Większość z nas potrafi intuicyjnie opisać zwolenników poszczególnych ugrupowań politycznych. Wnioski wyciągamy na podstawie słów swoich znajomych, działań grup społecznych, z którymi obcujemy, mediów i innych sfer publicznego dyskursu, a na to wszystko nakładamy jeszcze filtr osobistych sympatii i uprzedzeń. Wielu z nas lewica kojarzyć się będzie głównie z kobietami oraz wykształceniem humanistycznym, zaś prawica z absolwentami politechnik oraz przedsiębiorcami. A czy bylibyśmy w stanie zgadnąć, na kogo głosuje dana osoba, znając jedynie jej charakterystykę społeczno-ekonomiczną?
Próby odpowiedzi na to pytanie podjęli się Amory Gethin (École d'économie de Paris), Clara Martinez-Toledano (Imperial College London) i Thomas Piketty (École d'économie de Paris), którzy przeanalizowali ankiety towarzyszące ponad 300 wyborom przeprowadzonym w 21 krajach od 1948 r. Jak przyznają badacze, wykorzystują w ten sposób niemal wszystkie dostępne dane łączące preferencje wyborcze z osobistą charakterystyką głosującego. Aby uczynić sceny polityczne różnych krajów współmiernymi, kategoryzują partie jako lewicowe – zaliczają do nich ugrupowania socjaldemokratyczne, socjalistyczne, komunistyczne i o profilu ekologicznym, oraz prawicowe – czyli konserwatystów i chrześcijańskich demokratów.
Ich najważniejsze odkrycie może korespondować z ogólnym wrażeniem skomplikowania się globalnej sceny politycznej – same liczby pokazują, że przestrzeń podziału politycznego stała się bardziej wielowymiarowa. Co to oznacza? W latach 60. wyborcy lepiej wykształceni i zamożniejsi byli bardziej skłonni do popierania prawicy. Jako ową większą skłonność badacze rozumieją w tym przypadku różnicę w głosach dla danej grupy między 10 proc. najlepiej wykształconych (i odpowiednio najbogatszych) a pozostałymi 90 proc. W latach 1961–1965 różnica ta wynosiła w obu grupach ok. 15 pkt proc. na korzyść prawicy. Można więc upraszczając, powiedzieć, że ugrupowania prawicowe były wówczas elitarne, a lewicowe – masowe.
Kiedy przyjrzymy się trendom zachodzącym od tamtego czasu, w oczy rzuci się narastająca rozbieżność. O ile najbogatsi w dalszym ciągu pozostają wierni prawicy – z przewagą oscylującą między 8 a 16 pkt proc., o tyle szala u wyborców najlepiej wykształconych przechyliła się wyraźnie na korzyść lewicy, dochodząc w najnowszych danych do przewagi rzędu 10 pkt proc. Autorzy prowokacyjnie nazywają to rywalizacją „brahmin left” z „merchant right”, czyli lewicy uczonych z kupiecką prawicą.
Wydaje się więc, że wybory nie są już prostą rywalizacją między elitami a masami. Niezależnie od tego, czy postrzegamy programy polityczne jako w większej mierze dyktowane względami ideowymi, czy też realizujące interesy partykularnych grup, musimy odnotować, że profil wyborców się skomplikował, a jedna partia może trafiać do bardzo zróżnicowanego elektoratu, zwłaszcza w systemach dwupartyjnych. Można tu wychwycić związek z teorią Pierre’a Bourdieu, który już ponad 40 lat temu postulował, że elity intelektualne i finansowe poruszają się po nieco innych polach rywalizacji, co oddziałuje na ich gusta i przekonania.
W jednej ze swoich wcześniejszych prac Piketty analizował także związek poglądów politycznych z dochodem własnym oraz rodziców. Jak się okazuje, wyborcy, którzy doświadczyli znacznej mobilności społecznej (czyli mają dochód klasyfikowany jako wysoki przy niskich zarobkach rodziców lub znajdują się w grupie o niskim dochodzie, będąc dziećmi osób dobrze zarabiających) są skłonni do głosowania na lewicę. Francuski ekonomista tłumaczy to m.in. tym, że bezpośrednie doświadczenie mobilności społecznej zmniejsza przekonanie o zasadniczym wpływie własnej pracy i własnych zdolności na sytuację życiową, które to tradycyjnie jest kojarzone z poglądami prawicowymi i liberalnymi gospodarczo.
Określenie przyczyn przesunięć i zróżnicowań w poglądach zachodzących w ostatnich kilkudziesięciu latach jest zadaniem znacznie trudniejszym niż ich zaobserwowanie. Dostarczone przez ekonomistów wnioski stanowią jedynie przyczynek do przyszłej pracy, którą politolodzy, socjolodzy i sami ekonomiści będą musieli wykonać, aby pogłębić nasze zrozumienie determinantów wyborów politycznych. ©Ⓟ