Około 45 mld zł zarobili w zeszłym roku zagraniczni inwestorzy na wzroście kursów na warszawskiej giełdzie. W grupie krajów klasyfikowanych jako rynki wschodzące to warszawska giełda była w zeszłym roku liderem wzrostów. Ze względu na silne umocnienie złotego indeks WIG20 zyskał w ujęciu dolarowym ponad 50 proc.
/>
Lepszy wynik po raz ostatni krajowy rynek akcji zanotował w 2004 r. Na zdecydowane zwiększenie swoich zysków wynikające ze zmian kursów walutowych mogli liczyć także inwestorzy posługujący się japońskim jenem czy szwajcarskim frankiem. Wiele wskazuje na to, że wartość udziałowych papierów wartościowych znajdujących się w rękach inwestorów zagranicznych przekroczyła na koniec roku 190 mld zł i była wyższa niż rok wcześniej o niemal 50 mld zł. Korygując tę wartość o saldo tegorocznych inwestycji (do końca października było to 5,5 mld zł), zyski zagranicznych inwestorów można oszacować na 45 mld zł. Dla porównania: krajowi inwestorzy indywidualni zarobili w zeszłym roku – inwestując bezpośrednio lub poprzez fundusze – ok. 20 mld zł.
– W ostatnich latach obowiązuje zasada, zgodnie z którą outsiderzy stają liderami. W 2016 r. warszawska giełda należała do najsłabszych na świecie, w zeszłym roku można było na niej zarobić w ujęciu dolarowym najwięcej. Ta zasada zapewne będzie obowiązywała także w 2018 r., co oznacza, że nie będzie on już tak udany – ocenia Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI.
Jeszcze w połowie 2017 r. polskich akcji nikt nie chciał kupować, obecnie inwestorzy mają już nimi wypełnione portfele. Nie bez powodu – wyniki finansowe największych przedsiębiorstw znacznie się poprawiły. Na koniec września łączny zysk za cztery kwartały spółek wchodzących w skład WIG20 zbliżył się do 29 mld zł. Dwanaście miesięcy wcześniej wynosił niecałe 9 mld zł. Choć główne warszawskie indeksy w dalszym ciągu nie przekroczyły rekordowych wartości z 2007 r., to przynajmniej kursy niektórych największych spółek osiągnęły najwyższe wartości w historii. Tak stało się w przypadku PKN Orlen i Lotosu, dwóch największych krajowych koncernów paliwowych.
Hossa w Warszawie jest częścią szerszego zjawiska – wyjątkowego zainteresowania globalnych inwestorów rynkami wschodzącymi. W zeszłym roku do funduszy inwestujących w tej grupie rynków wpłacono ok. 60 mld dol., więcej niż łącznie do funduszy, które kupują akcje notowane w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej. Rynki wschodzące mają za sobą najlepszy rok od czasów globalnego kryzysu. Sprzyjał im przede wszystkim odradzający się wzrost gospodarczy na świecie (co zachęca inwestorów do podejmowania większego ryzyka), słabnący dolar i rosnące ceny surowców.
– Nastroje są świetne. Większość banków inwestycyjnych ocenia, że te korzystne trendy utrzymają się także w 2018 r. Ale takie jednoznaczne opinie na ogół są błędne. Wszyscy już emerging markets poczynili zakupy, akcje zrobiły się drogie i trudno wskazać przyczyny, dla których w dalszym ciągu ich kursy miałyby rosnąć – zwraca uwagę Niedzielewski.
„Inwestorzy kupują akcje, w szczególności na rynkach wschodzących, ze względu na wzrost zysków przypadających na jedną akcję. To warunek konieczny do hossy na rynkach wschodzących. Dodatkowo zyski spółek notowanych na rynkach wschodzących powinny rosnąć szybciej niż firm z rynków wysokorozwiniętych. Tak było w latach 2016–2017 i naszym zdaniem tak samo będzie w 2018 r.” – napisali w wydanym w drugiej połowie listopada raporcie analitycy JP Morgan. Ich zdaniem kursy na rynkach wschodzących będą rosły w dwucyfrowym tempie.
