Akcjonariusze, inwestorzy i przyszli emeryci tracą na akcjach banków, które muszą wesprzeć kredytobiorców. Poniosą też koszty mrożenia cen energii.

Premier Mateusz Morawiecki poinformował wczoraj, że tylko w trakcie pierwszych dwóch dni o wakacje kredytowe zawnioskowało ponad 500 tys. kredytobiorców. Przyznał, że uprawnionych do skorzystania z ulgi jest ok. 2 mln. Dodał również, że nie należy żałować banków z uwagi na ich bardzo wysokie wyniki.
Jednak niektórzy pożyczkodawcy - jak np. mBank czy ING Bank Śląski - już sygnalizowali, że koszty, jakie będą musieli zaksięgować w III kw., spowodują u nich stratę. W przypadku ING będzie to pierwsza kwartalna strata od 14 lat. Przez koszty, jakie przez wakacje kredytowe poniesie Bank Millennium, zarząd zdecydował o uruchomieniu planu naprawy z uwagi na ryzyko naruszenia współczynników kapitałowych.
Analitycy DM BDM, bazując na szacunkach banków, wyliczyli, że koszt wakacji kredytowych może wynieść 13,1 mld zł. Przy założeniu, że z wakacji skorzysta 100 proc. uprawnionych, dziewięć banków może otrzymać cios rzędu 18,6 mld zł. Oprócz tego banki zrzuciły się na IPS (system ochrony instytucjonalnej) oraz mają zwiększyć Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. Rząd sięga w ten sposób do kieszeni spółek, aby pomóc kredytobiorcom, którzy zmagają się z rosnącymi ratami. Niezrozumiałe dla ekspertów jest jednak to, że wakacje kredytowe są przyznawane bez względu na dochody gospodarstw domowych. Między innymi Związek Banków Polskich apelował o ograniczenie pomocy jedynie do osób w trudnej sytuacji finansowej.
Faktem jest, że ten rok dla banków zapowiadał się dobrze. Wzrost stóp procentowych pozytywnie oddziałuje bowiem zwykle na wynik odsetkowy banków, dzięki czemu zyski sektora rosną w szybkim tempie. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy roku sektor wypracował 12,9 mld zł zysku, wobec 5,8 mld zł w analogicznym okresie rok wcześniej. W całym 2022 r. banki mogły zarobić powyżej 20 mld zł, jednak tak się nie stanie. Koszty wakacji kredytowych to jedno, ale eksperci zwracają też uwagę na inne zagrożenia mające negatywny wpływ na ich kondycję - m.in. perturbacje na rynku obligacji.
Nic więc dziwnego, że akcjonariusze banków są w pesymistycznych nastrojach. Od początku roku WIG-banki spadł o ok. 39 proc. Mimo że w ostatnich dniach radził sobie nieco lepiej, to nadzieja na zmianę trendu jest niewielka.
- Giełda ma to do siebie, że kiedy negatywne wiadomości, które dochodzą do inwestorów przez kilka miesięcy, w końcu się zmaterializują, to sektory mają tendencję do odbicia. W przypadku banków może to być tylko takie techniczne odbicie po tym, jak ostatnio bardzo słabo sobie radziły. Jednak w horyzoncie kilkumiesięcznym nie widzę pozytywnych sygnałów. Wszyscy boją się spowolnienia, a banki są swego rodzaju barometrem gospodarki, dlatego może to być widoczne w ich wynikach - mówi Łukasz Jańczak, analityk Erste Securities.
Rząd zachęca do inwestowania, ale jego działania negatywnie wpływają na wyceny spółek
Nie ma też dobrych wieści dla drugiej z największych branż na warszawskiej giełdzie. WIG-energia jako jeden z niewielu indeksów sektorowych jest na plusie, licząc od początku roku, a wyniki firm prezentują się dobrze. Produkcja energii elektrycznej staje się jednak coraz droższa, a branża będzie musiała wziąć na siebie koszty, żeby nie obciążać dodatkowo gospodarstw domowych coraz słabiej radzących sobie z wysoką inflacją.
Polska Grupa Energetyczna, jak zapewnił jej prezes Wojciech Dąbrowski, w tym roku nie złoży do Urzędu Regulacji Energetyki wniosku o podwyżkę cen. Klienci będą płacili za prąd tyle co do tej pory, mimo drożejących surowców i uprawnień do emisji CO2 czy rosnących kosztów pracy. Z powodu wojny w Ukrainie, wcześniejszego szantażu energetycznego Kremla i nałożonych na Rosję sankcji od kilku miesięcy mówiło się o nadchodzących podwyżkach cen energii. Duże wzrosty zapowiadał nawet szef URE. - Jakaś podwyżka dotknie gospodarstwa domowe, ale będą one stosunkowo niewielkie. Większą część tych wzrostów cen powinny wziąć na siebie koncerny energetyczne - stwierdził wczoraj Mateusz Morawiecki.
Nie jest to dobra informacja z punktu widzenia akcjonariuszy. Warto pamiętać, że fundusze emerytalne czy np. pracownicze plany kapitałowe lokują pieniądze m.in. na warszawskiej giełdzie. Rząd z jednej strony zachęca Polaków, a z drugiej strony jego działania negatywnie wpływają na wyceny spółek.
Struktura rynku nie daje wyboru, zmuszając takie podmioty do inwestowania w największe podmioty, czyli właśnie energetykę czy banki. Idealnym przykładem jest sektor bankowy, który dużo „waży” w WIG20. Cztery banki posiadają ok. 24-proc. udział w indeksie największych spółek. Ma to duże znaczenie, bowiem tegoroczna przecena akcji pożyczkodawców pociągnęła w dół cały benchmark. Od początku roku indeks spadł o ok. 24 proc.
Dla niektórych branż możliwe kolejne obciążenia są więc czynnikiem ryzyka. Tym bardziej że zbliżają się wybory, a kampanie obfitują w pomysły, które mogą sięgać po zyski firm z sektorów, które wykazują dobre wyniki.
- Skala pomocy kredytobiorcom zaoferowana przez rząd jest bardzo duża i wydaje mi się, że z tej perspektywy nie ma konieczności wprowadzania kolejnych tego typu rozwiązań. Natomiast widzę też taki problem, że na początku przyszłego roku, jeśli stopy procentowe pozostaną względnie wysoko i gospodarka zaliczy „miękkie lądowanie”, to koszty ryzyka w segmencie firm nie wzrosną znacząco. Wówczas może pojawić się bardzo wysoki wynik sektora bankowego, co przed wyborami nigdy nie jest dobrym czynnikiem, jeśli chodzi o możliwą pokusę nakładania kolejnych obciążeń przez rządzących - mówi Łukasz Jańczak. ©℗
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe