Dla mnie kluczowe jest odwrócenie trendu inflacji. Przez pięć miesięcy – do czerwca – cieszyłem się z tego, że inflacja jest w celu. Przyszedł nieszczęsny lipiec i od tego miesiąca mamy niestety trend wzrostowy. Nawet październikowy odczyt pokazał niewielki wzrost do 5 proc., którego osobiście nie zakładałem. Dopóki kolejne odczyty są coraz wyższe i jesteśmy wyraźnie powyżej celu, trudno inicjować rozmowę o obniżce.
Rząd komunikuje utrzymanie tarczy energetycznej. Oznacza to, że scenariusz alternatywny z nowej projekcji inflacji NBP staje się ścieżką bazową. W tej sytuacji uważam – nie tylko ja, mówią o tym także inni członkowie RPP – iż trzeba zaczekać na projekcję marcową. Marzec to będzie zapewne szczyt nowej górki inflacyjnej albo nawet będziemy tuż za szczytem.
Ale też nie można wykluczyć, że utrzymanie tarczy będzie trwało tylko przez pół roku. Na koniec I półrocza mamy wszak wybory. Po wyborach, mam nadzieję, będzie można z większą śmiałością powrócić do konsolidacji finansów publicznych.
Tak. W świetle dotychczasowych doświadczeń RPP trudno rozpoczynać dyskusję o obniżkach, gdy kolejne miesięczne odczyty są wyższe.
Wtedy trend był inny. Tamto dostosowanie restrykcyjności polityki pieniężnej było słuszne.
Obecna inflacja jest warunkowana bardzo wielostronnie. Dla mnie paleta motywów do zmiany parametrów polityki pieniężnej jest szersza niż tylko wysokość realnej stopy procentowej.
Nasz mandat odpowiada na to pytanie – to przede wszystkim inflacja.
Z całą pewnością „jakąś” rolę odgrywają. Z reguły większą rolę w pobudzaniu koniunktury stopami widzą ci, którzy odpowiadają za politykę fiskalną, a nie pieniężną. Zwłaszcza że ci drudzy nie mają wprost w swoim mandacie dbania o wzrost gospodarczy. Ja oczywiście nie jestem zadowolony z prognozy na poziomie 2,6 proc. Ale gdyby nawet taki wynik się faktycznie zrealizował, to na tle Europy byłby wciąż bardzo dobry rezultat.
Jestem zatroskany o wzrost. To jest kluczowe także z perspektywy potrzeb procedowanego budżetu. Wydaje się, że oczekiwanie rządu jest takie, że to właśnie wysoki wzrost gospodarczy jest nam potrzebny do obniżenia relacji długu publicznego do PKB, co zakłada się w średniookresowej strategii. Tyle że liczenie na to, że ważne problemy rozwiążą się same, na ogół się nie sprawdza. Niestety koszty obsługi długu są wysokie, a będą jeszcze wyższe.
Zdecydowanie chciałbym uniknąć oceniania rządu. On jest w konkretnej, zdecydowanie wymagającej sytuacji.
Uzasadnianie lub, jak kto woli, usprawiedliwianie wielkości długu cyframi względnymi do mnie nie trafia. Mnie bolą przede wszystkim konkretne kwoty. 10 lat temu nie zakładałem, że dożyję czasów, gdy deficyt zbliży się do 300 mld zł.
Ja tamtą sytuację traktuję jako zupełnie ekstraordynaryjną.
Ale też dług w funduszach, bo o tym przecież mówimy, to jest w sumie ciągle niewielka część całkowitego zadłużenia państwa.
Wszystko, co się dzieje – mam na myśli również dyskusję o luźnej polityce fiskalnej – przekłada się na oczekiwania inflacyjne. I przede wszystkim na inflację bazową. Był taki okres, gdy mieliśmy wyraźny progres w dezinflacji w obszarze inflacji bazowej. Teraz jesteśmy w okolicach 4 proc.
Broń Boże! To co najwyżej argument uzasadniający brak zmian stóp na ostatnich posiedzeniach. Gorąco wierzę, że w I kw. 2025 r. zobaczymy wystarczającą liczbę przesłanek do tego, by rozmawiać o obniżkach stóp.
Inflacja jest powyżej celu, ale w porównaniu z tym, co się działo w poprzednich latach, ona jest umiarkowana. W takich warunkach niezwykle ważna jest komunikacja ze strony banku centralnego. Dlaczego? Bo teraz jest trudniej o progres w dochodzeniu do celu inflacyjnego. Dlatego przynajmniej na początku ważniejszy jest sam fakt obniżek niż jego skala. Moim zdaniem nie ma powodu, by na początku to było więcej niż 0,25 pkt proc. A później w zależności od napływających danych mogą być posiedzenia, gdzie skala obniżek będzie większa. Ale trzeba być realistą i widzieć uwarunkowania wewnętrzne, czyli luźną politykę fiskalną i utrzymujący się dwucyfrowy wzrost wynagrodzeń. To wszystko oznacza, że Polacy ciągle mają dużą łatwość w akceptacji nowych, wyższych cen.
Tak, ma. Wydaje się, że my jako RPP swoją troską pokrywamy całą przestrzeń gospodarki. Tych obszarów zależności jest wiele i trzeba je rankingować.
To nie tak. Mówiliśmy już o mandacie banku centralnego. Przynajmniej u mnie na pierwszym miejscu jest niedopuszczenie do utrwalenia się utrzymywania inflacji powyżej górnej granicy celu NBP.
Za wiceprezes Kightley powtórzę: „temat prac Sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej i Trybunału Stanu jest dla nas zamknięty”. Poza tym ostatnio wygląda na to, jakby pod tym względem było spokojniej. Moje odczucie jest takie, że podczas ostatniego posiedzenia to nie miało żadnego wpływu na merytorykę dyskusji. Ale wcześniej od czasu do czasu czuło się w powietrzu pewien rodzaj napięcia. ©℗