Panuje przekonanie, że w III RP nie mieliśmy w Polsce porządnych recesji. I odkąd wygrzebaliśmy się z szoku po Balcerowiczowych reformach, to zasadniczo cud, miód i malina. Żadnych tąpnięć. Ale może po prostu używamy niewłaściwych narzędzi do mierzenia stanu koniunktury?
Analitycy banku Pekao SA przeprowadzili ciekawy eksperyment – sprawdzili, jak by wyglądała historia polskiej gospodarki, gdyby przyjrzeć się jej z wykorzystaniem reguły Sahm.
To pojęcie wzięło się od nazwiska ekonomistki Claudii Sahm – autorki współczesnej i bardzo aktywnej w amerykańskiej blogosferze ekonomicznej (warto śledzić jej wpisy, polecam). Opracowała ona kilka lat temu własny wskaźnik recesji. Według niej do mówienia o krachu (lub o jego braku) nie powinno nas skłaniać jedynie patrzenie na PKB. Czyli na recesję techniczną, polegającą na tym, że produkt krajowy spada przez co najmniej dwa kwartały z rzędu. To błąd prowadzący na manowce. Zdaniem Sahm recesja jest wtedy, gdy rośnie bezrobocie. A konkretnie wtedy, kiedy trzymiesięczna średnia stopa bezrobocia jest o co najmniej 0,5 pkt proc. wyższa od swojego minimum z poprzednich 12 miesięcy.
Takie podejście zyskuje coraz więcej zwolenników. Jednym podoba się z powodu postawienia spraw z głowy na nogi – w końcu w gospodarce najważniejszy powinien być człowiek. A brak pracy w kapitalizmie jest tym, co niszczy gospodarkę i tkankę społeczną najdotkliwiej. Inni zaś wskazują, że reguła Sahm dobrze się sprawdza w starciu z empirią. Bo użycie wskaźnika pozwala bez pudła przewidzieć każdą recesję techniczną w gospodarce amerykańskiej od 1970 r. Jeszcze innym podoba się u Sahm to, że jej indykator jest dużo łatwiejszy do zaobserwowania niż alternatywna metoda, polegająca na mierzeniu luki PKB. To znaczy na sprawdzaniu, czy faktyczny PKB jest niższy od potencjalnego, a więc takiego, który zaistniałby przy pełnym wykorzystaniu czynników produkcji.
Co się stanie, jeśli spróbujemy przyłożyć regułę Claudii Sahm do polskich realiów gospodarczych? Zobaczymy, że doświadczyliśmy w III RP więcej krachów, niż nam się wydaje. Wedle powszechnego przekonania po 1989 r. mieliśmy trzy epizody recesji: jeden – w 2000 r., drugi – dwie dekady później, w czasie pandemii COVID-19, i trzeci – w 2023 r. Były to jednak – jak się uważa – ledwie chwilowe zadyszki. Jeżeli jednak popatrzymy na naszą najnowszą historię gospodarczą z użyciem reguły Sahm, zobaczymy coś innego. Wtedy okresy recesyjne nam się niebezpiecznie wydłużą i zagęszczą. Mamy zatem: bardzo głęboką recesję z lat 1991–1995 i jej nawrót w latach 1999–2003, zaś potem dwie średnie, w latach 2009–2011 (w czasie globalnego kryzysu finansowego) oraz w latach 2013–2014 (europejski kryzys zadłużeniowy). I tę najpłytszą, z czasów pandemii w latach 2020–2021. We wszystkich tych okresach bezrobocie w Polsce rosło. We wczesnej transformacji bardzo znacznie, a na późniejszych etapach już słabiej i krócej. Ale rosło.
Zgadzam się z analitykami Pekao, którzy wskazują, że choć indeks Sahm może być momentami okrutny dla naszej narodowej samooceny (wynika z niego, że recesja była naszym doświadczeniem przez prawie połowę okresu transformacyjnego), to lepiej oddaje rzeczywistość niż nadmiernie optymistyczne przekonanie o niemal kompletnej odporności kapitalistycznej Polski na spowolnienie gospodarcze. ©Ⓟ