Według ekspertów Credit Suisse „znajdujemy się dopiero w połowie cyklu rynku byka na rynkach wschodzących”. Dla uzasadnienia swoich racji podają 10 argumentów, na pierwszym miejscu wymieniając wysokie, w porównaniu z rynkami wysokorozwiniętymi, tempo wzrostu gospodarczego.
Ale Polska nie jest głównym tematem analiz poświęcanych rynkom wschodzącym. Jako inwestycyjnych faworytów na 2018 r. globalne banki wskazują przede wszystkim kraje azjatyckie (choć z drugiej strony zagrożenie spowolnieniem tempa wzrostu w Chinach bywa wymieniane jako jeden z głównych czynników ryzyka), Turcję, czasem Rosję.
Z raportu JP Morgan możemy się jednak dowiedzieć, że Polska jest jednym z nielicznych państw, dla których prognozy zysków giełdowych spółek zostały skorygowane w górę o ponad 10 proc. Dlatego też, nawet jeśli największe banki inwestycyjne nie zachęcają już do kupowania akcji notowanych na GPW, to i nie zalecają też ich sprzedaży.
Branża finansowa zyskała najwięcej
Na hossie na GPW w 2017 r. najbardziej skorzystały banki. O niemal 60 proc. wzrósł w ciągu 12 miesięcy kurs akcji lidera branży, PKO BP. Wartość rynkowa największego krajowego banku urosła o 20 mld zł, przekraczając na koniec grudnia 55 mld zł. Tym samym PKO BP jest obecnie największą pod względem wartości rynkowej krajową spółką notowaną na giełdzie. Bank zdetronizował PKN Orlen. Choć kurs akcji koncernu paliwowego osiągnął w październiku 134 zł, najwyższy poziom w historii, to na koniec roku notowania spadły do 106,6 zł. Orlen wyceniany jest na giełdzie na niemal 46 mld zł.
Mocno podrożały akcje BZ WBK. Kontrolowany przez hiszpański Santander bank jest największą prywatną firmą notowaną na GPW. Jego wycena wzrosła w ciągu roku o 7,5 mld zł, do 38,9 mld zł. Na niecałe 3 mld zł mniej wyceniane jest PZU. Lider krajowego rynku ubezpieczeniowego, który w minionym roku wspólnie z Polskim Funduszem Rozwoju przejął kontrolę nad bankiem Pekao z rąk włoskiej grupy UniCredit, wyceniany jest na 36,2 mld zł.
Udany rok ma za sobą LPP, największy sprzedawca ubrań w Europie Środkowo-Wschodniej. Kapitalizacja firmy wzrosła do 16,5 mld zł. LPP ponownie stał się największą firmą notowaną na GPW, kontrolowaną przez krajowy prywatny kapitał. Na koniec roku wyprzedził pod tym względem Cyfrowy Polsat. Medialno-telekomunikacyjny koncern znajdujący się w rękach Zygmunta Solorza-Żaka, najbogatszego Polaka, wyceniany jest na niemal 16 mld zł. Niemal 12 mld zł warte jest na giełdzie CCC, największy producent butów w Europie. Wartość rynkowa kontrolowanej przez Dariusza Miłka firmy wzrosła w ciągu roku o prawie 4 mld zł.
Tylko dwie firmy z WIG20 zakończyły 2017 r. spadkiem kursu akcji. O niemal 20 proc. spadły notowania Asseco Poland, lidera regionu w branży informatycznej. O ponad 30 proc. potaniał Eurocash, największy dystrybutor towarów pierwszej potrzeby w Polsce. Obydwie firmy wyceniane są na 3,7 mld zł i są najmniejszymi pod tym względem spółkami w składzie indeksu WIG20.