Tymczasem środowa sesja przyniosła kolejny wyraźny zwrot cen ropy naftowej - tym razem w górę. Cena tego surowca, zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych, wzrosła o kilka procent, przede wszystkim na skutek doniesień dotyczących kłopotów z załadunkiem ropy naftowej w rejonie Morza Północnego. Pojawiły się informacje, że ze względu na problemy techniczne niemożliwe było załadowanie tankowca Vitol w szkockim terminalu Hound Point. Ten czynnik tłumaczy znaczącą zwyżkę zwłaszcza ropy naftowej typu Brent, czyli właśnie tej wydobywanej w rejonie Morza Północnego. W środę notowania tego rodzaju surowca zwyżkowały o 4,6%, podczas gdy wzrost notowań amerykańskiej ropy WTI wyniósł 2,7%.
Jednocześnie jednak notowaniom ropy WTI pomogły dane dotyczące zmiany zapasów paliw w USA. Amerykański Departament Energii podał wprawdzie w środę w swoim cotygodniowym raporcie, że w minionym tygodniu zapasy ropy naftowej wzrosły o 3,5 mln baryłek, osiągając rekord na poziomie przekraczającym 507 mln baryłek – jednak inwestorzy bardziej zwrócili uwagę na fakt, że w tym samym czasie znacząco, bo o 2,2 mln baryłek, spadły zapasy benzyny w USA na skutek zwiększonego popytu na ten surowiec.
Chociaż środowa sesja zakończyła się wyraźnym wzrostem cen ropy naftowej, to notowania tego surowca wciąż poruszają się poniżej ważnych technicznych poziomów oporu. Dodatkowo, cena ropy utrzymuje się pod presją podaży w wyniku uwarunkowań fundamentalnych, czyli przedłużającego się okresu nadwyżki ropy naftowej na globalnym rynku.