Od kilku dni wiemy, że przynajmniej jeden ze „100 konkretów na 100 dni” rządów Koalicji Obywatelskiej będzie zrealizowany. Chodzi o postawienie przed Trybunałem Stanu Adama Glapińskiego, prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Lista osób, które chciano wysłać przed TS, była dłuższa, lecz to o Glapińskim najwięcej się mówi. Nie tylko dlatego, że bank centralny od dłuższego czasu prowadzi ofensywę medialną (i epistolarną: pamiętamy listy do prezesów banków centralnych innych krajów i ich odpowiedzi) w obronie szefa. Lecz także dlatego, że to dość kontrowersyjna sprawa z możliwymi długoterminowymi konsekwencjami dla sposobu funkcjonowania banku centralnego w Polsce.

Dyskusja wokół tematu „Glapiński a Trybunał Stanu” dotyka wielu kwestii. Dotychczas skupiano się na tym, czy postawienie szefa banku przed TS odziera NBP z niezależności. W rzeczywistości to temat na później. Od wniosku o postawienie przed trybunałem do rozpoczęcia procesu, a tym bardziej do jego zakończenia daleka droga. Na razie mowa wyłącznie o tym, że sejmowa Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej miałaby sprawdzić, czy „jest sprawa”.

Ale już to będzie wymagać przesłuchania sporej liczby osób, przeanalizowania dokumentów. Dopiero, gdy komisja uzna, że faktycznie jest coś na rzeczy, tematem zająłby się Trybunał Stanu. Pamiętajmy, że prezes banku centralnego, tak samo jak każda inna osoba, której grozi odpowiedzialność konstytucyjna, do momentu stwierdzenia złamania prawa jest uznawany za osobę niewinną. Byłoby doskonale, gdyby domniemanie niewinności zamieniło się w pewność. Nawiasem mówiąc, wtedy szef NBP miałby mandat silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.

Zarzuty już znamy. Dokument upublicznił Konrad Piasecki z TVN24. Zapewne nie bez powodu na początku wymieniono dwie rzeczy: skup obligacji i interwencje walutowe.

Dlaczego program skupu obligacji skarbowych, czyli „ilościowe luzowanie polityki pieniężnej po polsku”? W tym miejscu warto przypomnieć dotychczasową linię obrony NBP, której zresztą trudno odmówić sensu. Bank uzasadnia, że gdy w 2020 r. podejmowano decyzje o skupie obligacji, byliśmy w – delikatnie mówiąc – sytuacji awaryjnej. Na dobrą sprawę nikt nie wiedział, jak za dwa czy trzy miesiące będzie wyglądał świat. Wyłożenie kilku czy nawet kilkudziesięciu miliardów złotych dla podtrzymania funkcjonowania naszego systemu finansowego nie wydawało się wtedy aberracją. Tym bardziej, że mowa o instrumentach, które od lat wykorzystywały najważniejsze banki centralne, jak amerykański Fed czy Europejski Bank Centralny.

Działania zgodne z prawem?

Wśród ekonomistów – prawnicy interesują się tym chyba trochę mniej – trwa spór, czy tego typu działania, nawet podejmowane w nadzwyczajnych okolicznościach, mogą być uznane za zgodne z prawem. Jedni podchodzą do sprawy pryncypialnie: skoro mamy zakaz finansowania długu publicznego przez bank centralny, to taki skup ewidentnie jest złamaniem konstytucyjnej normy. Inni mówią jak przedstawiciele NBP: bezpośredniego finansowania deficytu nie było, konstytucja nie została złamana. NBP kupował obligacje (Skarbu Państwa, Funduszu Rozwoju oraz Banku Gospodarstwa Krajowego) od instytucji komercyjnych, a nie od ministra finansów.

I to jest właśnie rola dla Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Mogłaby prześledzić, jak faktycznie przebiegały operacje banku centralnego. Czy papiery były skupowane z rynku na równych zasadach (formalnie odbywały się przetargi), czy może wszystko funkcjonowało w ramach porozumienia szefa banku centralnego ze stroną rządową. Ciekawe byłoby zwłaszcza przyjrzenie się transakcjom z kwietnia 2020 r. (oczywiście pamiętamy, „stan wyższej konieczności”), gdy PFR wypuszczał na rynek obligacje i niemal natychmiast trafiały one do portfela NBP.

Komisja będzie musiała przyjrzeć się stronie formalnej, która może się okazać nie mniej ciekawa. Bo, jak stwierdzono we wniosku, „działania realizował bez należytego upoważnienia od Rady Polityki Pieniężnej”. Mowa przecież o wykorzystaniu instrumentu z arsenału polityki monetarnej. Ze strony NBP wielokrotnie płynęły zapewnienia, że wszystko odbyło się zgodnie z zasadami sztuki: Rada dała upoważnienie zarządowi NBP, a ten wykonał decyzję. Tyle że tego upoważnienia ze strony RPP dla zarządu banku nigdy nie zaprezentowano. Korzyścią z działania Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej byłoby już ujawnienie takiego dokumentu – wraz z informacją, jakie miały być wielkość, warunki czy po prostu horyzont czasowy programu skupu obligacji. Może uchwała sprzed czterech lat wciąż obowiązuje? Jakiś czas temu część członków RPP (wybranych przez Senat, czyli do niedawna opozycję) skarżyła się, że nie ma dostępu do tego typu wiedzy.

