Najsilniejsza negatywna presja otoczenia wystąpiła kwadrans przed 11-tą. WIG20 obsunął się wtedy do poziomu 2055 pkt, czyli 22 pkt. poniżej wczorajszego zamknięcia.
Po tym lokalnym dołku nastąpiło kilku-punktowe odbicie. Od tej pory indeks miał niemal do końca sesji płasko oscylować między 2060 a 2070 pkt. Obroty były niewielkie, jeszcze niższe niż wczoraj. Ani wczoraj, ani dziś nie pracowało londyńskie City. Najlepsze nastroje były około 16-tej – USA po otwarciu notowały niewielki zwyżki i sugerowały tym samym możliwość odreagowania. Nastroje te szybko jednak wygasły i godzinę później doszło do złamania 2060 pkt. WIG20 szybko spadł na poziom piątkowego dołka – 2048 pkt. Tu musiał się zawahać – przebicie poziomu 2044-2048 pkt. otworzyłoby drogę na 2010 pkt.
Gdyby sesja trwała dłużej być może do tego by doszło, ale w tej sytuacji na samym zamknięciu o 17:30 za pewne z powodu obaw o kierunek notowań w USA pojawiła się znaczna, kilkudziesięcio-milionowa podaż, która zepchnęła WIG20 do poziomu 2039 pkt. Fakt ten jednak o niczym nie przesądza. W przypadku odreagowania w USA w dalszej części dzisiejszej sesji – jutrzejsze notowania rozpoczną się znacznie wyżej.
Rynki martwi zapewne cisza polityczna jaką mamy od kilku dni. Jak na razie poza jednym wystąpieniem Merkel, która zaproponowała utworzenie ujednoliconego europejskiego nadzoru bankowego, nie doszło do żadnych rozstrzygnięć w kwestii kryzysu długu Grecji. Pojawił się natomiast apel o pomoc ze strony Hiszpanii, która ma duże problemy z zadłużonymi bankami. Nastroje mogłaby poprawić jakakolwiek zapowiedź luzowania polityki pieniężnej (czytaj drukowania). Póki co milczą zarówno FED jak i ECB.
Być może cisza potrwa do wyborów w Grecji (17 czerwca) i być może zobaczymy wtedy odważne decyzje w kierunku ratowania jedności strefy, czyli drukowanie euro na pomoc Grecji lub bez niej - tylko dla Hiszpanii i Portugalii. W ciągu tych 10 dni giełdy mogą jeszcze spaść znacząco.