Tak wynika z nowej projekcji przygotowanej przez analityków banku centralnego. Ekonomiści z sektora prywatnego są bardziej sceptyczni.

Przed pandemią potencjalny wzrost produktu krajowego brutto Narodowy Bank Polski szacował na nieco powyżej 3 proc. Zaprezentowana wczoraj najnowsza projekcja NBP wskazuje, że w najbliższych latach może on przekraczać 4 proc. Wzrost potencjalny jest szacowany przez ekonomistów, żeby oceniać, w jakim tempie gospodarka może rozwijać się bez napięć, np. w postaci rosnącej inflacji. Najnowsze wyliczenia banku centralnego pokazują, że dynamika produktu potencjalnego będzie w kolejnych dwóch latach na poziomie notowanym ostatnio w 2010 r.
Podniesienie się poziomu wzrostu potencjalnego może mieć trzy źródła: wzrost produktywności, zwiększenie kapitału wytwórczego bądź przyrost siły roboczej. Według banku centralnego decydująca będzie produktywność. Analitycy banku centralnego wskazują poprawę wydajności pracy po okresie pandemii COVID-19. „Wraz z poprawą sytuacji epidemicznej istotnie zmniejszyła się liczba nieobecności pracowników, a większość osób powróciła do trybu pracy sprzed pandemii. Jednocześnie duża część zatrudnionych świadczących pracę zdalną nabyła już umiejętności potrzebne do jej efektywnego wykonywania” – twierdzą.
Według nich wydajność pracy w latach 2022–2023 będzie rosła w tempie przekraczającym 5 proc. Inwestycje w tym roku mają urosnąć o nieco ponad 8 proc., a w kolejnych dwóch latach ich dynamika będzie przekraczać 10 proc.
– Po wybuchu pandemii mieliśmy spadki aktywności zawodowej, zwłaszcza wśród ludzi młodych oraz w tzw. prime age (25–44 lata – red.). Ale w miarę upływu czasu widać odwrócenie sytuacji. Podobnie z imigracją: na początku mieliśmy wyraźny odpływ, ale biorąc pod uwagę saldo, od lutego 2020 r. jesteśmy już powyżej poziomu sprzed pandemii. Spodziewamy się, że w kolejnych krajach migracja będzie rosła – prawdopodobnie spoza Ukrainy. To będzie łagodzić napięcia na rynku pracy – tak sytuację rysuje Jacek Kotłowski, zastępca dyrektora departamentu analiz ekonomicznych NBP. Zaznacza, że w przemyśle wciąż poziom zatrudnienia jest obniżony. – To pokazuje, że przemysł jest „poobijany” przez pandemię, ale to także efekt automatyzacji. Prawdopodobnie to proces trwały, który jednak daje zasób pracy do innych sektorów – wskazał.

Wzrost wydajności pracy o 5 proc. przewidują eksperci

Zaznaczył, że inwestycje sprawiły niespodziankę już w I kw. (w skali roku wzrosły, a nie spadły, czego spodziewała się duża część rynku). – Inwestycje będą drugim silnikiem napędzającym naszą gospodarkę. One będą wspierane przez inwestycje publiczne i unijny Fundusz Odbudowy. Będziemy też mieli wzrost inwestycji samorządowych – podkreśla Kotłowski.
„Dość optymistyczne” – tak szacunki NBP dotyczące produktu potencjalnego ocenia Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. – Wiemy, że inwestycje będą rosły, można przypuszczać, że będą rosły np. te w robotyzację, ale czy to będzie powodowało taki ruch w kierunku wzrostu produktywności? – zastanawia się specjalista.
– Jeśli popatrzymy na inwestycje, poziom cyfryzacji, to wydaje mi się, że wykorzystanie zasobów w gospodarce jest bardziej efektywne niż przed pandemią – mówi z kolei Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Banku Pekao. Uważa też, że w poprzednich latach szacunki wzrostu potencjalnego mogły być zaniżone.
Szacunki produktu potencjalnego robi się po to, żeby porównać je z prognozą PKB. Jeśli wzrost gospodarczy będzie wyższy niż potencjalny, można się spodziewać przyśpieszenia wzrostu cen. I analitycy NBP przyznają, że tak będzie. PKB ma w tym roku urosnąć o 5 proc., a w kolejnych dwóch – nawet w nieco większym stopniu.
– Inflacja obniży się w przyszłym roku, po czym zacznie stopniowo się zwiększać. Nie będzie zbyt dużej presji z rynku pracy, bo jednostkowe koszty pracy będą obniżane przez wysoki wzrost wydajności. Natomiast luka popytowa w przyszłym roku stanie się dodatnia i będzie wpływać na wzrost inflacji – powiedział Jacek Kotłowski.
Oprócz czynników popytowych znaczenie będą mieć również podwyżki cen regulowanych. Chodzi przede wszystkim o nośniki energii.
Analitycy NBP spodziewają się, że w tym roku ceny towarów i usług konsumpcyjnych będą o 4,2 proc. wyższe niż w 2020 r. W kolejnych dwóch latach inflacja ma wynosić 3,3–3,4 proc. To oznacza, że będzie niewiele poniżej górnego pułapu dopuszczalnych odchyleń od celu NBP (cel to inflacja na poziomie 2,5 proc. z możliwością wzrostu do 3,5 proc. lub spadku do 1,5 proc.).
– To projekcja, która uzasadniałaby podwyżkę stóp procentowych. Do pewnego stopnia rozumiem obawy przed tym w związku z niepewnością wynikającą z pandemii. Nasz bank nie jest pod tym względem wyjątkiem – mówi Ernest Pytlarczyk.
Za główny obszar niepewności analitycy NBP uważają pandemię – ostrzejszy przebieg skutkowałby wolniejszym wzrostem PKB i niższą inflacją. Trwałe pokonanie wirusa zadziałałoby w przeciwną stronę. ©℗
Centralne ścieżki projekcji NBP