W artykule dla „Dziennika Gazety Prawnej” prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński pisze o wysokiej inflacji i stopach procentowych, które nie mogą być obniżone. Nie daje nadziei na szybką zmianę. Popełnia błąd, czy robi to, co konieczne?
Tytuł artykułu prezesa Glapińskiego jest jasny i nie pozostawia wątpliwości: „Nie ma podstaw do obniżenia stóp procentowych”.
Czy i kiedy będą? Kiedy to się zmieni? Kiedy odetchniemy od wysokiej inflacji i wysokich stóp? I najważniejsze pytanie - dlaczego takich podstaw brak?
Po kolei.
Wysoka inflacja jest najważniejszym problemem
Chętnie wytykam bankowi centralnemu, a co za tym idzie również prezesowi Glapińskiemu, błędy i potknięcia. Będzie jeszcze o nich mowa. Jednak tym razem muszę przyznać, że ma rację. Nie ma podstaw do obniżenia stóp procentowych.
W ostatnich miesiącach ukazało się wiele artykułów, wskazujących że stopy są za wysokie i powinny być obniżone. Inflacja przecież spadła, los kredytobiorców jest trudny, a gospodarce przyda się więcej paliwa, czyli więcej pieniędzy.
Były to głosy niemądre. Populistyczne. Schlebiały tylko kredytobiorcom, bez zwracania uwagi na interes ogółu, na interes społeczeństwa. Oznaczały krótkowzroczność. Brak rozsądku.
Bałem się, że bank centralny zagra pod publiczkę. Robił to przecież wielokrotnie.
Na szczęście tak się nie stało. Nie będę wnikał - dlaczego. I jakie znaczenie miała tutaj zmiana rządu i układu politycznego w kraju. Po prostu dobrze się stało, że stopy nie zostały obniżone.
Głos prezesa Glapińskiego i tezy zawarte w jego artykule wskazują, że tak się nie stanie również w najbliższym czasie.
Przyjmuję tę deklarację z ulgą!
Dlaczego stopy muszą być relatywnie wysokie
Jak prezes Glapiński uzasadnia teraz swoje stanowisko? Po pierwsze, inflacja jest bardzo wysoka. Oczywiście nie wynosi już np. 16% (a sięgała i wyżej), ale około 5%. Jednakże to oznacza, że jest wciąż zdecydowanie za wysoka. A prognozy wskazują że będzie taka nadal, że nadal będzie bardzo mocno przekraczać cel banku centralnego (2,5%, z możliwością odchyleń w widełkach1,5-3,5%).
Jakże miło mi czytać, kiedy pan prezes Glapiński pisze, że banki centralne muszą przywrócić stabilność cen. Że nadszedł czas na przywrócenie trwałej (!) stabilności cen. Kiedy twierdzi: w przeciwnym razie budowane mozolnie przez dekady zaufanie do pieniądza zniknie, a świat pogrąży się w monetarnym chaosie.
Nic dodać, nic ująć. Podpisuję się obiema rękami.I tylko trochę żałuję, że nie mówił tak zdecydowanie kilka lat wcześniej, gdy problem z inflacją się pojawił, a potem rozrósł do monstrualnych rozmiarów.
Słusznie pan prezes zauważa również, że w strefie euro i w Stanach Zjednoczonych inflacja jest już blisko rozsądnego poziomu, czyli celu banków centralnych. To oczywiście oznacza, że istnieje możliwość obniżania stóp procentowych. Pieniądz może być tańszy. Polsce sytuacja wygląda jednak inaczej.Jak już wspomniałem: inflacja znacząco przewyższa rozsądny poziom, w tym także maksymalny dopuszczalny poziom (3,5%) wyznaczony przez bank centralny. I będzie tak jeszcze przez wiele miesięcy.
To nie jest jedyny powód, dla którego stopy nie mogą być obniżone.
Słusznie prezes Glapiński pisze o luźnej polityce fiskalnej. Mówiąc najprościej, chodzi o to, że rząd wydaje za dużo. Albo nie oszczędza tyle, ile powinien i mógłby.
Nie oceniam, czy polityka fiskalna rządu jest właściwa, czy niewłaściwa. Zgadzam się jednak, że jest luźna. Jest to kontynuacja luźnej, jeszcze luźniejszej, polityki poprzedniego rządu. Pod tym względem obecny rząd wszedł w buty poprzedniego. W kampanii wyborczej z poprzedniego roku mieliśmy do czynienia z licytacją na obietnice i wydatki. Płacimy tego cenę. To jest jednak osobny temat. Tu istotne jest tylko jedno. Skoro nie ma zacieśnienia polityki fiskalnej, czyli istotnych, zauważalnych, a tym bardziej mocnych ruchów oszczędnościowych, to znaczy że rząd nie przyczynia się do wygaśnięcia wysokiej inflacji tak, jak by należało. Nie przejmuje się nią aż tak bardzo.
