To zniesienie regulacji przez Trumpa doprowadziło do upadku SVB – przekonuje Biden. Republikanie obwiniają m.in. wydatkowe programy demokratów.

Upadek Silicon Valley, amerykańskiego banku związanego z sektorem technologicznym, to najpoważniejsza taka sytuacja w tamtejszym sektorze od 2008 r. Mimo giełdowych spadków oraz niepewności, dotyczącej zwłaszcza banków regionalnych, władze w Waszyngtonie uspokajają, że sektor ma silne fundamenty i dzięki regulacjom jest dużo bardziej odporny na kryzysy niż 15 lat temu. Uważają, że nie ma zaagrożenia systemowego, a wyzwania, z jakimi mierzyły się Silicon Valley i Signature Bank (druga instytucja zamknięta w miniony weekend), miały być związane z ich profilem działania.

Reagując szybko na weekendowe tąpnięcie w sektorze bankowym, Joe Biden obiecał ochronę wszystkich depozytów, nie tylko tych gwarantowanych. Równocześnie, zgodnie z zapowiedziami urzędników, Stany Zjednoczone mają wzmocnić nadzór i regulacje w sektorze, co ma zapobiec na przyszłość podobnym problemom zarówno w bankach regionalnych, jak i w większych – ogólnokrajowych.

Prezydent stawia sprawę jasno – jedną z głównych przyczyn ostatnich upadków jest deregulacja z czasów Donalda Trumpa, jego poprzednika w Białym Domu. – W trakcie rządów Obamy wprowadziliśmy ostre regulacje wobec banków, takich jak Silicon Valley czy Signature, w tym ustawę o reformie i ochronie konsumentów Dodd-Frank. Tak by upewnić się, że kryzys z 2008 r. się nie powtórzy. Niestety, poprzedni rząd cofnął część z nich. Zwrócę się do Kongresu i regulatorów, by teraz wzmocnić regulacje bankowe – zapowiedział Biden.

Sprawy inaczej widzą republikanie, tradycyjnie opowiadający się za mniejszymi ograniczeniami dla wielkich korporacji, niewielką ingerencją państwa oraz przeciwko długotrwałemu stymulowaniu popytu poprzez poszerzenie wydatków na pomoc socjalną. Po prawej stronie sceny politycznej jest podnoszony argument, że gigantyczny wzrost funduszy na programy społeczne na czas pandemii i odbicia gospodarczego po niej doprowadziły do inflacji. A ta nieuchronnie do podwyżek stóp procentowych, spadku cen obligacji i wartości portfela takich banków jak Silicon Valley.

– Joe Biden udaje, że to nie jest bailout (ratowanie banków pieniędzmi państwa – red.). Ale to jest bailout – mówiła Nikki Haley, jedna z kandydatek do nominacji republikanów w wyborach prezydenckich. Skrytykowała Biały Dom za to, że „deponenci w zdrowych bankach są teraz zmuszeni do subsydiowania niewłaściwego zarządzania SVB”.

O krok dalej od klasycznej wizji republikanów poszedł Ron DeSantis, faworyt amerykańskich konserwatystów w wyścigu o Biały Dom za dwa lata. Gubernator Florydy upadek Silicon Valley połączył bezpośrednio ze skupieniem się banku na sprawach różnorodności oraz politycznej poprawności rodem z Doliny Krzemowej (tzw. woke culture). W jego ocenie skutkowało to odwróceniem się od tradycyjnie rozumianej roli banku i niekompetencją. Krytyka ta wyszła od faktu, że Silicon Valley miał zespoły, które zajmowały się niestandardową analizą rynkową, uwzględniającą m.in. zmiany klimatyczne, promowanie różnorodności oraz zrównoważonego rozwoju.

Różnice w ocenie problemów banków każą sądzić, że gdyby doszło do szerszego kryzysu, trudno byłoby o porozumienie kontrolujących Izbę Reprezentantów republikanów z administracją Bidena. A już teraz na Kapitolu trwają niełatwe negocjacje w sprawie podniesienia limitu zadłużenia rządu federalnego, co jak najszybciej chcą osiągnąć demokraci. Republikanie domagają się dużych cięć wydatków społecznych, co prezydent w kampanii odrzucał. Niewykluczone, że okrojona będzie musiała zostać też propozycja budżetu wojskowego, przewidująca wydatki na wojsko w nowym roku budżetowym w wysokości 835 mld dol.

Wiele wskazuje, że to polityka fiskalna, a nie regulacje bankowe, będzie stanowić główny punkt politycznej debaty w najbliższych miesiącach. Największe banki w USA są oceniane jako bezpieczne, bo mają większe bufory finansowe niż w 2008 r. Oddala to widmo szerszego kryzysu. Zdaniem analityków ryzyko niestabilności w sektorze istnieje. Dotyczy zwłaszcza banków o mniej stabilnej pozycji rynkowej, mniej odpornych na wysokie stopy procentowe, oznaczające straty na portfelach obligacji. ©℗