Rynek bananowy, rynek nie do końca rozwinięty. Tak, takie „delikatne” określenia padają wśród giełdowych graczy i obserwatorów wydarzeń wokół naszej giełdy. Zwłaszcza po zdarzeniach, które nie są typowe dla tych rozwiniętych rynków. Ostatnie tygodnie dostarczyły tylko argumentów za osobliwym traktowaniem polskiego parkietu i akcji gigantów na niej notowanych.

Zapomniany już przez wielu program, określany z dumą jako Akcjonariat Obywatelski, miał przyciągnąć na lata indywidualnych inwestorów, którzy swój majątek mieli budować na podstawie akcji spółek notowanych na polskim parkiecie. Czar jednak szybko prysł, a kolejne lata pokazują, jak zgubny wpływ mogą mieć związki polityki i biznesu, w tym przypadku właśnie rynku kapitałowego (bo przecież Skarb Państwa jest znaczącym akcjonariuszem w największych spółkach).
Jak w tej sytuacji budować zaufanie inwestorów, zwłaszcza tych drobnych, do rynku kapitałowego? Szczególnie że czasem np. w weekend potrafi pojawić się polityczna zapowiedź obłożenia podatkiem jakiejś branży lub jej nadzwyczajnych zysków. Do tych wygłaszanych w trakcie sesji, niestety, zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
Ostatnie tygodnie pokazują, że pod hasłem pomocy konsumentom (wszystkim, nie tylko tym w potrzebie) można łatwo znaleźć źródło finansowania kolejnych politycznych pomysłów. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda doskonale: bogate, ba, coraz więcej zarabiające (m.in. dzięki wyższym stopom procentowym) banki ze swych miliardowych zysków zapłacą za wakacje kredytowe spłacających kredyty hipoteczne w złotych (choć te raty trzeba będzie i tak spłacić w przyszłości).
Ale jak spojrzeć głębiej, to akcjonariuszami wielu z tych banków są przecież miliony Polaków. Idę o zakład, że większość z nich nawet o tym nie wie. A jest, jak choćby w przypadku członków otwartych funduszy emerytalnych (historia z OFE to kolejny antyprzykład budowania zaufania do państwa). Dotyczy to także uczestników pracowniczych planów kapitałowych, ale i tych, którzy inwestują/oszczędzają na emeryturę w ramach IKE czy IKZE. Oraz tych „normalnych” inwestorów: kupujących bezpośrednio akcje czy jednostki funduszy inwestycyjnych.
Dla przypomnienia, flagowy indeks WIG20 w prawie jednej czwartej stanowią akcje banków, kolejne 30 proc. to firmy surowcowe. Te energetyczne, jak zapowiedział we wtorek premier Mateusz Morawiecki, nie będą mogły wprowadzić podwyżek cen będących następstwem wzrostu cen surowców, bo „kryzysem musimy podzielić się z firmami”. I to one „muszą pokryć część podwyżki”, by ochronić gospodarstwa domowe.
Oczywiście czynnikiem ryzyka związanym z inwestowaniem w polskie spółki jest wciąż wojna w Ukrainie, nawet przy niskich wycenach wielu spółek. Uwzględniając jednak „ryzyko polityczne”, nie ma się co dziwić, że jeden z domów maklerskich zasugerował wręcz, że coraz więcej akcji spółek z GPW ma charakter „nieinwestycyjny”. Powód? Trudna do przewidzenia, a możliwa ingerencja państwa. Takich nadzwyczajnych pomysłów, które uderzają w akcjonariuszy, może być coraz więcej: zwłaszcza w sytuacji nadchodzących wyborów parlamentarnych oraz spowolnienia gospodarki i chęci pomocy konsumentom wyborcom. Bo droga do finansowania pomysłów polityków „nie z budżetu” została przecież przetarta. ©℗