Indeks Chicago PMI po wrześniowym spadku do 49,7 pkt. w październiku odbił tylko nieznacznie (do 49,9 pkt.) – co trudno uznać za optymistyczny sygnał przed jutrzejszą publikacją indeksu ISM dla przemysłu – oczekiwania mówią, iż utrzymał on w październiku swoją wartość z września tj. 51,5 pkt., ale czy tak rzeczywiście będzie? Słabsze dane mogą umocnić dolara, gdyż rynek zacznie natychmiast zestawiać ten fakt z wciąż nierozwiązaną kwestią tzw. klifu fiskalnego, który może pogrążyć amerykańską gospodarkę w 2013 r. (oczywiście, jeżeli Kongres nie dojdzie do porozumienia, które pozwoliłoby tego uniknąć).
Jutro rano poznamy też dane z Chin (oficjalne PMI, oraz analogiczny wskaźnik liczony przez Markit/HSBC), które mogą w większym stopniu wpłynąć na notowania dolara australijskiego. Zresztą od kilku godzin AUD słabnie – na taką możliwość zwracałem uwagę w rannym raporcie. Jutro poznamy też indeks zaufania amerykańskich konsumentów Conference Board, oraz szacunki ADP, a w piątek zmierzymy się z danymi Departamentu Pracy – szczegółowo te kwestie opisałem we wspominanym już rannym raporcie. Tam też postawiłem tezę, iż „niezależnie od tego jakie publikacje zobaczymy, dolar zyska, gdyż – inwestorzy będą dość niepewni wyniku wyborów prezydenckich, które odbędą się już 6 listopada, a także losów debaty nad klifem fiskalnym, która na dobre rozgorzeje w Kongresie w połowie miesiąca”.
Nadal można ją podtrzymać, zwłaszcza, że w USA rośnie prawdopodobieństwo powtórki scenariusza sprzed 12 lat, kiedy to dość długo czekaliśmy na oficjalny wynik pojedynku pomiędzy Gore’m, a Bush’em Jr.
Nastroje może popsuć kwestia grecka. Słowa Wolfganga Schauble’go w których zasugerował, iż oficjalny raport Troiki nie ukaże się wcześniej, niż 11-12 listopada, w zasadzie przekreślają wcześniejsze spekulacje, jakoby decyzja ws. przekazania 31,5 mld EUR transzy mogłaby zapaść 8 listopada. Prawdziwy problem tkwi jednak gdzie indziej – dzisiejsze głosowanie nad zmianami w ustawie o prywatyzacji pokazało, że Demokratyczna Lewica przeszła już do opozycji. Koalicja ND i PASOK miała przewagę tylko 10 głosów, a niektórzy posłowie koalicji nie poparli rządowego wniosku.
To sygnał, iż politycy mogą mieć coraz mniejszy mandat (a tym samym determinację) do rzeczywistego wdrażania trudnych reform, do których teoretycznie się zobowiązali. Nie jest trudno domyśleć się do czego to prowadzi – Grecy za chwilę będą prosić o kolejne wydłużenie czasu potrzebnego na reformy (poza 2 latami, które mają dostać teraz), a więc tym samym i pieniądze – pytanie, czy coraz bardziej sceptyczni europejscy politycy będą mieli ochotę dotować „grecką skarbonkę”. Jeżeli takie głosy będą pojawiać się w przededniu kluczowych debat ws. sfinansowania trzeciego bailoutu, to nie jest to dobry sygnał.