Duża część giełdowych banków może się pochwalić rekordowymi wynikami. Ale stopa zwrotu z kapitału się nie zwiększa.
Giełdowe banki miały w I kw. ponad 8,1 mld zł zysku netto. To o 19 proc. więcej niż rok wcześniej. Kwota zysku nie uwzględnia niewielkiego Banku Ochrony Środowiska, który swoje rezultaty przedstawi dziś.
Na GPW notowane są akcje 10 z prawie 30 działających na naszym rynku banków. Ale status spółek publicznych mają te największe instytucje. W efekcie przypada na nie prawie 90 proc. wyniku całej komercyjnej części sektora i niemal 80 proc. całego systemu bankowego, obejmującego również banki spółdzielcze i działające u nas oddziały instytucji z zagranicy (jak wynika z danych Komisji Nadzoru Finansowego ta ostatnia część sektora była w I kw. na minusie).
Niemal połowa zysku wypracowanego w pierwszych trzech miesiącach tego roku przypada na trzech liderów naszego rynku: kontrolowane przez państwo PKO BP i Pekao oraz Santander Bank Polska – największy bank mający inwestora zagranicznego.
– Kończy się czas średniej wielkości banków – mówił przy okazji prezentacji kwartalnych wyników Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego, mieszczącego się w pierwszej piątce graczy na polskim rynku bankowym. Uzasadniał to wysokimi kosztami związanymi z regulacjami dla sektora bankowego oraz koniecznością ponoszenia dużych wydatków na inwestycje technologiczne.
Przewagę największych potwierdzają dane o koncentracji zysku czy najważniejszego składnika dochodów – wyniku z odsetek. Tu proporcja giełdowej części do całego sektora jest podobna: I w tym przypadku na trzy największe instytucje przypada ok. połowy wyniku całego sektora komercyjnego. Wynik odsetkowy w giełdowych bankach był w I kw. średnio o 14 proc. wyższy niż rok wcześniej. Ale rynkowy lider, czyli PKO BP, zdołał poprawić go o niemal jedną czwartą.
Różnica między zarobkiem na kredytach czy obligacjach a kosztami depozytów i własnego długu to nie tylko najważniejszy składnik dochodów, lecz także podstawowe źródło wzrostu zysków. Banki zawdzięczają to wysokim stopom procentowym wciąż utrzymywanym przez Radę Polityki Pieniężnej. Przychody z innych źródeł, np. z prowizji, rosły w dużo mniejszym stopniu.
Wyniki byłyby lepsze, gdyby nie wyższe koszty działania. Tu dużą rolę odgrywały podwyżki wynagrodzeń. W ubiegłym roku banki podnosiły płace nawet o kilkanaście procent, w tym roku mowa o podwyżkach rzędu kilku procent.
Kwoty zysków urosły, ale poziom rentowności – nie. W bankach giełdowych stopa zwrotu z kapitału, najważniejszy wskaźnik z perspektywy udziałowców, według szacunków DGP wyniosła w I kw. średnio 17,6 proc. Rok wcześniej było to 18,1 proc.
Spadek to efekt zwiększenia funduszy własnych. Na ich wielkość miały wpływ wypracowywane zyski, ale także poprawa wyceny obligacji. Wzrost rentowności (i spadek cen), jaki miał miejsce w latach 2021–2022, spowodował znaczącą wyrwę w kapitałach banków. Lepsza koniunktura na rynku długu sprawiła, że ta wyrwa zniknęła.
Wielkość kapitałów ma znaczenie z punktu widzenia możliwości zwiększania skali działania. Z tym w ostatnich latach banki nie miały problemu po stronie depozytów, ale wzrost kredytów szedł opornie. Po części był to efekt spowolnienia w gospodarce i wysokiej inflacji (skok cen wywołał jedynie przejściowy wzrost popytu na kredyty obrotowe dla firm), a po części decyzji samych banków. Ograniczanie kredytowania dotyczyło m.in. tych instytucji, które musiały tworzyć wysokie rezerwy na tzw. ryzyko prawne hipotek walutowych.
Teraz bankowcy mówią o ożywieniu popytu na kredyt i sami deklarują większą chęć pożyczania pieniędzy klientom. Liczą zwłaszcza na popyt na kredyty dla firm.
– To ożywienie jeszcze się nie materializuje. Trudno powiedzieć, czy to będzie w II, III czy IV kw. Spodziewałbym się, że to będzie II połowa roku – mówił wczoraj Przemysław Gdański, prezes BNP Paribas Bank Polska. Zaznaczał, że jak dotąd „cały rynek kredytów korporacyjnych praktycznie wolumenowo się nie zmienił”.
Dotyczy to nie tylko finansowania firm. Ogólna kwota kredytów udzielonych przez giełdowe banki wynosiła w końcu marca 1,12 bln zł. Była o 2 proc. wyższa niż rok wcześniej. W trzech analizowanych instytucjach na dziewięć portfel kredytowy się skurczył. Pod względem tempa wzrostu wyróżnił się Alior, gdzie wartość należności od klientów była o 7 proc. wyższa niż rok wcześniej.
W tym samym czasie w depozytach był wzrost o 8 proc. w skali roku, do 1,61 bln zł. Zmniejszenia kwoty środków na rachunkach klientów nie odnotował żaden z giełdowych banków, a w dwóch – mowa o PKO BP i Millennium – były wzrosty przekraczające 10 proc.
Konta klientów „puchną” za sprawą wciąż dobrych wyników przedsiębiorstw oraz wysokiego wzrostu wynagrodzeń. Jak podał w poniedziałek Główny Urząd Statystyczny, średnia płaca w gospodarce była w I kw. o 14,4 proc. wyższa niż rok wcześniej. Rosnące szybko dochody przeznaczają nie tylko na konsumpcję, lecz także na zwiększanie oszczędności oraz „delewarowanie” – czyli ograniczanie zadłużenia. ©℗