Sugerowanie przy ponad 4-proc. inflacji przez szefa NBP, że obniżki stóp są bardziej prawdopodobne niż ich podwyżki, jest ryzykowne
Gdy na początku lutego prezes NBP Adam Glapiński prezentował najnowsze stanowisko Rady Polityki Pieniężnej, nie mógł oczywiście wiedzieć, że wskaźnik wzrostu cen w styczniu wystrzelił do 4,4, proc. – czyli poziomu najwyższego od ośmiu lat. Te dane GUS opublikował ponad tydzień po posiedzeniu RPP. Ale już na początku lutego było jasne, że inflacja przyspiesza, na co wskazywał odczyt za grudzień. Mimo to rada nie zmieniła swojej oficjalnej retoryki: według niej owszem, ceny mogą jeszcze rosnąć w kilku kolejnych miesiącach, ale potem zaczną spadać, wraz ze spowalnianiem gospodarki. W ocenie rady zasadniczy wpływ na inflację mają ceny regulowane (energia elektryczna, wywóz śmieci) i ceny żywności, które rosną, bo jej podaż maleje (susza, afrykański pomór świń w Chinach). W obu przypadkach zmiany stóp nic by nie dały, bo generalnie wpływają one – jako koszt pieniądza – na popyt.
Prezes Adam Glapiński na konferencji po lutowym posiedzeniu rozwinął ten wątek. – Powiem to, co mówiłem już wcześniej: przypuszczam, że do końca mojej kadencji stopy pozostaną na tym samym poziomie. A prawdopodobieństwo ich obniżenia będzie w tym okresie większe niż ich podwyższenia – stwierdził.
Choć swoją tezę prezes NBP wygłaszał już wcześniej, to teraz, w kontekście szybko rosnącej inflacji, nabrała ona nowego znaczenia. Jarosław Janecki, ekonomista Towarzystwa Ekonomistów Polskich, uważa, że rada w obecnej sytuacji powinna zmienić swoją retorykę. „Utrzymywanie neutralności lub wręcz zapowiadanie możliwości obniżek stóp procentowych jest niebezpieczne w kontekście możliwości utraty wiarygodności przez władze monetarne” – napisał w komentarzu do danych inflacji.
Inni ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy, mówią o kontrowersyjnej postawie RPP. Piotr Piękoś z Banku Pekao zwraca uwagę, że w radzie dominuje pogląd o tymczasowości wzrostu inflacji i można zgodzić się, że w takiej sytuacji brak podwyżek stóp jest uzasadniony, tym bardziej że gospodarka zaczęła nam właśnie zwalniać. – Ale można też na to spojrzeć z drugiej strony: nawet tymczasowy wzrost inflacji grozi wywołaniem oczekiwań gospodarstw domowych, że będzie ona dalej rosnąć. A to już może być ryzykowne – mówi ekonomista. Bo oczekiwania wyższej inflacji mogą przejść w samospełniającą się przepowiednię: skoro zakładamy, że ceny będą rosnąć, to żądamy wyższych płac. A wyższe płace to wyższe koszty w firmach, które przedsiębiorcy mogą przerzucać na wyższe ceny.
Odpowiednio komunikując się z rynkiem, rada mogłaby te oczekiwania zmniejszyć. Ale to kwestia priorytetów, być może bankowi centralnemu dziś bardziej zależy na tym, by przekonać wszystkich, że nic złego z inflacją się nie dzieje. Niestety, nie ma obiektywnych przesłanek, by już dziś stwierdzić, która droga jest słuszna – mówi Piotr Piękoś.
Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, uważa, że sugerowanie możliwych obniżek stóp nie jest dobrym pomysłem, bo daje do zrozumienia, jakby presji inflacyjnej w gospodarce nie było. Tymczasem inflacja rośnie nie tylko dlatego, że droższy jest wywóz śmieci czy wieprzowina. Drożeją także usługi, a to już jest raczej wywołane rosnącym popytem. Inflacja bazowa, czyli miernik, w którym nie uwzględnia się cen o najwyższych wahaniach (m.in. paliwa i żywności), również wzrosła, co także pokazuje, że popyt ma również wpływ na wzrost cen.
Presja inflacyjna jest i będzie narastała. RPP zakłada szybki spadek inflacji w drugiej części roku – ale co będzie, jeśli utrzyma się susza, co będzie miało wpływ na zbiory? Co jeśli spadek inflacji nie będzie tak szybki, jak się to w tej chwili zakłada – mówi ekonomista. I dodaje, że polski bank centralny nawet nie próbuje rozprawić się z takimi obawami. Nawet jeśli rada uważa, że w obecnej sytuacji polityka stabilnych stóp procentowych jest właściwa, to nie zaszkodziłoby pokazać, jakie ryzyka wiążą się z prowadzeniem takiej polityki i jakie działania rada mogłaby podjąć, gdyby te ryzyka się zmaterializowały. – Tego w komunikacji RPP trochę brakuje. Dziś bank centralny mówi to samo, niezależnie od tego, jak wyglądają dane i jakie są ryzyka dla tzw. bazowego scenariusza – mówi Grzegorz Maliszewski.
Oczekiwanie wyższej inflacji jest jak samospełniająca się przepowiednia