Gospodarka ma się dobrze
Skutkiem szybkiego wzrostu cen, a jeszcze niedawno absurdalnie szybkiego wzrostu cen, dwucyfrowego, jest oczywiście to, że zaczęły mocniej rosnąć płace. Ten wzrost jest dwucyfrowy. Jest uzasadniony i można powiedzieć należny pracownikom. Jednak oznacza on więcej pieniędzy na rynku.
Nie jest to czynnik, jak wszyscy rozumiemy, który ogranicza inflację, lecz czynnik, który jest proinflacyjny.
Do katalogu takich czynników można też dodać wzrost gospodarczy. Jest wyższy niż można by przewidywać, a prognozy na kolejne miesiące również są niezłe. Tempo wzrostu gospodarczego ma przyśpieszyć z około trzech do około 3,5%. Skoro tak, i skoro obecne stopy nie hamują wzrostu gospodarczego, któremu towarzyszy podwyższona inflacja, to oczywista staje się konieczność utrzymania stóp procentowych na obecnym poziomie.
Było trochę błędów „własnych”
Wspomniałem wcześniejo błędach popełnionych przez bank centralny.
To między innymi z ich powodu problem wysokiej inflacji tak bardzo w Polsce nabrzmiał i wciąż jest większy niż gdzie indziej. A walka z nią była trudniejsza i trwa dłużej niż w innych krajach.
Zgadzam się z opiniami publikowanymi na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”,że największym błędem banku centralnego było swego czasu przyzwolenie na wzrost oczekiwań inflacyjnych. A kolejnym - spóźnione i ślamazarne reagowanie na pęczniejącą inflację.
Ceny rosły w Polsce od 2017 r., a od 2020 r. rosły szybko, już wówczas miały problem z utrzymaniem się w celu inflacyjnym NBP. Stopy były wówczas rekordowo niskie, a dodatkowo zostały obniżone, sprowadzone do zera niemal, w obawie przed skutkami pandemii. Rzeczywiście możemy uznać, że obawa przed gospodarczymi skutkami pandemii usprawiedliwiała gołębi zwrot w polityce monetarnej. Jednakże czas pokazał, że obawy były znacznie na wyrost. Błędem był upór, z jakim przy rekordowo niskich stopach trwano, także w czasie bardzo już silnego odbicia gospodarczego po pandemii.
To był sygnał, że walka z inflacją nie jest priorytetem, że na silne wzrosty cen jest przyzwolenie i że stopy nie będą podwyższane, choć powinny.
W końcu jednak ceny wystrzeliły i pod presją silnego niezadowolenia społecznegoz powodu wysokiejinflacji Rada Polityki Pieniężnej zaczęła działać. Pieniądz zdrożał. Jednak na początku były to działania delikatne, podejmowane bez przekonania.
Mieliśmy najniższe, jedne z najniższych na świecie realne stopy procentowe. Najniższe, czyli głęboko ujemne. Inflacja była radykalnie wyższa niż stopy procentowe.
Polewaliśmy wielki pożar wodą, ale jej strumień był tak mały, że nie przynosiło to efektu. Pożar się rozrastał. Efekt był łatwy to do przewidzenia.
Przez długi czas mieliśmy najwyższą albo jedną z najwyższych inflacji w Europie.
I nie wszystko można było złożyć na karb wzrostu cen energii oraz skutków wojny na Ukrainie. Nie wszystko było zasługą Putina - putinoinflacją.
W końcu szoki cenowe w dużej mierze wygasły, a kolejne konieczne podwyżki stóp, czyli wyższy koszt pieniądza, zaczęły robić swoje. Inflacja wyraźnie osłabła. Ale nadal jest - podkreślmy - znacznie powyżej celu banku centralnego i nadal jest zdecydowanie za wysoka.
Wróćmy więc do tego, o czym pisze prezes Glapiński.
Inflacja za wysoka na obniżki stóp
Właściwie w każdej kwestii … ma rację. Bezrobocie jest niskie, tak niskie, że możemy powiedzieć, iż w praktyce nie ma go właściwie wcale: każdy kto chce, może relatywnie szybko znaleźć jakieś zajęcie. Tempo wzrostu gospodarczego mogłoby być wyższe, ale nie jest źle, a spodziewanejest ożywienie gospodarcze. Wszystko to w warunkach luźnej polityki fiskalnej rządu, który przejął pałeczkę po poprzednikach i jest zakładnikiem zarówno podjętych przez nich decyzji i działań, populistycznej licytacji wyborczej, jak i wewnętrznych uwarunkowań koalicyjnych. Wprawdzie minister finansów zdaje się robić, co może (i co powinien), ale przecież nie decyduje o polityce całego rządu.
Konkluzja: tak, prezes Glapińskima rację. Nie ma podstaw, nie ma potrzeby, więcej: nie można obniżyć stóp procentowych. Muszą teraz i jeszcze przez pewien czas pozostać na aktualnym poziomie. I to jest w interesie polskiej gospodarki. Oraz polskiego społeczeństwa. I powinno zaowocować trwałym spadkiem inflacji.