Niestety znowu można być zaniepokojonym faktem, że WIG i WIG20 są relatywnie słabsze od swoich zachodnich odpowiedników. Warto uważać też na zachowanie europejskiego i brytyjskiego sektora bankowego. Pomimo, iż japoński Nikkei nie odrobił jeszcze strat poniesionych po referendum w Wielkiej Brytanii to dzisiejszymi wzrostami bardzo mocno zbliżył się do wcześniejszych poziomów. Niestety tego samego nie można powiedzieć o GPW. Nasza giełda ponownie jest znacznie słabsza od giełd zachodnich. To wzmaga negatywne nastawienie inwestorów, którzy tracą nadzieję na zarabianie pieniędzy na polskiej giełdzie. Niewątpliwie męczący dla aktywnych inwestorów jest też brak zmienności. Po prostu ostatnio, w trakcie sesji po prostu wieje nudą. Dzieje się to wszystko w otoczeniu, gdzie główne amerykańskie indeksy notują najwyższe poziomy w tym roku i zbliżają się do historycznych maksimów.
Gdyby jednak spojrzeć na wykres WIG20 w oderwaniu od wykresów głównych światowych indeksów to można być optymistą. Wczoraj nasz główny indeks wyszedł z 6-dniowej konsolidacji wyraźną białą świecą (czyli zamknięcie notowań na najwyższym punkcie dnia i powyżej otwarcia). Jest więc potencjał do wzrostu. Kolejnym punktem oporu będzie luka, która powstała po referendum. WIG20 pokaże więc siłę, gdy zdobędzie poziom 1820 punktów.
Zdecydowana większość klientów CMC Markets pozostawiła "na noc" otwarte długie pozycje. Poprzez CFD na instrument Poland20 jest to 79% klientów co odpowiada 86% wartości wszystkich pozycji. Jednakże z naszych obserwacji relatywnie więcej inwestorów zamyka ostatnio wszystkie pozycje przed zakończeniem sesji.
Poza rynkami amerykańskimi, które zbliżają się do bardzo istotnych poziomów oporu, na atmosferę na światowych giełdach będzie wpływać polityczne zamieszanie w Wielkiej Brytanii. Wydaje się, że rynki wiedzą czego mogą spodziewać się po nowym kandydacie na premiera. Theresa May należała do obozu "remain", ale będzie wypełniać wolę narodu i tym samym Brexit.
Pomimo imponującego odbicia FTSE100, który jednak był w znacznej mierze wspierany przez upadek funta warto pamiętać o potencjale kłopotów angielskiej gospodarki. Krach na rynku nieruchomości, przynajmniej w Londynie jest już faktem. W tak krótkim okresie po referendum ceny ofertowe mieszkań spadły o 15-30%, a wielkim zagrożeniem stały się kredyty na tak zwane "buy to let". Kredyty na kupno mieszkania pod wynajem nieruchomości nakręcały koniunkturę na rynku nieruchomości przez ostatnie lata, a ich znaczenie i udział dynamicznie rosły. Przy tak znacznym spadku czynszów jest to duże zagrożenie dla kredytobiorców i banków. A to może być dopiero początek ruchu, przecież rynki nieruchomości nie działają tak szybko jak rynki finansowe.
Kolejne zmiany możemy zobaczyć, gdy faktycznie banki zdecydują się na przenoszenie części swojej działalności poza Londyn. Generalnie brytyjski i europejski sektor bankowy (trudności włoskich banków i wkrótce wpływ powrotu do rozmów o spłatach greckiego długu) może mieć znowu trudności.