- W najbardziej prawdopodobnym scenariuszu będzie powrót do poboru składki na gwarantowanie depozytów. Oczywiście nadal będzie składka na przymusową restrukturyzację - mówi Maciej Szczęsny, od maja prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
Odnieśmy tę transakcję do innych przymusowych restrukturyzacji w Unii Europejskiej. W większości przypadków w Hiszpanii, Portugalii czy Danii banki w takiej sytuacji były sprzedawane za 1 euro. W tym kontekście fakt, że BFG był w stanie uzyskać atrakcyjną cenę za bank pomostowy, należy uznać za sukces.
Nie zgadzam się z tą tezą. Po pierwsze dlatego, że trzeba patrzeć na cenę, biorąc pod uwagę, że bank do momentu sprzedaży, korzystając z wyłączenia wynikającego z decyzji Komisji Nadzoru Finansowego, nie spełniał wymogów kapitałowych. Stało przed nami pytanie, czy dokapitalizować bank kwotą, którą ostatecznie wyłożył inwestor, i odzyskać od niego całość kwoty czy też przeznaczyć część wyceny na dokapitalizowanie. Tę drugą ścieżkę uznaliśmy za bardziej racjonalną. I dla nas ceną jest całość kwoty, a nie tylko to, co zasiliło rachunki Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
W wycenie trzeba wziąć też pod uwagę zyski sprzedawanego banku. Było tam kilka zdarzeń jednorazowych, które mogą zakłócać perspektywę. Bank nie płacił też podatku bankowego. Według naszych wyliczeń po uwzględnieniu tych czynników bank został sprzedany po cenie odpowiadającej pięciokrotności realnego wyniku. Równocześnie odnosząc ten wskaźnik do wycen banków obecnie notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych, powinniśmy oczyścić również ich wyniki, np. z rezerw na kredyty frankowe. Po takim oczyszczeniu zyskowność sektora jest na wyższym poziomie niż raportowana, a więc i wskaźniki ceny do zysku są niższe. Wreszcie wycenę VeloBanku powinniśmy odnosić do banków o mniejszej skali działania. Bilans tego banku nie jest porównywalny z liderami sektora.
BFG zasilił bank pomostowy kapitałem. Druga połowa pochodziła ze spółki System Ochrony Banków Komercyjnych. Kapitał początkowy VeloBanku to było 700 mln zł. Większą kwotą, jaką Fundusz wydał na przymusową restrukturyzację, było to, co dziś stanowi wierzytelność wobec syndyka masy upadłościowej Getin Noble Banku. Na moment początkowy było to ok. 6,5 mld zł. Obecnie toczą się procesy mające na celu oczywiście odzyskanie przynajmniej części tych wierzytelności. Mówiąc o kosztach, nie zapominajmy o zaangażowaniu SOBK, które łącznie sięgnęło ok. 3,5 mld zł.
Blisko miliard złotych.
Źródłem odzysków są aktywa, przede wszystkim kredyty, które znajdują się w masie upadłości GNB.
Oczywiście interesujemy się sytuacją zarówno naszą, jak i każdego wierzyciela. Co do pozwów musiałby pan doprecyzować, jakie ma pan na myśli.
Nie jesteśmy bezpośrednio stroną procesów z panem Czarneckim ani podmiotami z nim powiązanymi jako właścicielami GNB sprzed procesu przymusowej restrukturyzacji, oczywiście poza skargami do WSA na decyzję o przymusowej restrukturyzacji. Nie jest mi też wiadomo, by kredytobiorcy GNB na znaczącą skalę składali pozwy do sądów przeciwko BFG. Kredytobiorcy mają prawo pozwać GNB, ale wtedy wchodzą w kolejkę wierzycieli do zaspokojenia. A prawo jest takie, że Fundusz, który wydał prawie 6,5 mld zł na przymusową restrukturyzację GNB, jest podmiotem uprzywilejowanym.
Ona się w ostatnim czasie nie zmienia. Wysoko oceniamy bezpieczeństwo sektora.
Wydaje się, że klienci są w stanie w miarę bezpiecznie przejść przez okres wysokich stóp procentowych, nie powodując zwiększonego ryzyka spłacalności kredytów.
Jest grupa podmiotów, które wdrażają plany naprawcze. Ale wydaje się, że dobrze sobie z tym radzą.
Ono jest jednym z istotnych składników ryzyk, które na bieżąco monitorujemy.
