Koszt korzystania z rachunku jest u nas niższy niż w większości europejskich państw.
Prowizje i opłaty jako odsetek aktywów / DGP
Nasze instytucje finansowe należą do jednych najtańszych. Do takiego wniosku doszli analitycy… Węgierskiego Banku Narodowego (MNB). Przeanalizowali oni koszt korzystania z usług bankowych w kilkunastu europejskich krajach. Interesowało ich przede wszystkim to, jak ich własne banki wypadają na tle innych rynków. Okazało się, że należą do jednych z najdroższych. A polskie znalazły się na drugim biegunie.
Autorzy opracowania MNB porównali miesięczny koszt opłat z przeciętną płacą. Pod uwagę wzięli „potrzeby bankowe” i wynagrodzenia dla trzech profili klientów: uboższych, średnich i bardziej zamożnych. Jak się okazało, u nas koszt usług bankowych odpowiadał 0,16 proc. wynagrodzenia wśród najzamożniejszych, 0,23 proc. wśród uboższej części klienteli i 0,27 proc. w profilu średnim. Lepiej niż my wypadły trzy kraje: Wielka Brytania, Francja i Dania.
Na Wyspach Brytyjskich koszty korzystania z rachunku dla dwóch pierwszych profili podliczono na zero, natomiast zamożniejsi klienci muszą się liczyć z wydatkiem na usługi finansowe odpowiadającym 0,28 proc. dochodu (w liczbach bezwzględnych: 4,4 tys. forintów, czyli ponad 12 funtów). We Francji i w Danii koszt korzystania z rachunku w żadnej grupie nie przekroczył 0,2 proc. dochodów. Ponieważ w liczbach bezwzględnych wartości są takie same, to stosunkowo najwięcej płacą klienci zarabiający poniżej średniej.
Węgry okazały się jedynym krajem, w którym ubożsi klienci muszą na opłaty bankowe wydawać więcej niż 1 proc. swoich dochodów. W Bułgarii i Portugalii te wydatki podliczono na 0,74 proc. wynagrodzenia.
Zdaniem autorów badania MNB różnice między Węgrami a krajami z niskimi opłatami bankowymi biorą się przede wszystkim stąd, że w tych drugich klienci płacą zwykle raz za pakiet usług. Z kolei w większości banków na Węgrzech z każdą pojedynczą transakcją wiążą się opłaty.
Budapeszt zdecydował się na uproszczoną analizę kosztów korzystania z ofert instytucji finansowych. W odniesieniu do 11 krajów sprawdzono cenniki dwóch – zwykle największych – instytucji na danym rynku. Zestawiono to ze szczegółowym badaniem oferty kilkudziesięciu banków na Węgrzech. W odniesieniu do Polski pod uwagę wzięto opłaty pobierane przez PKO BP i Pekao. Opracowanie zostało opublikowane pod koniec ubiegłego tygodnia, ale uwzględnia ono dane z początku 2018 r.
Kwota opłat i prowizji pobranych przez polskie banki to obecnie nieco ponad 17 mld zł w skali roku. Obejmuje ona zarówno taksy od klientów indywidualnych za prowadzenie kont i przelewy, podobne wpływy od klientów firmowych, jak i prowizje od dużych transakcji na giełdzie.
Cezary Stypułkowski, prezes mBanku, uważa, że argumentem za tym, że polskie banki są tanie, jest stosunek dochodów prowizyjnych do liczby klientów indywidualnych. W naszym kraju jest on o połowę mniejszy niż innych krajach regionu. Tak liczony koszt korzystania z banku w Niemczech jest ponad cztery razy wyższy niż u nas, a we Francji – dziewięć razy wyższy.
Wpływ na to może mieć nie tylko fakt, że te same usługi są u nas tańsze niż za granicą, ale również to, że klienci w innych krajach korzystają z nich z większą częstotliwością. Oraz to, że w grę wchodzi inny „miks produktowy”: na Zachodzie system finansowy jest proporcjonalnie większy niż u nas. Oznacza to, że więcej jest produktów o wyższych marżach – np. związanych z zarządzaniem majątkiem.
Suma prowizji jest dziś taka sama jak w 2010 r. I to pomimo znaczącego wzrostu skali działania, jaki nastąpił w tym okresie. Główne powody są dwa: pierwszy jest związany z ustawowym cięciem opłat pobieranych od transakcji kartowych. Drugi to ograniczenie sprzedaży produktów, które w przeszłości przynosiły bankom znaczące dochody prowizyjne. Chodzi przede wszystkim o wpływy ze sprzedaży ubezpieczeń.
Na wysokość prowizji ma wpły również to, co dzieje się na rynku kapitałowym. Na przykład mniejsze zainteresowanie funduszami inwestycyjnymi (a z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w ubiegłym roku) skutkuje spadkiem wpływów z ich dystrybucji.
Jak wynika z danych Europejskiego Banku Centralnego, jeśli chodzi o tendencje w prowizjach, Polska należy do wyjątków. Łączna wartość opłat pobieranych od klientów rośnie u nas wolniej niż suma bilansowa wszystkich banków. Wciąż jest jednak wyższa niż w wielu innych krajach. Powód? Relatywnie niewielka skala działania naszego sektora: pod względem wartości kredytów czy depozytów do PKB Polska jest daleko od europejskiej czołówki.