W ciągu dwóch poprzednich sesji indeks naszych największych spółek stracił 63 punkty, czyli 2,7 proc. Przyjmując optymistyczny punkt widzenia, korektę mamy już za sobą. Potwierdzeniem go może być wtorkowy dobry start i niezły ciąg dalszy. Warto jednak zauważyć, że w poniedziałek najsłabszymi rynkami na naszym kontynencie były Ateny, Moskwa i Warszawa, a we wtorek ta sama trójka była liderem wzrostów. Oceny fundamentów nie zmieniają się tak szybko, a budowanie prognoz na nastrojach bywa zawodne. Na głównych parkietach korekty wciąż nie widać, ale kiedyś nadejdzie. Trudno liczyć, że Warszawę ominie.
Póki co, byki nie mają się czym przejmować. WIG20 zaczął dzień od zwyżki o 0,7 proc., a pozostałe wskaźniki, za wyjątkiem sWIG80, niewiele mu ustępowały. Przed południem, podążając śladem głównych giełd europejskich, dotarł do 2313 punktów i zyskiwał 1,4 proc. Szybko przyszła jednak niewielka korekta, a po niej kilkugodzinna stabilizacja w okolicach 2305 punktów.
W gronie blue chips przez większą część dnia na minusie notowane były jedynie walory Lotosu i Synthosu. Akcje gdańskiej rafinerii zniżkowały o ponad 2 proc. po publikacji wyników kwartalnych, które zostały źle odebrane przez inwestorów. Wczesnym popołudniem słabnąć zaczęły papiery PKO i PGNiG. Liderem wzrostów były zyskujące chwilami 6 proc. walory Boryszewa. O ponad 3 proc. w górę szły akcje Asseco. Momentami przekraczającą 2 proc. zwyżkę notowały akcje KGHM, niewiele ustępowały im papiery Tauronu i Telekomunikacji Polskiej.
Warto zwrócić uwagę na dobre zachowanie indeksu średnich firm. Zaczął od zwyżki o 0,4 proc., a w najlepszym momencie zyskiwał ponad 1 proc. Zawdzięczał to głównie przekraczającym 2 proc. wzrostom cen akcji tarnowskich Azotów, Ciechu, Eurocash i Netii.
Na głównych giełdach europejskich od rana panowały niezłe nastroje, ale byki przesadnej siły nie demonstrowały. Indeksy zaczęły dzień od zwyżek po 0,2-0,4 proc., a w najlepszym momencie ich skala zwiększyła się do 0,6-0,9 proc., ale z utrzymaniem wysokich poziomów miały kłopoty.
Powodem tego umiarkowanego optymizmu były sygnały łagodzenia stanowiska Angeli Merkel i części niemieckich polityków w kwestii ratowania Grecji i strefy euro. Na tę zmianę wpłynęła prawdopodobnie pogarszająca się kondycja niemieckiej gospodarki. Grecja jednak na taryfę ulgową nie ma jednak co liczyć, a problemy najbardziej zadłużonych państw europejskich pewnie wkrótce wrócą na pierwsze strony gazet.
Na razie wszyscy wierzą, że Europejski Bank Centralny w razie kłopotów zrobi to co obiecał, czyli "wszystko", by uratować strefę euro. Wiara ta przeniosła się także za ocean. Sesja na Wall Street zaczęła się od wzrostów sięgających 0,1-0,2 proc., a ich skala powoli ale systematycznie się zwiększała. S&P500 znalazł się na poziomie najwyższym od maja 2008 r. czyli od ponad czterech lat. Zadziałało to stymulująco na europejskie byki, ale na naszym rynku zaczęło się robić nerwowo. WIG20 w niewielkim stopniu korzystał z zagranicznego entuzjazmu i wracał do poziomu z początku sesji. Na pół godziny przed końcem handlu zyskiwał 0,9 proc.