Inflacja postrzegana jest jako najgorsza z plag. A jednak wzrost cen może mieć pozytywne strony, o czym przekonuje nas ekonomista i badacz nierówności majątkowych z Uniwersytetu Nowojorskiego Edward Wolff. W nowej pracy przypomina, że w latach 1983–2019 w Stanach Zjednoczonych realne dochody średniego gospodarstwa domowego wzrosły o 34 proc. „Dochody realne” oznaczają to wszystko, co zostaje po odjęciu inflacji od dochodów nominalnych.
A teraz – powiada Wolff – zobaczmy, co by było, gdyby w USA w latach 1983–2019 nie było żadnej inflacji. Dochody realne równałyby się nominalnym, a ich skumulowany wzrost dla średniego gospodarstwa domowego w USA wyniósłby 229 proc. W przeliczeniu na konkretne pieniądze oznaczałoby to jakieś 30 tys. dol. więcej w kieszeni średniego amerykańskiego gospodarstwa domowego. Jak dotąd wszystko zgodnie z „żelazną” logiką antyinflacyjną. Gdyby nie wzrost cen, to dochody rosłyby dużo szybciej, a przeciętny John Smith byłby dziś bardziej zamożny, prawda?
Chwileczkę, zobaczmy teraz, jak inflacja z lat 1983–2019 wpłynęła na wartość majątku posiadanego przez uśrednione amerykańskie gospodarstwo. To też dość łatwo wyliczyć. Uśredniony majątek naszego Johna Smitha to w dwóch trzecich nieruchomość mieszkalna, do tego trochę papierów wartościowych i akcji (odpowiednio po ok. 9 proc.). W omawianych latach wartość tych składników majątku zwiększyła się o ok. 52 proc. W przeliczeniu na dolary wyjdzie nam jakieś 42 tys. na plusie.
Postawmy teraz te sumy obok siebie. 30 tys. dodatkowego dochodu i 42 tys. dodatkowego majątku. Problem polega na tym, że te dwie wartości należy postrzegać w kategoriach „albo, albo”. Dlaczego tak? To proste. Chodzi o inflację. Z jednej strony inflacja zjada wzrost płac (im wyższa, tym płace realne niższe), z drugiej jednak wzrost cen przekłada się w sposób bezpośredni na wyższe wyceny nieruchomości i papierów wartościowych. Co oznacza, że inflacja pcha w górę wartość całego majątku. Niestety inflacja nie może jednocześnie rosnąć i nie rosnąć. Nie może nie zjadać wzrostu płac i w tym samym czasie windować majątku. Tak się nie da.
Wyliczenia Edwarda Wolffa bazują na danych amerykańskich. Na tym przykładzie widać jednak doskonale dwa efekty inflacji: płacowy i majątkowy. I Wolff upomina się o to, by traktować je zbiorczo, a nie osobno, by nie epatować tylko jedną stroną równania. ©Ⓟ