Przyglądam się polskiemu rynkowi kapitałowemu i finansowemu od ponad ćwierć wieku. W każdej sprawie, a było ich wiele, w której jedni z uczestników tego rynku okazywali się oszustami, a inni tracili pieniądze, można by wiele zarzucić nadzorowi finansowemu (dziś znanemu jako Komisja Nadzoru Finansowego).
Formalizm, opieszałość, czasem brak kompetencji i niezrozumienie sytuacji, nieskuteczność – niekiedy kompromitująca. W odpowiedzi usłyszelibyśmy przede wszystkim o braku uprawnień i instrumentów prawnych, nadmiarze spraw i niedoborze wykwalifikowanego personelu. I o ograniczeniach typowo urzędniczych, które nawet przy najlepszej woli nie pozwalają należyciedziałać.
W tych samych sprawach równie, a może i bardziej, opieszała i równie, a może i bardziej, niekompetentna była zwykle prokuratura. Prawie zawsze boleśnie i frustrująco nieudolna. Nie przypominam sobie jednak, aby z tego względu którykolwiek prokurator został zatrzymany lub usłyszałzarzuty.
Nie chodzi bynajmniej o to, by urzędnicy mogli być bezkarni, by nie ponosili odpowiedzialności za złe decyzje, a ich nieporadność była ignorowana. Rzecz tylko w tym, by nie byli zakładnikami w politycznejgrze.
Państwo musi surowo oceniać (a jeśli są powody równie surowo karać) i przykładnie wyjaśniać takie przypadki, jak Marka Ch., byłego przewodniczącego KNF dobijającego targów z bankowcami. Powinno tu być bardziej niż kiedykolwiek zdecydowane i stanowcze. Bo każdy urzędnik, a ważny tym bardziej, musi być jak żona Cezara – pozapodejrzeniem.
Nikt też nie odmawia państwu prawa do rzetelnego badania i wyjaśniania, czy – w innej oczywiście sprawie – Wojciech Kwaśniak (dotychczas nadzorca bankowy powszechnie ceniony i szanowany nawet przez tych, którym dał się we znaki), oraz inni zatrzymani razem z nim urzędnicy KNF działali zgodnie z regułami sztuki i w dobrej wierze. Ale dokonując widowiskowych zatrzymań, choć przecież wszyscy stawiliby się w prokuraturze, i zaraz potem stawiając im poważne zarzuty, państwo okazało pogardę. Ludziom i standardom. Oglądaliśmy to już z zażenowaniem w przeszłości, np. w przypadku Andrzeja Modrzejewskiego, byłego prezesa Orlenu, czy Emila Wąsacza, byłego ministra skarbu. Co będzie, jeśli się okaże, że Kwaśniak w każdej sprawie, także SKOK Wołomin, postępował właściwie i dobrze państwu służył? Że robił to z narażeniem życia, uczciwie? A przecież tylko takie założenie możemy teraz czynić, znając jego dorobek zawodowy i jednocześnie nie znając żadnych faktów, które by temu przeczyły. To są dwie strony tego samego medalu: surowość dla funkcjonariuszy publicznych, którzy się sprzeniewierzają swojej misji, i szacunek oraz uznanie dla tych, którzy tę misję pełnią dobrze. A jeśli są w tej kwestii jakieś wątpliwości – rzetelne ich wyjaśnianie, uczciwe względem zainteresowanych i opinii publicznej. Ponieważ chodzi o państwo, jego istotę i jakość działania, nie ma tu miejsca na politykę, na igrzyska dla elektoratu i pogardę. W przeciwnym razie kto będzie chciał dla państwa pracować? Kto zechce mu służyć z zaangażowaniem i starannością? W imię jakiej zapłaty? I kto będzie państwoszanował?
Przez ćwierć wieku rynek finansowy wydawał się pozostawać poza sporem politycznym. Nawet zmiany personalne związane ze zmianami rządowymi miały tu umiarkowany zasięg i co do zasady pewne wymogi merytoryczne musiały być przy nich spełnione. To się jakiś czas temu zmieniło: przykładem jest wielomiesięczny wakat na stanowisku prezesa GPW. A teraz rynek znalazł się w centrum sporu politycznego. To bardzo zła wiadomość nie tylko dla niego, ale i dla gospodarki wogóle.
Jeśli niezawisłego sądu iopinii publicznej prokuratura nie przekona, że miała bardzo dobre powody, aby zatrzymać urzędników KNF ipostawić im zarzuty, to konsekwencje tej historii będą gorsze, niż dziś myślimy. Będziemy mieć bowiem do czynienia zbezczelnym iordynarnym psuciem państwa. Awtakich wypadkach rozmiar szkód trudno nawet sobiewyobrazić.