W dniu wczorajszym polski rynek pokazał się z dobrej strony, podczas gdy wiele osób skreśliło go już z listy letnich zainteresowań ze względu na problem o nazwie OFE. Dzisiaj obserwowaliśmy kontynuację tego godnego szacunku zachowania, tym razem za sprawą czynników globalnych, czyli powróciła ostatnio poważnie zaburzona korelacja z otoczeniem.

Nie wiadomo jak długo GPW będzie reagowała na impulsy z zewnątrz, ale w dniu dzisiejszym ciężko było przejść obojętnie wokół tego co działo się na świecie. Dla krajowego parkietu szczególnie istotne było to co stało się z surowcami, gdzie silne zwyżki cen miedzi i metali szlachetnych pozwoliły na dalsze łapanie oddechu przez spółki wydobywcze. Źródłem tych pozytywnych zmian była słabość dolara w wyniku amerykańskich wydarzeń z wczorajszego wieczora, gdzie najpierw opublikowany został protokół z czerwcowego posiedzenia FOMC, a później głos zabrał sam prezes Rezerwy Federalnej.

Obu wydarzeniom rynek nadał gołębi wydźwięk, a w szczególności słowom Bena Bernanke, który stwierdził, że "w możliwej do przewidzenia przyszłości potrzebna jest wysoce akomodacyjna polityka".

Rynek zachował się tak jakoby program ilościowego luzowania nie miałby zostać ograniczony we wrześniu, ale nic takiego ze słów prezesa Fed czy wcześniejszego komunikatu odczytać nie można było. W istocie nie dowiedzieliśmy się wiele nowego poza tym, że członkowie Komitetu Otwartego Rynku są bardzo podzieleni w swoich osądach.

Niektórzy mogli nawet znaleźć jastrzębie przesłanie, gdyż około połowa członków Fed powiedziała, że wesprze zakończenie całego programu już w tym roku, co z kolei byłoby działaniem szybszym niż rynek się spodziewa. Niewielu jednak zwróciło na to uwagę, gdyż większość ucieszyła się ze stwierdzenia, iż wielu z głosujących członków Fedu potrzebuje dalszej poprawy perspektyw rynku pracy by rozpocząć proces ograniczenia programu QE3. Wiele nowego z tego nie wynikało poza utrwalonym podziałem wśród członków Fed.

Słowa Bena Bernanke również nie były takie jednoznaczne jak mogło się to wydawać. Więcej bowiem mówił o stopach procentowych powtarzając, że nie wzrosną one automatycznie po tym gdy stopa bezrobocia spadnie do poziomu 6,5% i pozostaną niskie dopóki niska jest również inflacja. To nie była żadna nowość, jedynie dodatkowe gołębie wstawki takie jak stwierdzenie, że jeżeli inflacja nie zbliży się do celu na poziomie 2%, to polityka powinna pozostać łagodna czy dodanie, że w przypadku zbyt dużego zacieśnienie warunków finansowych, Fed będzie musiał zrobić krok do tyłu, mogły się inwestorom spodobać i były pewnym novum.

Poza tym nie dowiedzieliśmy się nic nowego, ale rynki miały takie apetyty na wzrosty, że nadarzającą się okazję wykorzystały w pełni. Ostatecznie indeks WIG20 wzrósł o 1,5%, co było godnym szacunku wynikiem jak na światowe standardy z tego samego dnia. Po raz kolejny martwić jednak mogły niskie obroty świadczące o tym, że poważnych kupujących wciąż brakuje. Z drugiej jednak strony podaż pozostawała bezsilna, co daje nadzieję na rozwinięcie odreagowania ostatniej słabości krajowego parkietu.

Łukasz Bugaj