Za nami pięciolecie pracowniczych planów kapitałowych. Jubileusz skłania do podsumowania i zadania pytań, czy system PPK rzeczywiście odniósł sukces, jak często podkreślają przedstawiciele Polskiego Funduszu Rozwoju (którego spółka zależna jest operatorem PPK), czy porażkę, jak twierdzą najwięksi krytycy tego rozwiązania. Do takiego podsumowania zachęcają też ostatnie, optymistyczne dane publikowane przez PFR Portal PPK. A wynika z nich, że już prawie 50 proc. spośród uprawnionych osób uczestniczy w PPK. Co ciekawe, partycypację w planach kapitałowych na takim właśnie poziomie zakładał były prezes Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys na starcie programu w 2019 r. Podkreślał, że jeśli PPK skupią ponad 50 proc. uprawnionych uczestników do 2025 r., to będzie to dobrym wynikiem dla programu. A w kręgach rządowych wówczas taki przewidywany poziom określano wręcz jako sukces. Mogłoby się wydawać, że już za chwilę zamierzony cel zostanie osiągnięty. Ale czy na pewno?
Rysa na szkle
Okazuje się, że diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach. A jest nim tutaj metodologia liczenia partycypacji.
– Dane są optymistyczne, ponieważ PFR w swojej statystyce nie uwzględnia w ogóle tych firm, w których wszyscy pracownicy złożyli deklaracje o rezygnacji z programu. Zlicza wyłącznie osoby uczestniczące w PPK w podmiotach, które mają aktywną umowę o zarządzanie tym programem oraz co najmniej jeden aktywny rachunek – zauważa dr Tomasz Lasocki, ekspert w zakresie ubezpieczeń społecznych z Politechniki Warszawskiej. Jego zdaniem metodologia tej statystyki jest ustawiona tak, aby móc wykazać osiągnięcie założonych celów.
Tę niepełną statystykę widać również w liczbach bezwzględnych. Obecnie w planach uczestniczy 3,6 mln osób. A to jednak znacznie mniej, niż planowano. W 2019 r. Bartosz Marczuk, ówczesny wiceprezes PFR, wskazywał, że oczekiwana partycypacja na poziomie 40–50 proc. oznacza, że w tej formie będzie oszczędzać na starość ok. 5 mln Polaków.
Zupełną mrzonką, przynajmniej na razie, okazały się również nadzieje projektodawców ustawy o PPK (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 427), że w systemie planów kapitałowych będzie oszczędzać 75 proc. uprawnionych, czyli 8,6 mln osób z 11,4 mln uprawnionych. Co ciekawe, te 75 proc. udało się natomiast osiągnąć (pomijając w tym miejscu wskazane zastrzeżenia metodologiczne) tylko w jednym segmencie – tj. jeśli chodzi o udział w PPK osób zatrudnionych w największych firmach (250+). Według PFR mamy tam już bowiem prawie 78-proc. partycypację. Tymczasem w mniejszych podmiotach wynosi ona 38-33 proc.
– W mniejszych firmach niejednokrotnie mamy do czynienia z presją na wypisywanie się z PPK. Oczywiście nie jest ona oficjalna. Nie ulega jednak wątpliwości, że ona istnieje, bo udział pracownika w PPK to po prostu dodatkowe koszty dla pracodawcy – zauważa Andrzej Radzisław, radca prawny, partner w kancelarii Goźlińska, Petryk & Wspólnicy.
Również zdaniem dr. Lasockiego może to być jedna z przyczyn niższej partycypacji w mniejszych firmach – obok takich kwestii jak np. niedostateczna informacja o korzyściach płynących z udziału w PPK.
– Już sama kwestia PPK świadczy o tym, że duże organizacje są lepszymi pracodawcami. Ci, którzy w nich pracują, na koniec dnia będą mieli dodatkowe oszczędności. Tymczasem w mniejszych firmach dwóch na trzech zatrudnionych mieć ich nie będzie. Być może dopiero wtedy, gdy ludzie pracują u dużego pracodawcy, mają na to, by oszczędzać, i nikt ich do tego nie zniechęca – dywaguje dr Tomasz Lasocki.
To się po prostu opłaca
Eksperci mimo wszystko podkreślają, że obecna partycypacja w PPK – choć odbiega od pierwotnych, hurraoptymistycznych założeń – jest jednak i tak znacznym osiągnieciem. Zwłaszcza jeśli spojrzymy na to, jak mizernie wyglądało nasze oszczędzanie na jesień życia przed 2019 r., kiedy to zaczęto wdrażać ten system.
