizy wcześniejszych komunikatów spółki wynika, że głównym motywem są czas i niechęć do dzielenia się aktywami.
Sytuacja finansowa tej firmy jest bardzo skomplikowana. Zadłużona na ponad 20 mln zł w ING Banku Śląskim SA, szukała środków na rynku giełdowym. W 2014 r. emitowano kolejne serie akcji oraz obligacji. W lipcu na rynku NewConnect zadebiutowały akcje, a we wrześniu obligacje na rynku Catalyst. W planach był rynek główny – spółka złożyła do KNF prospekt emisyjny. Przed emisjami w raporcie rocznym pokazano 5,7 mln zł zysku za 2013 r. wobec 4,3 mln zł w 2012 r. Do tego doszło jeszcze 3,5 mln zł w trzech kwartałach 2014 r. Było pięknie, było inwestycyjnie, było modelowo.
W lutym 2015 r. zrezygnowała prezes zarządu, a spółka nie opublikowała w terminie raportu za IV kwartał, tłumacząc się nieobecnością i chorobą zarządu. Giełda zawiesiła obrót akcjami. W kwietniu spółka poinformowała, że nie jest w stanie zapłacić odsetek od obligacji. Dwa tygodnie wcześniej wycofano z KNF wniosek o zatwierdzenie prospektu emisyjnego, co sugeruje, że decydenci obawiali się poświadczania nieprawdy, a audytor wycofał swój podpis. Kiedy już opublikowano raport za IV kwartał, wykazano... 10,1 mln zł straty. „Osiągnięte wyniki wskazują na wystąpienie trudnej sytuacji w Grupie i wymagają natychmiastowych działań restrukturyzacyjnych i naprawczych” – czytamy w raporcie. Żadnych dodatkowych wyjaśnień.
W październiku ustanowiono tymczasowego nadzorcę sądowego, bo już w sierpniu zarząd złożył wniosek o ogłoszenie upadłości obejmującej likwidację majątku, o czym nie poinformował rynku. I tu niespodzianka, w lutym tego roku sąd oddalił wniosek o upadłość, co może oznaczać, że popełniono w nim błędy formalne.
W bilansie skonsolidowanym sporządzonym na koniec 2015 r. spółka wykazała nieruchomości o wartości bilansowej 43,5 mln zł. W pasywach dominują zobowiązania finansowe, czyli kredyty i pożyczki 29,8 mln zł oraz niewykupione obligacje – 7,3 mln zł.
Gdyby spółka została postawiona w stan upadłości, wówczas zostałby powołany syndyk i to on podejmowałby decyzje o sprzedaży aktywów i pokryciu zobowiązań. On też przeglądałby księgi, analizował operacje finansowe, szukał odpowiedzi na trudne pytania. Jeżeli spółka będzie likwidowana przez byłego prezesa, wówczas ośrodek decyzyjny się nie zmieni. Oczywiście w każdym z przypadków zobowiązania zostaną spłacone z likwidowanego majątku. Oczywiście.