Bank centralny dokonał pierwszej od prawie dziewięciu lat interwencji, która miała na celu umocnienie polskiego pieniądza

„NBP dokonał sprzedaży pewnej ilości walut obcych za złote” – taki komunikat pojawił się we wtorek późnym popołudniem na stronie internetowej Narodowego Banku Polskiego. Bank centralny interweniował na rynku z uwagi na gwałtowną przecenę złotego.
Zaczął się on wyraźnie osłabiać w przeddzień ataku Rosji na Ukrainę, gdy widoczny był wzrost napięcia w stosunkach między oboma krajami. W ciągu dwóch dni kurs euro wzrósł z 4,55 zł do 4,7 zł. Wczoraj utrzymywał się na tym poziomie jeszcze do godzin południowych, czyli do momentu, gdy jest ustalany kurs średni NBP. Później jednak bardzo szybko złoty tracił na wartości. Za euro trzeba było płacić niemal 4,8 zł, kurs franka szwajcarskiego doszedł niemal do 4,7 zł, a dolara przekroczył 4,31 zł. Po południu kurs w stosunku do każdej z tych walut był już jednak o kilka groszy niższy.
„Obserwowana w ostatnich dniach deprecjacja złotego nie jest spójna z fundamentami polskiej gospodarki, ani też z kierunkiem prowadzonej polityki pieniężnej NBP. NBP posiada adekwatny poziom rezerw walutowych oraz dysponuje odpowiednim zestawem instrumentów, aby przeciwdziałać negatywnym tendencjom na rynku finansowym i walutowym. NBP jest gotów w każdej chwili reagować na nadmierne wahania kursu złotego, które mogłyby zakłócić sprawne funkcjonowanie rynku walutowego, finansowego lub też negatywnie wpływać na stabilność finansową czy skuteczność realizowanej przez NBP polityki pieniężnej” – napisał bank centralny w oświadczeniu opublikowanym godzinę przed przyznaniem się do interwencji.
Spadek notowań naszej waluty to efekt pozbywania się aktywów w złotych przez zagranicznych inwestorów. Ale to tendencja, która obejmuje cały nasz region. W ostatnich pięciu dniach według wyliczeń portalu Stooq.pl dolar umocnił się w stosunku do złotego o 6,5 proc. Ale wobec węgierskiego forinta „zielony” zyskał 8,4 proc., a w wobec czeskiej korony 5,6 proc.
To w dużej mierze zagraniczni gracze stoją za ostatnimi spadkami na warszawskiej giełdzie. Indeks WIG20 we wtorek obniżył się o 1,6 proc., a w ciągu ostatnich pięciu sesji – o 6,4 proc. W reakcji na wybuch wojny w Ukrainie wzrosła rentowność naszych obligacji skarbowych. W przypadku papierów 10-letnich przekroczyła 4,1 proc. – to najwięcej od 2014 r. Wzrost rentowności to równocześnie spadek cen papierów dłużnych.
We wtorek NBP interweniował w obronie złotego pierwszy raz od prawie dziewięciu lat. „7 czerwca 2013 roku w godzinach popołudniowych NBP dokonał sprzedaży pewnej ilości walut obcych za złote” – informował wówczas bank centralny. Marek Belka, jego ówczesny szef, kilka dni później mówił tak: „Ktoś myślał, że bezkarnie zarobi na osłabieniu złotego i dostał po łapach”.
NBP był aktywny na rynku walutowym pod koniec 2020 r., jednak wówczas cel był inny. Według przedstawicieli banku centralnego groziło nam szybkie umocnienie złotego i interwencje miały temu przeciwdziałać. Był to czas, gdy podkreślano znaczenie eksportu dla wzrostu gospodarczego i wychodzenia z dołka koniunktury spowodowanego przez pandemię. Wielu ekonomistów oceniało, że prezesowi NBP Adamowi Glapińskiemu zależało też na wykazaniu wysokiego zysku. Im słabszy złoty, tym większa złotowa wartość rezerw walutowych. Ma ona znaczenie zwłaszcza, gdy sporządza się sprawozdanie finansowe na koniec roku. 95 proc. zysku NBP trafia do budżetu. Zysk za 2020 r. wyniósł 9,3 mld zł.
W ostatnim czasie Glapiński podkreśla, że aprecjacja złotego pomogłaby w obniżeniu inflacji, która w styczniu – według wstępnych danych – sięgnęła 9,2 proc.
Osłabienie waluty w połączeniu z pogorszeniem perspektyw wzrostu gospodarczego spowodowanym przez wojnę za naszą wschodnią granicą oznacza kłopot dla Rady Polityki Pieniężnej. Słabszy złoty, jeśli utrzyma się dłużej, będzie skutkował wyższą inflacją. Podnoszenie stóp procentowych, które pomogłoby umocnić walutę i ograniczyć wzrost cen, równocześnie będzie hamować wzrost gospodarczy.
Najbliższe posiedzenie RPP jest zaplanowane na następny wtorek. Analitycy jeszcze przed zawirowaniami na rynku walutowym przewidywali, że rada podniesie na nim główną stopę o 0,5 pkt proc., do 3,25 proc.