W poniedziałek uwaga rynków koncentrowała się głównie na wydarzeniach w Europie, po części z racji ubogiego w publikacje kalendarza makroekonomicznego. Po optymistycznych nastrojach z piątku generalnie niewiele zostało, ponieważ polityczna afera w Hiszpanii nabiera tempa i rośnie liczba osób domagających się dymisji premiera Rajoya.
Topnieje także dotychczasowa przewaga Partii Demokratycznej nad partią Silvio Berlusconiego i w związku z tym rosną obawy i niepewność co do utrzymania dotychczasowego status quo i kształtu oraz tempa reform w obu krajach. Odzwierciedla to rynek obligacji, gdyż rentowność 10-latek hiszpańskich wzrosła do ok. 5,4 proc. z 5,2 proc. w piątek.
Piątkowa zwyżka wartości euro do wielomiesięcznych maksimów nie umknęła uwadze francuskiego ministra finansów. Pierre Moscovici stwierdził, że "euro jest co prawda stabilne, ale prawdopodobnie zbyt mocne od pewnymi względami". Jest to kolejna w ostatnich tygodniach tego typu wypowiedź i trudno ją uznać za zaskoczenie. Niemniej, nabrała ona większego znaczenia w obliczu czwartkowego posiedzenia EBC i można założyć, że o ile sam Mario Draghi prawdopodobnie nie odniesie się do wartości euro, to zapewne zostanie o to zapytany podczas konferencji.
W USA publikowane były dane o zamówieniach w przemyśle, których dynamika w grudniu wyniosła 1,8 proc. m/m (2,2 proc. m/m prog). Gorsza od wstępnego odczytu okazała się natomiast dynamika zamówień na dobra trwałego użytku, która ostatecznie ukształtowała się na poziomie 1 proc. m/m.
W świetle powyższych wydarzeń osłabienie euro nie powinno dziwić, a kropkę nad "i" postawiło poranne przełamanie krótkoterminowej linii trendu wzrostowego przy 1,3620 USD. W związku z tym, kurs EUR/USD zdążył już znieść cały piątkowy wzrost i zbliżył się do wsparcia w rejonie 1,3540 USD. Ewentualne przebicie powinno dać sygnał do ruchu w kierunku 1,3495 USD, lecz negatywny sentyment do wspólnej waluty może przełożyć się na mocniejsze jej osłabienie do 1,3390 USD w pesymistycznym przypadku.
Na rynkach akcji sesja przebiegała także pod znakiem spadków, lecz sytuacja uległa odwróceniu, ponieważ WIG20 należy do najsilniejszych w Europie rynków. Niemiecki DAX traci ok. 1,7 proc., a CAC40 ponad 2 proc., podczas gdy WIG20 zniżkuje o ok. 0,25 proc. do 2490 pkt i kontynuując tym samym konsolidację przy 2500 pkt. Sytuacja ta niebezpiecznie przypomina okres sprzed roku, gdy WIG20 przez kilka tygodni wykazywał słabość względem zachodnich rynków, a także rodzimych małych i średnich spółek, po czym okazało się że indeks blue chipów wyprzedził późniejsze spadki. Ówczesnemu trendowi towarzyszyła także stopniowa deprecjacja złotego, która także od niespełna miesiąca jest obserwowana. Jedna sesja z pewnością nie rozstrzyga zasadności tej analogii, lecz warto ją mieć na uwadze w przypadku poważniejszych sygnałów korekty na zachodnich rynkach.
Słabsze nastroje na Starym Kontynencie przełożyły się na spadki na otwarciu w USA i indeks S&P 500 powrócił do 1500 pkt i testuje niespełna miesięczną linię trendu wzrostowego. Obraz techniczny (spore wykupienie rynku) wraz z pretekstem w postaci niepewności politycznej w Europie mogą skłaniać do realizacji zysków i przełamania tej linii, co docelowo mogłoby się przełożyć na spadek do 1475 pkt.