„Rząd zawsze się wyżywi”, pamiętacie, prawda? W rzeczywistości jest gorzej, bo elity zawsze i w każdych okolicznościach znajdą sposób na to, by zabolało innych. Nie wierzycie? To zobaczcie, co się dzieje w Rosji toczącej od trzech lat wojnę z Ukrainą.
Na początek rzut oka na dwa rankingi przygotowane przez „Forbesa”: zestawienie rosyjskich miliarderów z 2021 r., ostatnie sprzed inwazji, oraz lista bogaczy z 2024 r. Różnice? Ta druga lista jest dłuższa. Jest na niej 125 nazwisk, podczas gdy w 2021 r. było „tylko” 123. Oznacza to, że w ciągu trzech lat w toczącej wojnę Rosji przybyło miliarderów; na dodatek majątki jednej trzeciej notowanych rozrosły się. Jak do tego doszło, pokazują ekonomiści Simeon Djankow (były pracownik Banku Światowego, a potem wicepremier Bułgarii) oraz Anastazja Gołowczenko z LSE. Wskazują na cztery kanały, którymi postępowała w latach 2022–2024 akumulacja rosyjskiego kapitału w wojenno-sankcyjnym otoczeniu.
Pierwszy – to przejmowanie przez rosyjski biznes aktywów zagranicznych korporacji, które się z tego kraju po wybuchu wojny wycofały. Ponieważ rusyfikacja odbywała się w pośpiechu, to i ceny wykupu były wyjątkowo korzystne. W ten sposób w rosyjskie ręce trafiła infrastruktura wydobywcza należąca uprzednio do kanadyjskiego Kinross Gold, papiernie amerykańskiego International Paper czy też zakłady farmaceutyczne cypryjskiego Bionu. A ponieważ były to przedsięwzięcia nieźle sobie radzące, to ich zyski zasiliły portfele postaci takich jak np. Władimir Potanin.
Drugi – substytucja importu. W wyniku sankcji oraz presji społecznej bardzo wiele zachodnich firm przestało sprzedawać swoje towary do Rosji, ale jednocześnie rosyjski popyt na te dobra nie stopniał. I zaczął być zaspokajany przez rodzimych producentów. Szczególnie mocno widać to w branży farmaceutycznej – i tak np. majątek magnata produkcji leków Wiktora Charitonina podwoił się.
Trzeci – kłopoty europejskich (w tym polskich) producentów nawozów. Ich utracone profity to zysk rosyjskich konkurentów. Jak choćby właściciel koncernu Uralchem Dmitrij Mazepin. To tutaj trzeba też uwzględnić niszczący wpływ wielkich wzrostów cen energii – a co za tym idzie: produkcji – z lat 2021–2022. Rosjanie – mimo sankcji – na tym zarabiali.
Czwarty – to wzrost popytu wewnętrznego w samej Rosji. W pierwszej chwili może to brzmieć dziwacznie, bo przecież na Zachodzie panuje przekonanie, że Rosjanom żyje się teraz gorzej. Rzeczywistość – pokazują Djankow i Gołowczenko – jest bardziej skomplikowana. Bardzo możliwe, że siła nabywcza przeciętnego Rosjanina zmalała. Ale też przeciętny Rosjanin od wybuchu wojny zdecydowanie mniej wyjeżdża z kraju, więc w efekcie pieniądz pozostaje w obiegu wewnętrznym, zwiększając obroty sieci spożywczych albo producentów alkoholu. To tajemnica wielkich awansów na liście takich najbogatszych biznesmenów jak Siergiej Schneider, właściciel sieci tanich marketów Swietofor.
To wszystko nie oznacza, że Moskwa nie ponosi żadnych kosztów wojowania z Ukrainą. Straty są i to bolesne. Problem w tym, że nie dotykają one tych, którzy mogliby mieć największy wpływ na zmuszenie rosyjskiej klasy politycznej do zejścia z wojennej ścieżki. ©Ⓟ