– Trend wzrostowy jest zauważalny. I aby liczyć na jego kontynuację, system PPK, podobnie jak cały III filar, potrzebuje spokoju oraz stabilizacji politycznej i prawnej. Tylko wtedy uda nam się zbudować pozytywne skojarzenia związane z długoterminowym oszczędzaniem – uważa Tomasz Lasocki. Przyznaje też, że faktycznie mamy dziś dużo więcej oszczędzających w III filarze, niż mieliśmy przed 2019 r.
Duży skok, jeśli chodzi o liczbę uczestników PPK, można zaobserwować między 2022 r. a 2023 r. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy może być ubiegłoroczny autozapis do PPK (ma miejsce raz na cztery lata, kolejny będzie w 2027 r. – red.)
– Wygląda na to, że po autozapisie w 2023 r. z udziału w PPK zrezygnowało mniej osób niż w chwili uruchomienia programu. Dla samej partycypacji autozapis jest też na pewno bardzo skutecznym rozwiązaniem. Skutkuje on bowiem tym, że nicnierobienie oznacza partycypację w systemie, a aktywnością trzeba się wykazać, żeby z niego wyjść. Tymczasem część ludzi zawsze o tym zapomni. Ale też na pewno jest spora część tych, którzy zdecydują się pozostać w PPK, bo widzą, że u innych się to sprawdza – wskazuje dr Lasocki.
Zdaniem Andrzeja Radzisława partycypacja w PPK rośnie, bo program ten funkcjonuje już na tyle długo, że ci, którzy wcześniej byli względem niego sceptyczni, teraz, gdy mają już twarde dane do analizy tego, jakie efekty on przynosi, widzą, że to się po prostu opłaca.
– Na pewno z perspektywy czasu lepszą decyzję, jeśli chodzi o własne oszczędności, podjęły te osoby, które zdecydowały się na PPK. Wielu natomiast uległo szkodliwej narracji polityków, która wcześniej dotyczyła „zagrabienia” środków z OFE. To pokazuje, że ludzie sami nie liczą, tylko kierują się emocjami – stwierdza Andrzej Radzisław. Jak dodaje, jedynym aspektem in minus dla pracownika jest w sytuacji oszczędzania w PPK to, że co miesiąc musi on opłacić własną składkę oraz podatek od składki pracodawcy.
– Natomiast korzyści są oczywiste. Wpłacając do systemu 1 zł, otrzymuję dopłatę w wysokości 75 gr od pracodawcy. Już samo to jest bardzo przekonujące, a do tego przecież dochodzą jeszcze dopłaty budżetowe. Gdyby banki oferowały tak korzystne lokaty, byłyby one ogromnie popularne – zauważa Andrzej Radzisław. W jego ocenie jest to niezwykle atrakcyjny program – nie tylko jeśli chodzi o jego charakter emerytalny, lecz w ogóle jako system oszczędzania tu i teraz.
– PPK jest niezwykle korzystny, bo z punktu widzenia pracownika pozwala samemu sobie przyznać podwyżkę bez proszenia się o nią u pracodawcy – kwituje dr Tomasz Lasocki. ©℗
opinia
Najszybciej zyskują osoby 50+
Udział w PPK opłaca się zawsze, ale najszybciej zyskują osoby po 50. r.ż. Dlatego że po ukończeniu 60 lat, niezależnie od tego, czy zainteresowany przejdzie na emeryturę, czy nie, może wypłacić całość zgromadzonych środków, a więc wpłaty swoje, wpłaty pracodawcy, dopłaty państwa oraz zyski kapitałowe, które wypracował fundusz. Średnio zyskuje się drugie tyle, ile się wpłaciło. Środki są prywatne, jest do nich stały dostęp i są w pełni dziedziczone. Można także decydować o polityce inwestycyjnej swojego funduszu.
Każdy uczestnik PPK jest przypisany do funduszu zdefiniowanej daty (FZD). Ta zdefiniowana data to nic innego jak rok, w którym dana osoba ukończy 60 lat. Dlatego mówimy o FZD 2030, 2050 itd. Polityka inwestycyjna w PPK polega na tym, że im jesteś młodszy, tym więcej środków inwestowanych jest w akcje, a im bliżej do 60. urodzin, tym więcej obligacji w portfelu. Jeśli przystąpi się do PPK po ukończeniu 50 lat, fundusz będzie musiał inwestować do 90 proc. środków w bezpieczne instrumenty dłużne, czyli np. obligacje. Im ktoś jest starszy, tym więcej pieniędzy będzie lokowane w obligacje. Po ukończeniu 60 lat, jeśli pracownik nie zrezygnuje z dalszego oszczędzania, środki zgromadzone na rachunku PPK będą w min. 85 proc. inwestowane w obligacje. Jest to zatem bardzo bezpieczny sposób gromadzenia i pomnażania oszczędności i nie ma obecnie na rynku żadnego innego programu, który mógłby konkurować z PPK. ©℗