Kluczem do sesji okazało się oczekiwanie na reakcje Wall Street, która dziś miała zmierzyć się z wynikami wyborów w USA. W istocie już w nocy pojawiły się sygnały, iż gracze w USA zechcą sprzedać fakty, które kupowali na ostatnich dwóch sesjach, ale rynki europejskie skupiły się na osłabieniu dolara w nadziei, iż wybór urzędującego prezydenta na kolejną kadencję zagwarantuje podtrzymanie luźnej polityki monetarnej amerykańskiego banku centralnego.
W efekcie rano warszawski parkiet skupił się na dobrej atmosferze w Europie i w pierwszej połowie dnia strona popytowa zdawała się kontrolować sytuację. Niestety Wall Street miała inne zdanie i wraz z większą obecnością graczy amerykańskich na rynkach na giełdach pojawił się kolor czerwony a na rynku walutowym czytelne umocnienie dolara oraz osłabienie euro. Spadek eurodolara do poziomów najniższych od kilku tygodni stał się wezwaniem do ucieczki od ryzyka, co w przypadku GPW połączyło się z osłabieniem złotego. Bilansem było zamknięcie dnia spadkiem WIG20 o 0,75 procent, który nie uwzględnił rozpędzonej podaży w USA.
W istocie już po zamknięciu notowań w Warszawie w otoczeniu pojawiła się fala wyprzedaży, która stratę niemieckiego DAX-a poszerzyła do blisko 2 procent a amerykańskie indeksy zniosła po więcej niż 2,5 procent. Jeśli czwartkowy poranek miałby być tylko powieleniem zachowania giełd otoczenia, to już na starcie jutrzejszej sesji WIG20 zmierzy się z ważnym poziomem 2300 pkt. Dodatkowy element zagrożenia, ale też szansy na korektę słabości Wall Street, wnosi grecki parlament, który przy odrzuceniu reform już dziś postawi rząd w Atenach przed perspektywą bankructwa w trakcie kolejnych kilku dni.
W skrócie rzecz ujmując po dwóch tygodniach skupienia rynków na igrzyskach wyborczych w USA gracze stają wobec zapomnianych nieco problemów - kryzysów zadłużenia w strefie euro oraz nowej odsłony sporu politycznego w USA o przyszłość ulg podatkowych wprowadzonych do walki z pierwszą fazą kryzysu. W takim kontekście nie trudno zrozumieć, dlaczego właściwie bez echa przeszła dziś pierwsza od kilku lat obniżka ceny kredytu w Polsce, która jest punktem granicznym w polityce monetarnej polskiego banku centralnego.