Prognozy ekspertów są optymistyczne – cena baryłki gatunku Brent powinna kształtować się poniżej 75 dol.

Od początku sierpnia na rynku ropy naftowej jest wyjątkowo spokojnie. Cena baryłki gatunku Brent utrzymuje się między 70 i 80 dol. To jak na standardy ostatnich kilku lat dość niski poziom – gdy w połowie września notowania spadły chwilowo poniżej 69 dol., był to najniższy kurs od grudnia 2021 r. W przyszłym roku nie powinno być drożej.

Jak wynika z niedawnej ankiety przeprowadzonej przez Agencję Reutera wśród 41 ośrodków analitycznych, średnia cena za baryłkę wyniesie w przyszłym roku niecałe 75 dol. Od siedmiu miesięcy prognozy przyszłorocznych cen spadają. To sugeruje, że jeśli w jakimś kierunku rzeczywistość rozminie się z prognozami, to raczej realne notowania będą niższe od oczekiwań. Na przykład ekonomiści Citi szacują przyszłoroczną cenę baryłki Brent na 60 dol.

Z prognozy opublikowanej w zeszłym tygodniu przez Międzynarodową Agencję Energii (IEA), organizację afiliowaną przy Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), wynika, że w przyszłym roku produkcja ropy naftowej, licząc także z ekwiwalentami przeliczanymi na baryłki, wzrośnie o 1,9 mln baryłek dziennie do 104,8 mln. Za 80 proc. zwiększonej produkcji będą odpowiadać państwa spoza kartelu OPEC+ zrzeszającego 12 państw z Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) i 9 krajów współpracujących, z Rosją na czele. Więcej surowca na rynek będą dostarczać przede wszystkim Stany Zjednoczone, Brazylia, Gujana, Kanada i Argentyna. Jednocześnie prognozowane przez IEA zużycie ropy w przyszłym roku wyniesie 103,9 mln baryłek. Innymi słowy bieżąca produkcja będzie wyższa od zapotrzebowania, co powinno ograniczać ewentualne wzrosty cen surowca.

W praktyce ropy na rynku może być więcej. Od ponad dwóch lat OPEC+ ogranicza produkcję surowca, starając się utrzymać jego cenę na odpowiednim poziomie. Budżet Arabii Saudyjskiej równoważy się przy ok. 90 dol. za baryłkę. Rosjanom wystarczy cena gatunku Brent w okolicach 80 dol. – wówczas są w stanie sprzedawać swoją ropę po ok. 70 dol. za baryłkę i osiągnąć zakładane 240 mld dol. rocznych przychodów ze sprzedaży węglowodorów. Łącznie OPEC+ zmniejszył produkcję o niemal 6 mln baryłek dziennie. Z tej kwoty 2,2 mln baryłek to dodatkowe, dobrowolne ograniczenia, wprowadzone głównie przez Arabię Saudyjską i Rosję. Z tych cięć sygnatariusze porozumienia mieli się stopniowo wycofywać od października. Ostatecznie zapadła decyzja, że produkcja będzie stopniowo przywracana od kwietnia przyszłego roku. Ograniczenia uzgodnione na poziomie całej organizacji obowiązują do końca 2025 r.

„Po ostatnich działaniach OPEC Plus bardziej prawdopodobne jest przedłużenie cięć w wydobyciu, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie wykluczam jednak narastających nieporozumień wewnątrz organizacji, szczególnie gdy cena będzie niska” – napisali w analizie eksperci ING. Ostatecznie, żeby zapewnić odpowiednie przychody do swoich budżetów, członkowie organizacji mogą się zdecydować na zwiększenie wydobycia. Arabia Saudyjska, która w największym stopniu ograniczyła swoją produkcję, kilkukrotnie w minionym roku zwracała uwagę na to, że nie wszyscy przestrzegają ustalonych limitów wydobycia. OPEC+ nie może też obniżonej produkcji utrzymywać w nieskończoność, ponieważ traci przez to udziały w rynku m.in. na rzecz Stanów Zjednoczonych. Kreślone przez niektórych analityków prognozy spadku cen ropy do 30–40 dol. warunkowane są zmianą polityki wydobywczej kartelu. To nie jest niemożliwe – gdy w 2020 r. głównym celem Arabii Saudyjskiej było zdobycie jak największych udziałów w rynku, a jednocześnie globalną gospodarkę zatrzymała pandemia, cena ropy spadła do... zera.

Podobnie jak większość prognoz ekonomicznych, tak również oczekiwania wobec rynku ropy pełne są niepewności związanej z objęciem w styczniu urzędu prezydenta USA przez Donalda Trumpa. W krótkim terminie republikanin może ograniczyć podaż ropy, nakładając sankcje na Iran. Część analityków zakłada taki scenariusz, prognozując zmniejszenie dostaw z tego kraju o ok. 1 mln baryłek dziennie. Biorąc pod uwagę nadwyżki mocy produkcyjnych w innych państwach, wpływ takiego scenariusza na ceny nie powinien być znaczący.

Trump może również podjąć działania zmierzające do zwiększenia wydobycia ropy i gazu w USA, co obiecał w kampanii wyborczej. Z ankiet przeprowadzonych przez oddziały amerykańskiej Rezerwy Federalnej w Dallas i Kansas wynika, że nafciarze w USA do robienia nowych odwiertów potrzebują ceny gatunku WTI na poziomie co najmniej 64 dol. W pobliżu tej wartości kształtują się bieżące notowania. Jeśli nowy prezydent zmniejszy liczbę regulacji i obniży podniesione przez administrację Joego Bidena opłaty związane z dzierżawą gruntów federalnych, ma szansę ten próg opłacalności obniżyć. Na gruntach federalnych wydobywana jest jedna czwarta amerykańskiej ropy.

Wzrost cen ropy w 2025 r. jest mało prawdopodobny także ze względu na ograniczony popyt ze strony Chin, największego importera surowca na świecie. W październiku już ponad połowa sprzedanych aut w drugiej co do wielkości globalnej gospodarce miała napęd hybrydowy, elektryczny lub była hybrydą plug-in. Z szacunków amerykańskiego Departamentu Energii wynika, że w III kw. zużycie paliw silnikowych było w Chinach o ponad 10 proc. niższe niż przed rokiem. To najważniejszy powód, z jakiego tegoroczne prognozy wzrostu popytu na ropę, kreślone przez OPEC+, okazały się mocno przestrzelone. ©℗

ikona lupy />
Rynek ropy naftowej / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe