- Założenie stopniowego dochodzenia do celu jest jak najbardziej słuszne, jeśli nie chcemy wywoływać głębokiej recesji - mówi Iwona Duda w październiku wybrana przez Sejm na sześcioletnią kadencję w Radzie Polityki Pieniężnej, wcześniej była m.in. prezes PKO BP i Alior Banku

Sama określiłaby się pani bardziej jako „jastrząb” czy „gołąb”, jeśli chodzi o prowadzenie polityki pieniężnej?
Powiedziałabym raczej, że jestem zwolenniczką podejścia „fit and proper”. Czyli rozwagi i odpowiednio elastycznej reakcji - takiej, by jak najlepiej realizować cele RPP. Wszyscy wiemy, że w tej chwili największym wyzwaniem, z którym mierzą się praktycznie wszystkie banki centralne, ale też władze fiskalne właściwie na całym świecie, jest walka z wysoką inflacją. Władze fiskalne, ze względu na wzrost kosztów działania firm i kosztów utrzymania gospodarstw domowych związany z szokami energetycznymi, wprowadzają różnego typu działania osłonowe. To powoduje, że większy ciężar spoczywa na polityce pieniężnej. I trzeba prowadzić ją tak, by zarówno trwale obniżała inflację do średniookresowego celu NBP, jak i umożliwiała utrzymanie aktywności gospodarczej.
Cel to inflacja na poziomie 2,5 proc.
Plus dopuszczalne odchylenia o 1 pkt proc. w górę i w dół.
Czy pani zdaniem ten cel jest właściwy? Może w obecnej sytuacji powinien być wyższy? Albo niższy: w strefie euro wynosi on 2 proc.
Nie ma powodu, żeby go zmieniać. Został wyznaczony dwie dekady temu i ten mechanizm się sprawdza. Oczywiście dziś mamy wyjątkową sytuację i ścieżka dojścia wydaje się długa. Ale pamiętajmy, że to cel średniookresowy, a więc jego horyzont jest dość długi. W mojej opinii obecna sytuacja nie powinna skutkować zmianą celu.
Trzy lata na dojście do celu - tak pokazywała ostatnia projekcja inflacji - to nie za długo?
W sytuacji, z jaką mamy do czynienia, przy bardzo dużej niepewności i przy dominującym wpływie czynników zewnętrznych na inflację, założenie stopniowego dochodzenia do celu jest jak najbardziej słuszne, jeśli nie chcemy wywoływać głębokiej recesji, a przez to ponosić nadmiernych kosztów społecznych i gospodarczych dezinflacji.
Co jest dla pani dużym kosztem? Jak bezrobocie urośnie o 1 pkt proc., to już za dużo?
Bezrobocie jest na niskim poziomie, ale trzeba bacznie obserwować, co się z nim dzieje, bo już widać pierwsze niekorzystne zmiany na rynku pracy, pojawiają się pewne zaburzenia. Dane z sektora przedsiębiorstw mogą sugerować ostudzenie popytu na pracę w części branż. Natomiast zarówno wzrost bezrobocia, jak i silne pogorszenie sytuacji gospodarczej, w której mielibyśmy do czynienia z bankructwami firm, to byłby wysoki koszt społeczny i gospodarczy. Nie można doprowadzić do nadmiernego schłodzenia gospodarki.
Kosztem społecznym jest też wysoka inflacja. Płace rosną nominalnie o kilka naście procent, ale inflacja jest o połowę wyższa.
Iwona Duda w październiku wybrana przez Sejm na sześcioletnią kadencję w Radzie Polityki Pieniężnej, wcześniej była m.in. prezes PKO BP i Alior Banku / Materiały prasowe
Na pewno nie jest łatwo walczyć z taką inflacją, inflacją o charakterze podażowym. Musimy bowiem pamiętać o tym, co jest jej przyczyną. To przede wszystkim czynniki zewnętrzne. Mamy oddziaływanie sytuacji postpandemicznej, zaburzenia w łańcuch dostaw, a dziś głównie agresję Rosji na Ukrainę, która wraz z wcześniej prowadzoną rosyjską polityką energetyczną doprowadziła do wysokich cen surowców energetycznych i prądu w Europie. W dwóch trzecich to właśnie jest powodem obecnego poziomu inflacji w Polsce. A polityka pieniężna wpływa na komponent popytowy inflacji, czyli około jednej trzeciej całej inflacji konsumenckiej.
Czy pani zdaniem obecny poziom stóp procentowych w Polsce jest odpowiedni?
W obecnej sytuacji, w świetle dostępnych danych i prognoz, a zwłaszcza projekcji inflacji NBP poziom stóp jest optymalny. Dotychczasowe podwyżki stóp działają, choć ich wpływ nie jest jeszcze do końca widoczny, bo zajmuje to kilka kwartałów. Przypomnę, że dotychczas stopy procentowe zostały podniesione 11-krotnie. Dalsze podwyżki mogłyby prowadzić do zduszenia gospodarki. W tej chwili już widać stopniowe osłabianie się koniunktury gospodarczej, nie tylko w Polsce, lecz także w Europie. Warto wspomnieć, że wysoka inflacja to problem nie tylko Polski. W wielu krajach jest ona na poziomach nienotowanych od dekad. Silne zacieśnianie polityki pieniężnej za granicą będzie też miało wpływ na to, co będzie się działo w Polsce. Działania głównych banków centralnych powinny ograniczać presję inflacyjną w skali ogólnoświatowej.
Na ile obawia się pani recesji w polskiej gospodarce?
Na podstawie dostępnych prognoz raczej mówimy o silnym osłabieniu koniunktury, a nie o recesji. Według listopadowej projekcji NBP najbardziej prawdopodobny jest scenariusz miękkiego lądowania, tj. spowolnienia wzrostu gospodarczego, ale bez wystąpienia recesji w sensie ekonomicznym. Ona mogłaby się pojawić, gdyby doszło do mocnego pogorszenia sytuacji w Europie Zachodniej czy głębokiej recesji globalnej.
Od czego pani uzależniałaby rozważanie zmian stóp? Czy ma pani jeden, dwa wskaźniki, które w pani ocenie mają kluczowe znaczenie - oczywiście obok bieżącej inflacji?
W polityce pieniężnej nie można patrzeć na jeden czy dwa wskaźniki, bo rzeczywistość jest złożona. Dla pełnego obrazu sytuacji, dla prognozowania przyszłych trendów gospodarczych czy kształtowania się czynników cenotwórczych trzeba brać pod uwagę bardzo wiele danych. Oczywiście bardzo ważna jest bieżąca inflacja, ale trzeba uwzględniać to, że polityka pieniężna działa z przesunięciem czasowym. Na pewno warto obserwować dane dotyczące koniunktury, rynku pracy, rynku kredytowego czy sytuacji w innych krajach.
Jak pani widzi perspektywy inflacji w najbliższych kwartałach?
W najbliższych miesiącach inflacja najprawdopodobniej pozostanie wysoka, a na początku 2023 r. może jeszcze nieco wzrosnąć, co będzie wynikało przede wszystkim ze zmian w tarczy antyinflacyjnej. Jednak najnowsza projekcja banku centralnego wskazuje, że od II kw. 2023 r. inflacja będzie się wyraźnie obniżać. Trzeba obserwować, analizować napływające dane - jeśli będą zakłócenia, na pewno RPP będzie odpowiednio reagować.
Jakie widzi pani czynniki ryzyka?
Znów musimy wrócić do źródeł inflacji, a te głównie mają charakter zewnętrzny. To silne szoki surowcowe, wzmocnione przez rosyjską agresję przeciw Ukrainie, a także wciąż utrzymujące się, choć stopniowo ustępujące, zaburzenia w sieciach dostaw. Ryzyk jest wiele, bo żyjemy w bardzo niepewnych czasach. Nie wiemy, co dalej z wojną i jej wpływem na gospodarkę Polski, ale i na gospodarki innych krajów. Nie wiadomo, jak ostatecznie będą kształtowały się ceny surowców energetycznych. Nie wiemy, na ile mocne i trwałe będą spadki koniunktury, co przełoży się na procesy inflacyjne.
Jak ocenia pani efekty dotychczasowych podwyżek stóp - jeśli chodzi o rynek hipotek, mieszkań? Mówiła pani, że poziom stóp jest odpowiedni, ale czy ścieżka, jaką doszliśmy do tego poziomu, była właściwa?
Rzeczywiście od października 2021 r. nastąpiło zacieśnienie polityki pieniężnej na niespotykaną skalę, silniejsze niż w wielu innych gospodarkach. Efekty są widoczne w istotnym wzroście oprocentowania kredytów, ale też w hamowaniu akcji kredytowej, szczególnie w segmencie kredytów mieszkaniowych. Tu obserwujemy spadek na poziomie 70 proc. Znaczne spadki dotyczą również innych segmentów: liczba kredytów udzielonych mikroprzedsiębiorcom przez trzy kwartały spadła o prawie 12 proc. w porównaniu z okresem analogicznym, spada też łączna wartość udzielonych kredytów konsumpcyjnych. Widać, że duże firmy potrzebują kredytów obrotowych, co może oznaczać, że poduszka płynnościowa, którą posiadały, nie jest już wystarczająca. Coraz baczniej obserwowana jest jakość portfela kredytowego, gdzie wystąpiły pierwsze symptomy jego pogorszenia.
