Po siedmiu miesiącach tego roku budżet centralny miał 82,8 mld zł deficytu, wynika z danych zaprezentowanych w piątek przez resort finansów. W ujęciu nominalnym to niewiele mniej niż w całym 2023 r. czy pandemicznym 2020 r. To równocześnie mniej niż połowa limitu, jaki dopuszcza tegoroczna ustawa budżetowa. Wynosi on 184 mld zł.
Ekonomiści przyglądają się zwłaszcza temu, jak w kasie państwa wygląda strona dochodowa. Od dynamiki wpływów uzależniają ryzyko nowelizacji budżetu. Na początku minionego tygodnia Andrzej Domański, szef resortu finansów, zapowiadał, że kwestia rozstrzygnie się w ciągu kilku tygodni. Kwoty deficytu można nie przekraczać również szukając oszczędności w wydatkach.
W dochodach najważniejsza sprawa to VAT
316,4 mld zł, jakie zaplanowano na cały rok, to ponad połowa ogólnej kwoty zakładanych dochodów podatkowych. Po siedmiu miesiącach budżet miał z podatku od towarów i usług 170,3 mld zł.
Wpływy podatkowe zależą w głównej mierze od kondycji gospodarki. Ostatnie tygodnie upłynęły pod znakiem obniżania przez analityków prognoz całorocznego produktu krajowego brutto. Płynęło coraz więcej głosów, że nie uda się osiągnąć w tym roku wzrostu PKB na poziomie nawet 3 proc. (założenia makroekonomiczne do budżetu mówią o 3,1 proc.). Perspektywę analityków zmieniły opublikowane w środę przez Główny Urząd Statystyczny wyniki II kwartału. Okazało się, że PKB był wtedy o 3,2 proc. wyższy niż rok wcześniej. Ekonomiści spodziewali się wzrostu na poziomie ok. 2,8 proc.
Wstępny szacunek GUS nie zawiera żadnych szczegółowych informacji
Wcześniej prognozy były obniżane za sprawą danych o produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej towarów czy będącego pod wpływem kiepskiej koniunktury w strefie euro eksportu, to analitycy szybko doszli do wniosku, że pozytywna niespodzianka jest zasługą wyższego niż dało się szacować na podstawie comiesięcznych danych wzrostu konsumpcji i że można to przypisać zwłaszcza wydatkom na usługi (oficjalnych miesięcznych danych w tym zakresie nie ma).
„Dynamika sprzedaży detalicznej w II kw. 2024 r. była tylko nieznacznie niższa niż w pierwszych trzech miesiącach roku, a wydatki kartowe klientów PKO wskazują na relatywnie silniejsze wzrosty wydatków na usługi, dlatego najpewniej dynamika konsumpcji ogółem utrzymała się w okolicy 5 proc. Silny wzrost konsumpcji nie dziwi, biorąc pod uwagę dynamikę płac w gospodarce narodowej, która zarówno w ujęciu nominalnym (14,7 proc. w skali roku), jak i realnym (ponad 12 proc.) była jeszcze wyższa niż w I kw. 2024 r.” – ocenili ekonomiści PKO BP.
3,2 proc. wzrostu to dane niewyrównane sezonowo. Gdy wziąć poprawkę na czynniki sezonowe, okazuje się, że tempo wzrostu PKB było w II kw. jeszcze wyższe. W porównaniu z analogicznym okresem ub.r. sięgnęło 4 proc. To najlepszy wynik wśród unijnych krajów, które dotychczas opublikowały statystyki za okres wiosenny. Cała Unia Europejska zanotowała w takim ujęciu wynik na poziomie 0,8 proc., a pięć krajów, w tym Niemcy, było pod kreską.
Druga połowa roku ma być lepsza
Druga połowa w ocenie analityków ma wypaść pod względem tempa wzrostu gospodarczego lepiej niż pierwsza. Powinno to napędzać dochody z podatków. Ekonomiści ING Banku Śląskiego ocenili w piątek, że na koniec roku wciąż może brakować ok. 15 mld zł wpływów z VAT. A to nie wszystko. Jeszcze przed finalnym przyjęciem ustawy budżetowej było np. wiadomo, nie będzie 6 mld zł wpłaty z zysku Narodowego Banku Polskiego.
Koniunktura powinna wspierać budżet, inaczej będzie z inflacją. W pierwszych siedmiu miesiącach tego roku ceny płacone przez konsumentów były średnio o 2,9 proc. wyższe niż rok wcześniej. W kolejnych miesiącach wskaźnik będzie się podnosił, ale analitycy nie spodziewają się, by osiągnął zakładane w budżecie 6,6 proc.
Wyraźną zwyżkę inflacji mieliśmy w lipcu. GUS potwierdził wstępny szacunek 12-miesięcznego wzrostu cen do 4,2 proc. z 2,6 proc. w czerwcu. Nieznacznie wyższy od oczekiwań okazał się wzrost głównej miary inflacji bazowej, nieuwzględniającej cen żywności i energii. Podniosła się ona o 0,2 pkt proc., do 3,8 proc. Lipiec był pierwszym miesiącem od lutego ub.r., w którym w górę poszły wszystkie cztery miary inflacji bazowej obliczane przez NBP. ©℗