Luty przyniósł dalszy wzrost sprzedaży detalicznej. Ekonomiści spodziewają się teraz wyhamowania.

W lutym sprzedaż liczona w cenach stałych zwiększyła się o 8,1 proc. rok do roku, a po dwóch miesiącach jest 9 proc. na plusie. To wynik najlepszy od co najmniej pięciu lat - wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego.
Tak jak w styczniu głównym motorem wzrostu były paliwa, na które wydaliśmy aż o 22,1 proc. więcej niż przed rokiem. Jak tłumaczy Leszek Wiwała, prezes Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego, to efekt paniki zakupowej zaobserwowanej w związku z agresją Rosji na Ukrainę i obaw, że dostawy zostaną ograniczone. - Było to wynikiem akcji dezinformacyjnej na portalach społecznościowych. Wielu kierowców uwierzyło, inni zapewne obawiali się wzrostu cen - tłumaczy.
W pierwszym dniu wojny w Ukrainie sprzedaż detaliczna paliw na stacjach w Polsce była o 200-400 proc. wyższa od średniej z poprzedniego tygodnia. W kolejnych dniach popyt też był ogromny, co wiązało się m.in. z napływem uciekinierów i zaangażowaniem Polaków, którzy ruszyli im z pomocą. Dla uchodźców kupowaliśmy też lekarstwa, żywność, produkty dla dzieci i środki higieny.
- Polacy ruszyli na zakupy, czego dowodem były puste półki w marketach, zwłaszcza z towarami o długim terminie przydatności - mówi Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. Podkreśla, że kupowaniu na zapas sprzyjały obawy przed brakami towaru i przyspieszeniem wzrostu cen.
Sprzedaż detaliczna (zmiana w proc.) / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Zmieniają się preferencje, jeśli chodzi o wydatki. Z danych firmy badawczo-doradczej PEX PharmaSequence wynika, że w pierwszy weekend po wybuchu wojny sprzedaż apteczna wzrosła o 56 proc. W całym lutym wyniosła prawie 3,5 mld zł, czyli o 17,9 proc. więcej niż przed rokiem. Powody są dwa: wsparcie dla Ukraińców i odrabianie tzw. długu zdrowotnego związanego z pandemią przez Polaków.
- Nabywając produkty potrzebne w publicznych zbiórkach, rezygnujemy z zakupów ubrań czy akcesoriów do domu. To sytuacja bez precedensu, mająca silny wpływ na wyniki firm z branży e-commerce - mówi Katarzyna Iwanich, prezes zarządu Insightland z grupy Hexe Capital. W rezultacie sprzedaż online według GUS zmalała w lutym w cenach bieżących o 8,9 proc. w porównaniu do miesiąca wcześniej. Jej udział w całej sprzedaży obniżył się w związku z tym do 10 proc. z 11,1 proc. w styczniu.
Sprzedaż byłaby zapewne większa, gdyby nie branże, które wciąż odczuwają skutki pandemii, a teraz też wojny. Mowa przede wszystkim o rynku motoryzacyjnym, gdzie zanotowano spadek o 20 proc. rok do roku, ale też sektorach AGD i RTV.
- Ciągle mamy do czynienia z zawirowaniami w łańcuchach dostaw komponentów i surowców do produkcji. Mowa głównie o półprzewodnikach, a od lutego doszły jeszcze kłopoty z wiązkami elektrycznymi do aut, których głównym dostawcą była Ukraina. Poza tym w Rosji swoje fabryki mieli niemal wszyscy producenci, z których duża część dostarczała na rynek europejski i nie tylko. Wstrzymanie pracy fabryk oznacza mniejszą podaż - tłumaczy Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, i dodaje, że istnieje ryzyko, iż w kolejnych miesiącach spadki sprzedaży na rynku aut się pogłębią.
Analitycy oczekują też osłabienia trendu robienia zakupów na zapas, co ograniczy sprzedaż detaliczną w kolejnych miesiącach. Tym bardziej że oczekiwany jest dalszy wzrost inflacji, co ograniczy naszą siłę nabywczą, a drogie paliwa, energia i gaz osłabiają aktywność inwestycyjną. Popyt będzie też słabł w związku ze wzrostem stóp procentowych, słabością złotego i wyhamowaniem tempa rozwoju gospodarczego w strefie euro. Z drugiej strony eksperci mówią o dodatkowym czynniku popytowym, związanym z napływem Ukraińców do Polski. Mimo to analitycy Credit Agricole prognozują, że dynamika konsumpcji obniży się do 7,3 proc. r/r w I kw. wobec 7,9 proc. w IV kw. 2021 r. ©℗