Podchodząc do oceny ryzyka, musimy ważyć dwie rzeczy. Maksymalną skalę ryzyka, ale też prawdopodobieństwo jego zaistnienia. Dziś ryzyko związane z WIBOR-em i szanse jego zaistnienia, przełożenia się na realne straty sektora bankowego szacujemy na dosyć niskim poziomie.
On stanowi marginalną część systemu finansowego.
Z tym że gdyby robić takie porównania, to byłby daleko za pierwszą dziesiątką banków. Liczymy na to, że plan naprawy, który realizuje ta kasa, będzie przynosił efekty. Na bieżąco prowadzimy też analizy, dotyczy to zarówno SKOK-ów, jak i banków. Jeśli widzimy obszary, gdzie możemy zasugerować, że są pokłady dodatkowej rentowności, to takowe sugestie czynimy.
Na przykład to, że wolne środki w kasach mogłyby być bardziej efektywnie lokowane. To jednak wymagałoby zmian przepisów.
Tak.
Wydaje się, że sektor bankowy jest na tyle bezpieczny, że po latach pracy Funduszu skupiającej się na wypełnianiu wymogów ustawowych, na czterech przeprowadzonych procesach przymusowej restrukturyzacji, zyskujemy pewien czas, w którym możemy popracować wewnętrznie nad usprawnieniem działania, żebyśmy byli jeszcze lepsi, bardziej gotowi na kolejne wyzwania. W tym duchu jako nowy zarząd chcemy zaproponować wiele drobnych zmian łącznie składających się na zmianę kultury organizacyjnej firmy. Chcemy aktywnie włączyć w proces zmian wszystkich pracowników Funduszu. Rozpoczęliśmy prace nad wypracowaniem długoletniej strategii na wzór innych podmiotów tego typu.
Tak. Ale np. w codziennej pracy mamy wyzwania związane z wdrażaniem rozwiązań technologicznych, z rekrutacją. Kulturę organizacyjną chcielibyśmy zmieniać w stronę większej decyzyjności, większej transparentności działania, większej tolerancji rozumianej jako inkluzywność organizacji. Jednocześnie będziemy przygotowywać się na takie sytuacje, jak wypłata gwarantowanych depozytów czy przymusowa restrukturyzacja. Będziemy analizować i wyciągać wnioski z poprzednich procesów tego typu i starać się wdrażać rozwiązania, które ułatwią nam działania w przyszłości.
Mam nadzieję, że jak najwięcej. Na spotkaniach międzynarodowych często spotykamy się z podmiotami, które w zasadzie od swojego powstania robią tylko tzw. dry runy, czyli pracują wyłącznie w teorii, przymierzają się do procesu, który nigdy nie nastąpił.
Obecnie to niecałe 250 osób. W ciągu ostatniej dekady skala działalności Funduszu i liczba zatrudnionych osób rosła. Ale nie zakładamy, że tak będzie również w najbliższych latach. Wydaje nam się, że mamy wystarczające zasoby, żeby w perspektywie dwóch, trzech lat wywiązywać się z naszych zadań.
Żeby składka na fundusz gwarantowania depozytów z sektora bankowego nie była zbierana, wskaźnik zabezpieczenia musiałby ponownie na koniec roku przekraczać 1,6 proc. środków gwarantowanych. Główną przesłanką do zaistnienia takiej sytuacji byłby znacząco wolniejszy przyrost środków gwarantowanych. Patrząc na bieżące dane, jakie spływają z sektora, nie widzimy takiej przesłanki. Więc w najbardziej prawdopodobnym scenariuszu będzie powrót do poboru składki na gwarantowanie depozytów, no i oczywiście nadal będzie składka na przymusową restrukturyzację.
Jesteśmy daleko jeszcze od przedstawiania nawet wstępnych scenariuszy. Będziemy to robić dopiero jesienią. Wstępnie mogę powiedzieć tyle, że ze względu na to, że przez ostatnie dwa lata nie były pobierane składki na gwarantowanie depozytów, a w tym czasie przyrastały środki gwarantowane, to będzie w granicach 3 mld zł. Jednym z niewielu powodów, dla których składka mogłaby być nadal zawieszona, byłby nagły przepływ z depozytów w stronę innych instrumentów oszczędnościowych o podobnym profilu ryzyka.
Z perspektywy makroekonomii to ciekawa sytuacja. Z jednej strony mamy do czynienia z realnym wzrostem gospodarczym, a z drugiej strony mamy nadal bardzo dobre tempo wzrostu oszczędności w różnej formie. ©℗