Banki ograniczają ryzyko prawne. Ale wystawiają się na ryzyko ekonomiczne.
mBank to ostatni duży gracz na naszym rynku, który w kredytach konsumpcyjnych zrezygnował ze stosowania stawki WIBOR. Od kilku dni nie prowadzi już sprzedaży pożyczek, w których WIBOR byłby podstawą do wyliczania oprocentowania. Podobnie jak u zdecydowanej większości konkurentów w mBanku jest teraz stosowana stopa referencyjna Narodowego Banku Polskiego.
– Dostosowaliśmy naszą ofertę do standardów rynkowych – tłumaczy Kinga Wojciechowska-Rulka, rzeczniczka mBanku. Zmiana dotyczy kredytów udzielanych na dłuższe terminy. Pożyczki na okres do dwóch lat mają w bankach co do zasady oprocentowanie stałe.
Wojciechowska-Rulka zwraca też uwagę na komunikat narodowej grupy roboczej ds. reformy wskaźników referencyjnych z jesieni ub.r., w którym jest mowa o tym, że „zakłada się oddolne odchodzenie sektora finansowego od stosowania WIBOR”.
Klienci zmiany WIBOR na stawkę banku centralnego mogą nawet nie zauważyć. Po pierwsze, mowa o nowych kredytach, a w starych nic się nie zmienia. Po drugie, WIBOR to stawka z rynku międzybankowego, zwykle nieznacznie wyższa od stopy referencyjnej NBP. Rynek kieruje się decyzjami banku centralnego, więc jeśli Rada Polityki Pieniężnej zmienia oficjalną cenę pieniądza, to cena rynkowa zmienia się w podobnym zakresie.
Zmiany WIBOR poprzedzają decyzje RPP. Gdy rynek nabiera przekonania, że stopy oficjalne pójdą w dół albo w górę, WIBOR zaczyna się stopniowo obniżać lub podnosić. W takich sytuacjach stawka bazowa może się różnić, co przełoży się na różnice w oprocentowaniu. Będą one jednak niewielkie. Przy trzyletnim kredycie o wartości 10 tys. zł 1 pkt proc. różnicy w oprocentowaniu przekłada się na niespełna 5 zł różnicy w miesięcznej racie.
Różnica w wysokości stawek może mieć znaczenie dla banku, którego portfel kredytowy jest liczony w miliardach złotych.
– W 99 proc. przypadków stopy rynkowe podążają za stopą banku centralnego, ale może się wydarzyć coś, co sprawi, że będzie inaczej. Wtedy, stosując stopę NBP, banki narażają się na pewne ryzyko, więc zastosowanie tej stawki z ekonomicznego punktu widzenia nie jest najszczęśliwsze – mówi nam osoba uczestnicząca w procesie reformy wskaźników referencyjnych.
Na stawki rynkowe wpływają nie tylko oficjalne stopy procentowe, lecz także sytuacja płynnościowa w sektorze i w poszczególnych bankach.
Dla bankowców istotny jest jednak również aspekt prawny. Rezygnacja z WIBOR jest związana z tym, że w perspektywie kilku lat (wcześniej była mowa o 2025 r., teraz o terminie dwa lata późniejszym) ta stawka zniknie. Państwowe instytucje zgodnie podkreślają, że WIBOR jest stawką obliczaną w sposób prawidłowy i nie można go podważać, ale nie brak prawników, którzy starają się to robić, licząc na nową falę klientów – po frankowiczach. Stopa stosowana w miejsce WIBOR również nie powinna budzić zastrzeżeń. Większość instytucji uznała, że ten warunek spełnia stopa referencyjna banku centralnego.
Podważenie sposobu ustalania oprocentowania mogłoby być podstawą do skorzystania z tzw. darmowego kredytu. Sankcję w postaci zwrotu wszelkich kosztów poniesionych przez klienta wprowadzono w ustawie o kredycie konsumenckim. Dotyczy ona sytuacji, w których klient np. nie otrzymał wszystkich wymaganych prawem informacji. Banki informują co prawda, że w przeważającej liczbie tego typu spraw wygrywają, ale Votum, giełdowa spółka reprezentująca konsumentów w sporach z instytucjami finansowymi, podała w ostatnim raporcie kwartalnym, że „pierwsze miesiące 2024 r. potwierdzają nie tylko zainteresowanie klientów, ale również wskazują, poprzez pierwsze nakazy zapłaty wydane przez sądy, na trafność przyjętej argumentacji prawnej i możliwość prowadzenia spraw z większą dynamiką niż w przypadku kredytów frankowych”.
W ubiegłorocznym komunikacie narodowej grupy roboczej stwierdzono, że WIBOR powinien być zastępowany w nowych umowach przez oprocentowanie stałe lub „nowe wskaźniki referencyjne typu RFR (risk free rate, czyli stopy wolne od ryzyka – red.)”. Nie było tam mowy o stopach NBP. W rozumieniu rozporządzenia BMR stawki banku centralnego nie są wskaźnikami referencyjnymi.
Jaki wskaźnik zastąpi WIBOR, jeszcze nie wiadomo. Pod koniec maja GPW Benchmark, administrator wskaźników referencyjnych, rozpoczął konsultacje w tej sprawie. „Przeprowadzone analizy oraz wyniki niniejszych konsultacji, w tym oceny i stanowiska podmiotów biorących w nich udział, stanowić będą podstawę przeprowadzenia weryfikacji” – napisano w „dokumencie konsultacyjnym”.
Rynek kapituluje. Oprocentowanie pożyczek dyktuje RPP
Jutro kończy się dwudniowe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej. Analitycy nie spodziewają się zmian stóp procentowych. Stopa referencyjna NBP od października ub.r. pozostaje na poziomie 5,75 proc. Od ponad pół roku stopy banku centralnego nie są zmieniane, a jednocześnie… rośnie ich znaczenie dla klientów.
Powód? Decyzje RPP mają już teraz bezpośrednie przełożenie na wysokość oprocentowania pożyczek udzielanych przez krajowe banki. Praktycznie wszystkie duże instytucje przestały bowiem wyznaczać odsetki na podstawie stawek WIBOR, pokazujących cenę pieniądza na rynku. W większości przypadków zastąpiono je właśnie podstawową stopą NBP. Ostatni duży gracz, który w kredytach konsumpcyjnych zrezygnował kilka dni temu ze stosowania WIBOR-u, to mBank. – Banki uznały, że stopa referencyjna jest bezpieczna z prawnego punktu widzenia. Opieramy się na decyzjach banku centralnego, trudno to podważyć – mówi ekspert rynku finansowego. Nauczeni pozwami o kredyty frankowe (gdzie sądy na ogół przyznają rację klientom), czy mniej powszechnymi o WIBOR (tu sprawy wygrywają banki), finansiści mówią, że ryzyko prawne staje się najważniejszym rodzajem ryzyka dla banków w Polsce.
Ale jest i druga strona medalu. – Stopa referencyjna słabo się broni w aspekcie ekonomicznym, bo to nie jest stopa rynkowa. Można sobie wyobrazić, że bank centralny obniża lub podnosi stopy rynkowe, nie zmieniając stawki referencyjnej. Właśnie dlatego banki na ogół nie chcą stosować stawek banków centralnych w swoich produktach – dodaje rozmówca DGP.