Zaostrzenie polityki pieniężnej spowodowało również wyhamowanie koniunktury w budownictwie, a także osłabienie sprzedaży detalicznej.
Na ile wakacje kredytowe utrudniają prowadzenie polityki pieniężnej?
Wakacje kredytowe były odpowiedzią na większe obciążenie kredytobiorców i taką rolę odegrały.
Czy dla uzyskania tego samego efektu w postaci niższej inflacji nie potrzeba większych podwyżek?
W mojej ocenie schłodzenie na rynku kredytowym jest wystarczające.
Jak pani widzi perspektywy złotego? Nie obawia się pani, że nasza waluta będzie tracić na wartości, jeśli główne banki centralne będą kontynuować cykle podwyżek stóp? Nie ma też pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, jesteśmy krajem przyfrontowym, zwiększa ryzyko dla inwestycji zagranicznych…
Banki centralne przyjmowały różne podejście do walki z inflacją. Przypomnę, że Fed rozpoczął podwyżki stóp podwyżki stóp od marca tego roku, a EBC - od lipca. Różne są momenty zacieśniania polityki pieniężnej, jak też tempo i skala wprowadzanych podwyżek stóp procentowych w zależności od uwarunkowań gospodarczych. Nie ma jednego wzorca. Ostatnie podwyżki stóp dokonane przez Fed i EBC nie wpłynęły negatywnie na kurs złotego. Złoty umocnił się. To może pokazywać, że obecnie na kształtowanie się kursów walutowych wpływa bardzo wiele różnokierunkowych czynników. W Polsce funkcjonujemy w reżimie płynnego kursu i jego wahania są naturalnym zjawiskiem. W przypadku pogorszenia koniunktury osłabienie złotego jest naturalnym stabilizatorem. Ale ostatnie umocnienie złotego pokazuje raczej, że rynek widzi potencjał wzrostowy naszej waluty w dłuższym okresie ze względu na mocne fundamenty polskiej gospodarki. Kurs podlega oczywiście wahaniom, bo zmienia się awersja do ryzyka i sytuacja na globalnym rynku finansowym.
Porozmawiajmy o sytuacji w RPP. Po co był listopadowy komunikat rady w sprawie wewnętrznego konfliktu? Miała to być odpowiedź na wcześniejszy list byłych prezesów i członków RPP, którzy krytykowali działania banku centralnego, ale były tam raczej odniesienia do „senackich” członków rady.
Nie może dziwić to, że RPP, która w listopadzie spotykała się in gremio pierwszy raz, po wypowiedziach publicznych na temat jej prac będzie chciała pochylić się nad tymi kwestiami. W pełni popieram ten komunikat. Rada Polityki Pieniężnej jest szczególnym gremium, o określonym autorytecie, którego wiarygodność jest bardzo istotna dla rynków finansowych. Stąd konieczność reakcji. Od członków RPP należy oczekiwać najwyższych standardów i dbałości o prestiż rady. Skonkluduję w ten sposób: jeśli ktoś szuka konfliktu, z pewnością go znajdzie. Nie można pozwolić, żeby to wpływało na wizerunek RPP.
Czy konflikt w RPP utrudnia pracę? Wpływa na decyzje?
Jest czymś zupełnie naturalnym, że na gruncie merytorycznym członkowie RPP spierają się w ocenach procesów inflacyjnych, procesów gospodarczych. Dyskusja na posiedzeniach jest pożądana. Ale trzeba pamiętać, że RPP jest organem kolegialnym i stanowisko, jakie przyjmuje, jest ze swej natury stanowiskiem całej rady.
Czy widzi pani możliwość polubownego rozwiązania konfliktu? Czy takim sposobem byłoby uchwalenie nowego regulaminu?
Nie widzę w regulaminie takich zapisów, których zmiana miałyby wpływ na zmniejszenie wyzwań, jakie stoją przed Radą Polityki Pieniężnej, albo przyczyniłaby się do efektywniejszego prowadzenia polityki pieniężnej. ©℗
Rozmawiał Łukasz Wilkowicz