Teoretycznie nieco słabsze odczyty Departamentu Pracy, jakie poznaliśmy 2 sierpnia nie powinny stać się głównym argumentem dla osłabienia dolara, jakie miało miejsce w tym tygodniu. Zwłaszcza, że cząstkowe dane z rynku pracy są dobre (pokazał to miniony czwartek), a sierpniowy odczyt może wyraźnie przebić 200 tys. nowych etatów poza sektorem rolniczym, oraz dać rewizję danych lipcowych. W to jednak inwestorzy uwierzą dopiero, jak zobaczą, czyli 6 września.
Byłoby jednak pewnym błędem sądzić, że do tego czasu dolar pozostanie słaby. Już przyszły tydzień przyniesie szereg publikacji z amerykańskiej gospodarki, które mogą pokazać, że znajduje się ona na coraz szybszej ścieżce wzrostu. We wtorek poznamy dynamikę sprzedaży detalicznej za lipiec (oczekuje się jej wzrostu o 0,4 proc. m/m), a w czwartek dane nt. inflacji CPI (szacunki to 0,3 proc. m/m i 2,0 proc. r/r), oraz produkcji przemysłowej (oczekiwania to 0,4 proc. m/m).
Rynek nie docenia jednak tego, że przyszły rok może przynieść zmianę składu FOMC w stronę dominacji „jastrzębi”. Zwiększa to chociażby ostatnia decyzja Sandry Pianalto, która nieoczekiwanie zapowiedziała przejście na emeryturę na początku 2014 r. Zresztą, do pewnej rewolucji może też dojść na samym szczycie – Lawrence Summers jest przecież na głównej liście następców Bena Bernanke. Wprawdzie były doradca ekonomiczny Baracka Obamy nie musi być wcale aż tak „jastrzębi”, za jakiego się go uważa, to jednak jego potencjalna nominacja na jesieni, stworzyłaby mocny pretekst do umocnienia dolara. Bernanke zdaje swój urząd dopiero w końcu stycznia.
W ostatnich dniach członkowie FED dawali do zrozumienia, że jest konsensus w kwestii ograniczenia skali programu QE3 na jesieni. Mocne słowa wygłosił w czwartek Richard Fisher przyznając, że większość członków FED gra już do tej samej bramki. Tymczasem wśród części rynkowych ekonomistów zaczęły pojawiać się opinie, że pierwszy ruch w kwestii QE3 będzie miał miejsce dopiero w grudniu…
Tekst jest fragmentem tygodniowego raportu DM BOŚ z rynków zagranicznych.