Pomimo bardzo słabych danych z polskiego przemysłu giełda zdobywa szczyty w odpowiedzi na dobre informacje zza oceanu i tymczasowe zażegnanie problemu zadłużenia w strefie euro.

Co raz szersze kręgi zatacza plotka jakoby amerykański Kongres miał dobić targu z administracją Obamy w sprawie klifu fiskalnego. Kolejna transza pomocy dla Grecji uspokoiła zaś europejski rynek długu i przynajmniej na jakiś czas odsunęła widmo niewypłacalności peryferyjnych państw strefy euro. Agencja S&P podniosła nawet rating kredytowy greckich obligacji do B-. Spełniły się zatem życzenia inwestorów i święta faktycznie szykują się w tym roku spokojne i wesołe. Indeksowi S&P500 brakuje zaledwie 10 proc. do zdobycia historycznych szczytów z 2007 roku, a niemieckiemu Indeksowi DAX jedyne 6 proc. Nasz indeks "blue chipów" pozostaje jeszcze daleko w tyle wobec swych zachodnich odpowiedników, ale może właśnie dlatego w ostatnim miesiącu akcje na warszawskim parkiecie drożały najbardziej.

W ogólny entuzjazm panujący na rynkach idealnie wpisały się dane zza Odry. Indeks instytutu Ifo, badający kondycję niemieckiej gospodarki, osiągnął wartość 102,4 pkt., czyli więcej niż zakładali analitycy. Obserwując wykres tego wskaźnika można zauważyć jego zdecydowane odbicie się od dna z października tego roku. Apetyt inwestorów rósł co raz bardziej i o godzinie 13 na rynku kontraktów terminowych przypuszczono zdecydowany atak na poziom 2600 pkt. Szczyt ten został szybko zdobyty i z powodzeniem utrzymany.

Łyżki dziegciu do beczki miodu dodały niestety dane o dynamice produkcji przemysłowej w Polsce, które wskazały na kontynuację spadku dynamiki w naszej gospodarce. W ujęciu rocznym produkcja przemysłowa zmalała o 0,8 proc., podczas gdy prognozy zakładały wzrost o 0,3 proc. Inwestorzy szybko przetrawili jednak te informacje i nie przejęli nimi zbytnio. Dopiero otwarcie rynku w USA ostudziło nieco zapał do kupowania. Dość neutralne dane z rynku nieruchomości sprawiły, że indeks S&P500 rozpoczął notowania w pobliżu poziomów z wczorajszego zamknięcia.

Optymizmem napawała także sytuacja na rynku walutowym. Jak sygnalizowałem we wtorkowym komentarzu, euro kontynuowało aprecjację względem dolara i kurs EUR/USD sięgnął 1,33 USD. W ślad za euro zyskiwał także złoty, który umocnił się do dolara o blisko 0,5 proc. (3,07 PLN za dolara). Euro i powiązany z nim frank szwajcarski kosztowały pod koniec sesji odpowiednio 4,07 PLN i 3,37 PLN.

Błażej Mykowski