Złoty się umacnia, frank szwajcarski tanieje, a akcje banków drożeją – taka jest pierwsza reakcja rynków finansowych na orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

To, że jest ona pozytywna może stanowić zaskoczenie, ale tak naprawdę dość łatwo to wytłumaczyć. To efekt wycofywania się kapitału spekulacyjnego z wcześniej zajętych pozycji – sporo inwestorów w ostatnich miesiącach „grało” na rynkach na osłabienie złotego i polskich banków, które powinny tracić na wartości w oczekiwaniu na potencjalnie groźne dla ich kondycji finansowej orzeczenie.

Teraz, kiedy orzeczenie już znamy, ci którzy zdążyli już zarobić w oczekiwaniu na nie wycofują się z rynku prowokując tym samym ruch odwrotny – czyli umocnienie złotego i wzrost notowań banków.

Osłabianie złotego i akcji banków w miesiącach przed publikacją orzeczenia opierało się na założeniu, że jego treść będzie tożsama z wypowiedzią rzecznika TSUE z maja. W ciągu ostatnich paru miesięcy akcje banków, w których udział kredytów frankowych w całości portfela kredytowego jest największy, mocno spadły. Na przykład Bank Millennium od swojego ostatniego szczytu notowań z czerwca zdążył stracić na wartości aż 43 proc. Akcje mBanku od maja do sierpnia potaniały o 34 proc. Także nasza waluta ma za sobą dość widoczne osłabienie. Euro w czerwcu kosztowało 4,24 zł, a kilka dni temu kurs sięgał 4,40 zł.

W ten sposób rynek zdyskontował dzisiejsze orzeczenie jeszcze zanim się ono pojawiło i dlatego po jego opublikowaniu nie było na nim nerwowości. Reakcja z pewnością byłaby większa, gdyby TSUE ogłosił coś, co stałoby w sprzeczności z wcześniejszymi wypowiedziami rzecznika, bo wtedy mielibyśmy niespodziankę, na którą rynek się nie przygotował. TSUE jednak niespodzianki nie zrobił.

Brak gwałtownej i negatywnej reakcji natychmiast po publikacji orzeczenia nie musi jednak oznaczać, że wyrok w sprawie kredytów walutowych nie będzie mieć żadnego znaczenia dla rynków w dłuższym okresie. Sprawa wpływu orzeczenia na sytuację finansową banków nadal pozostaje niejasna i będzie zależeć od tego czy banki będą hurtowo zawiązywać rezerwy na kredyty frankowe (jak gdyby zakładały, że ich właściciele pójdą gremialnie do sądów i wszyscy wygrają swoje sprawy), czy powstrzymają się od takiego ruchu. Ich decyzje w tej sprawie w dużym stopniu będą zależeć od tego co będą im w tej sprawie doradzać audytorzy, a także Komisja Nadzoru Finansowego. Konieczność zawiązania rezerw będzie oznaczać spore straty w niektórych bankach, na co rynek może reagować nerwowo. Z drugiej strony nawet wtedy sporo zależeć będzie od gotowości KNF i Narodowego Banku Polskiego do reagowania, jeśli sytuacja w sektorze zrobi się podbramkowa. Obydwie instytucje już zapowiedziały, że gotowe do takich reakcji.

Dziś nie wiemy ani tego co zaksięgują banki, ani tego kiedy to zrobią, a przede wszystkim nie wiemy jakie będzie przełożenie orzeczenia TSUE na ochotę i gotowość kredytobiorców do pójścia do sądów i procesowania się z bankami. Nie wiemy też co banki będą orzekać w tych sprawach. Treść orzeczenia oczywiście zwiększa szansę procesujących się z bankami, ale z pewnością nie daje im żadnych gwarancji zwycięstwa. W sytuacji, w której jest tak wiele niewiadomych rynek zawsze wybiera sobie jakiś scenariusz bazowy, pod który potem „gra”. Na razie wygląda na to, że w tej chwili scenariusz, który wybiera rynek to ten, w którym żadne poważne problemy w polskim sektorze bankowym się nie pojawią.