Wiedzę na temat emerytur powinniśmy zacząć zdobywać jeszcze przed rozpoczęciem aktywności zawodowej. A nie ustaliliśmy, co jest naprawdę ważne i powinno być przedmiotem szerokiej edukacji społecznej – mówi prof. Gertruda Uścińska, była prezes ZUS
Nie odnoszę się wprost do tej wypowiedzi. Natomiast chcę powiedzieć, że systemy emerytalne, które na świecie funkcjonują od blisko 150 lat, a w Polsce od 90, są zbudowane na zasadach, o których decyduje państwo. I to właśnie ono w perspektywie wielopokoleniowej bierze na siebie odpowiedzialność za gwarancję wypłaty świadczeń. W pewnym sensie to odpowiedzialność wspólnoty za ryzyko starości. To elementarna zasada wynikająca z prawa do emerytury, ale państwo może dywersyfikować rozwiązania, poprzez np. dodatkowe świadczenia.
Z danych GUS za 2022 r. wynika, że ok. 85 proc. dochodu emerytów pochodzi z państwowej emerytury. A to państwo bierze pełną odpowiedzialność za stabilność systemu i gwarancję wypłaty świadczeń, które muszą być adekwatne, czyli chronić przed ubóstwem i zastępować dochód z pracy. Z drugiej strony oznacza to, że dywersyfikacja nie rozwinęła się w stopniu zadowalającym, chociaż w ostatnim czasie nastąpił kolejny krok w rozwoju dobrowolnych programów oszczędzania na okres starości. W tym kierunku trzeba iść, by móc porównywać się z krajami Europy Zachodniej, gdzie system publiczny zapewnia ubezpieczonemu ok. 70 proc. dochodu.
Dzisiaj potrzebna jest odpowiedź na problemy trapiące głównego gracza systemów emerytalnych, jakim jest Fundusz Ubezpieczeń Społecznych. Istotną kwestią są choćby coroczne deficyty FUS, które obecnie wynoszą ok. 2,6 proc. PKB, a według prognoz za kilka lat będzie to ok. 3,3 proc. PKB.
Z ogromnych zobowiązań zaciągniętych przez stary system emerytalny, który funkcjonował do 1998 r. Obecnie pracujące pokolenia nie są w stanie, ani też nie powinny finansować tych zobowiązań wyłącznie ze składek na ubezpieczenia społeczne. To powinno być zadanie państwa i budżetu. Trzeba też patrzeć na prognozy wieloletnie, które zresztą mówią o deficycie funduszu emerytalnego w relacji do PKB. Procentowo deficyt ma rosnąć do lat 30., ale potem będzie stopniowo malał.
Problemem do rozwiązania jest też kwestia jednej składki, która otwiera prawo do pobierania emerytury, co powoduje wypłacanie tzw. groszowych emerytur. W ostatnich latach doszło do znacznego wzrostu tego typu świadczeń – obecnie pobiera je ok. 400 tys. osób. Od dawna postulowałam zmianę w tym zakresie, by prawo do emerytury zapewniał np. 10- czy 15-letni okres składkowy, choć tu oczywiście jest pole do dyskusji.
Kolejnym problemem jest adekwatność emerytur kobiet. Dziś świadczenia mężczyzn są wyższe o ok. 50 proc. Wpływa na to szereg czynników, jak np. tablice średniego dalszego trwania życia, niższy o 5 lat wiek emerytalny, tzw. luka płacowa czy też przerwy w okresie aktywności zawodowej.
Ostatnią kwestią jest system opieki długoterminowej, to znaczy ten, który dopiero trzeba zbudować. Już teraz rynek pracy zaczyna zmagać się z niżem demograficznym z przełomu XX w., a wiemy, że najprawdopodobniej w kolejnych latach dojdzie do spadku liczby ludności w Polsce o 3 mln. Dziś współczynnik aktywnych zawodowo do seniora wynosi 2,5 do jednego, z czasem spadnie jednak do 1,4 osoby.
Absolutnie nie, bo zasada zdefiniowanej składki, na której jest oparty, z punktu widzenia państwa jest o wiele bezpieczniejsza od poprzednika. Natomiast trzeba przekonywać młodych wchodzących na rynek, że od początku muszą myśleć o przyszłości i emeryturze. Konieczne też jest edukowanie o konieczności zdywersyfikowania przychodów na starość i szerzej rozwijać kulturę finansowania swojej przyszłości. Drugim elementem jest przedłużanie aktywności zawodowej i to nie poprzez pozorne, ale faktyczne działania.
Niektóre są już nawet zaszyte w systemie. Choćby fakt, że każdy rok przedłużenia aktywności zawodowej po osiągnieciu wieku emerytalnego, gwarantuje zwiększenie świadczenia o 15–20 proc. O tym trzeba w większym stopniu informować społeczeństwo. Sama waloryzacja składek z czerwca br. podniosła wartość kapitału o 14,87 proc. Ponadto, jeśli w 2050 r. pracodawcom najłatwiej będzie o pracowników w wieku 50–55 lat, to oni już dziś muszą zmieniać swoją politykę i np. uelastyczniać warunki pracy.
OECD w jednym ze swoich ostatnich raportów skupiło się na kwestii, co kraje z systemem zdefiniowanej składki zamierzają zrobić z wiekiem emerytalnym do 2050 r. Szacuje się, że średnio będą one miały ten wiek na poziomie 65 czy 67 lat. Są jednak takie państwa, jak Estonia czy Włochy, które przewidują, że będzie on na poziomie 71 lat, natomiast w Danii – 74 lat, choć dziś jest to 67 lat. Kraje te „odpolityczniają” wiek emerytalny i już dziś powołują instytuty – które nazywam obserwatoriami – odpowiedzialne za analizę i badania dot. wydłużania średniego trwania życia, jak i dialog społeczny dotyczący podwyższania wieku emerytalnego. Przyjmują też rozwiązania w prawie przewidujące podwyższanie tego wieku z dużym wyprzedzeniem, a także dokonują tego w sposób zobiektywizowany oraz w pełni lub częściowo zautomatyzowany. Nazwałabym to dojrzałym podejściem do tematu.
W Polsce jest potencjał merytoryczny, czego dowodem jest to, że to naszych ekspertów Komisja Europejska prosi o różne analizy dotyczące systemów emerytalnych. Rozmowa o ewentualnym podwyższeniu wieku to musi być jednak dłuższy proces i stopniowe przygotowywanie społeczeństwa do tej perspektywy, jak i edukacja, skąd się w ogóle bierze emerytura i od czego zależy jej wysokość.
Kiedy pełniłam funkcję prezesa ZUS, to starałam się edukować w zakresie zabezpieczenia społecznego i ubezpieczenia czy innych działań realizowanych przez Zakład wszelkimi narzędziami, jakie miałam pod ręką. Byłam też zawsze dostępna dla dziennikarzy, by wszystko objaśniać. Proszę spytać kolegów i koleżanki. Wysiłek w tym zakresie jednak powinien rozkładać się na szeroką grupę ekspertów. Powinniśmy u nas też zbudować instytucję-obserwatorium na wzór tych, o których mówiłam. W ogóle jestem zdania, że edukowanie w kwestii emerytur powinno rozpocząć się jeszcze przed rozpoczęciem aktywności zawodowej. Nie ustaliliśmy, co jest naprawdę ważne i powinno być przedmiotem szerokiej edukacji społecznej. Na marginesie, przez te wszystkie lata prowadziliśmy w ZUS bardzo udane projekty edukacyjne dla uczniów i studentów. Trzeba jeszcze poczekać na rozprzestrzenienie się ich efektów wśród dorosłych.
W ubiegłym roku zostałam zaproszona przez Uniwersytet w Tokio na badanie ich systemu emerytalnego. W Japonii jest on ustalony na poziomie 65 lat, ale tak naprawdę ludzie pracują do 74. roku życia, bo wiedzą, że zapewnia to świadczenie dwukrotnie większe względem tego, które otrzymaliby po 65. roku życia. Wpływ na to ma system zdefiniowanej składki, ale też drugi filar organizowany przez pracodawcę. I właśnie o to chodzi – trzeba wytłumaczyć ludziom, że dłuższa praca i dodatkowe oszczędzanie dają gwarancję wyższego świadczenia. Trzeba także zadbać o warunki pracy, dostęp do opieki zdrowotnej i innych świadczeń.
Wszystkie tego typu propozycje należałoby przeanalizować i przeliczyć pod kątem kosztów i potencjalnych korzyści. One ułatwiałyby zatrudnienie i zachęcały do tego pracodawców, więc część z nich na pewno warto by było wprowadzić.
Pierwszej emerytury do ostatniej pensji, tak, albo przeciętnej emerytury do przeciętnego wynagrodzenia, zależnie od metodologii. Stopa zastąpienia dziś wynosi 53–54 proc. w Polsce. Natomiast OECD przeanalizowało ostatnio wysokość tej stopy w 2050 r. w swoich krajach członkowskich. I tak np. w Wielkiej Brytanii wyniesie ona niemal 42 proc., na Słowacji – 54 proc., a we Francji – nawet 57 proc. Dużo więcej niż w przypadku Polski.
To są szokujące prognozy, ale one wynikają z tych wszystkich kwestii, o których już rozmawialiśmy – niższego wieku emerytalnego kobiet, luki płacowej itd.
Rozmawiał Krystian Rosiński