Informacji o takiej uchwale trudno się doszukać w komunikatach po posiedzeniach Rady Polityki Pieniężnej z 2020 r. Brak wzmianki na ten temat też w publikowanych w raportach o inflacji wynikach głosowań rady. Ratowano system finansowy, ale na jakich zasadach? A mówimy przecież o funkcjonowaniu jednej z najważniejszych instytucji państwowych, w której dochowanie wymogów prawnych powinno się cenić bardzo wysoko.

Interwencje walutowe

Kolejna sprawa, której będzie się przyglądać komisja, to pamiętna „szarża na złotym” z końca 2020 r. Nie tylko z uwagi na zamieszanie, do jakiego doszło po części za sprawą DGP. To nasi dziennikarze, uzasadniając umieszczenie Adama Glapińskiego wśród najbardziej wpływowych osób w polskiej gospodarce w 2020 r., określili w ten sposób interwencje walutowe z końcówki tego roku. Z czasem hasło zostało niefortunnie podchwycone przez biuro prasowe banku centralnego, za co na nie, na bank i na samego prezesa spadła fala krytyki.

Większe znaczenie ma to, w jakim celu użyto interwencji. Chodziło o osłabienie złotego, co pozwoliło NBP na wykazanie wysokiego zysku (o jego poziomie w największym stopniu decyduje złotowa wartość rezerw walutowych; im złoty słabszy, tym dla zysku NBP lepiej) i dokonanie dużej wpłaty do budżetu państwa. Tyle że interwencje osłabiające walutę sprzyjają wyższej inflacji. Ich dokonywanie idzie więc wbrew podstawowemu celowi banku centralnego, czyli stabilności cen.

Interwencje należą do instrumentarium wymienionego w założeniach polityki pieniężnej. W dodatku od kilku lat nie ma warunku, by dokonywano ich po to, by dusić, a nie pobudzać inflację. W 2016 r., gdy Adam Glapiński zaczynał pracę na stanowisku prezesa NBP, w założeniach pisano: „System płynnego kursu nie wyklucza interwencji na rynku walutowym, gdy jest to niezbędne do zapewnienia stabilności makroekonomicznej i finansowej kraju, co sprzyja średniookresowej realizacji celu inflacyjnego”. Później (tak też było w 2020 r.) zdanie brzmiało tak: „Reżim płynnego kursu nie wyklucza interwencji na rynku walutowym, gdy jest to niezbędne do zapewnienia stabilności makroekonomicznej i finansowej kraju”. Drobna różnica.

Wnioskodawcy stawiają rzecz jasno: osłabianie złotego to naruszenie konstytucji i ustawy o NBP. Ale ocena nie będzie taka łatwa. „Szarży” przyglądali się już np. przedstawiciele Najwyższej Izby Kontroli, badający co roku wykonanie założeń polityki pieniężnej. „Narodowy Bank Polski dokonał interwencji walutowych, gdyż od 29 października do 15 grudnia 2020 r. utrzymywała się tendencja aprecjacyjna polskiej waluty (wobec euro o 4 proc.). Niemniej kurs złotego wobec euro przed rozpoczęciem interwencji kształtował się na poziomach o ok. 20 gr wyższych (był słabszy), niż prognozowano na etapie przyjmowania Założeń (kurs średnioroczny 4,24 zł za euro)” – napisano w raporcie za 2020 r. „Słabszy złoty wobec euro i dolara amerykańskiego w 2020 r. w stosunku do poziomu zakładanego na etapie ustalania Założeń, podwyższający ceny towarów i surowców importowanych, mógł przyczynić się do zwiększenia inflacji. Jednak ze względu na opóźnienia procesu transmisji polityki pieniężnej skutki deprecjacji złotego mającej miejsce w 2020 r. będą w dużej mierze materializować się przede wszystkim w 2021 r.” – czytamy dalej. I konkluzja – spoiler: pozytywna dla Adama Glapińskiego – „NIK nie stwierdziła nieprawidłowości w realizacji przez Narodowy Bank Polski zadań z zakresu polityki kursowej w 2020 r.”.

Kwestii, jakim będzie się przyglądać Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej, jest oczywiście więcej. We wniosku jest mowa o utrudnianiu członkom RPP „wykonywania konstytucyjnych obowiązków, odmawiając im dostępu do wytworzonych w NBP dokumentów”, uchybieniu obowiązku współpracy z resortem finansów (słynna sprawa zapowiedzi, że za 2023 r. NBP będzie miał zysk, teraz wiadomo, że będzie duża strata), o nagrodach kwartalnych dla prezesa czy o uchybieniu jego nakazu apolityczności.

Działalność komisji odpowiedzialności pomoże w ocenie Adama Glapińskiego jako prezesa NBP? Miejmy nadzieję. Może samo rozpoczęcie przez nią prac sprawi, że funkcjonowanie banku się poprawi? Oby. Prace komisji z punktu widzenia opinii publicznej (i dziennikarzy) mają jeden słaby punkt: „Czynności dowodowe Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej przeprowadza na posiedzeniach zamkniętych” – mówi ustawa. Spektaklu, jaki oferują nam sejmowe komisje śledcze, nie będzie. ©Ⓟ