Nie najlepszą kondycję krajowej gospodarki potwierdził piątkowy odczyt PMI dla krajowego przemysłu powstającego na podstawie ocen menedżerów prywatnych przedsiębiorstw. Wskaźnik spadł po raz trzeci z rzędu i znalazł się na poziomie 43,1 pkt, najniższym w tym roku. Od niemal półtora roku PMI pozostaje poniżej 50 pkt, poziomu równowagi, oddzielającego ożywienie od spowolnienia w danym sektorze.
„Wyniki w Polsce są zbliżone do pozostałych państw Unii Europejskiej. Niemal w całej Europie nastroje są negatywne” – napisali w komentarzu do danych ekonomiści Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Pewnym elementem pozytywnym, widocznym i w danych z Europy, i z Polski, jest wyhamowanie długoterminowych trendów spadkowych wskaźników PMI.
Według szacunków ekspertów PIE produkcja przemysłowa w sierpniu w Polsce obniżyła się o 1,2 proc. w porównaniu z tym samym okresem zeszłego roku. Wyliczenia GUS za poprzedni miesiąc mówiły o głębszym spadku – o 2,7 proc.
Dane i prognozy wskazują na słaby początek III kw. w krajowej gospodarce. Mamy m.in. spadek sprzedaży detalicznej (o 4 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem), niewielki wzrost w budownictwie (o 1,1 proc. r/r) czy niższe niż w poprzednich miesiącach tempo wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w przedsiębiorstwach (10,4 proc. r/r) w lipcu.
Także początek roku nie był udany. I w I, i w II kw. nasza gospodarka skurczyła się w porównaniu z poprzednim rokiem – odpowiednio o 0,3 proc. i 0,6 proc.
Skłania to ekonomistów do redukcji prognoz tempa wzrostu gospodarczego Polski na bieżący rok. Znikają stopniowo te, które zakładały, że PKB zwiększy się w tym roku przynajmniej o 1 proc., a nowy konsensus kształtuje się w okolicach 0,5 proc. Takiego rodzaju korektę swoich oczekiwań zapowiedzieli ekonomiści mBanku. Eksperci ING BSK, którzy wcześniej szacowali, że wzrost PKB wyniesie 1,0 proc., obniżyli swoje oczekiwania do 0,6 proc.
– Obniżona prognoza wynika i ze słabszego początku roku, i z nie najlepszegootwarcia III kw. Poprawiające się nastroje konsumentów i wzrost ich dochodów do dyspozycji później, niż sądziliśmy, przełożą się na zwiększone wydatki – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING BSK.
Konsumenci wciąż są największą nadzieją na gospodarcze przyspieszenie pod koniec roku. Do pozytywnych tendencji Rafał Benecki zalicza także lekką poprawę w globalnym handlu i przemyśle (PMI dla chińskiego przemysłu wzrósł powyżej 50 pkt w sierpniu). Jednak na jej pozytywny wpływ na krajowy sektor wytwórczy przyjdzie jeszcze zapewne poczekać do przełomu lat 2023 i 2024. Obecnie sytuacja na rynkach zagranicznych nie sprzyja Polsce, co pokazały czerwcowe dane o wymianie międzynarodowej – wartość eksportu dóbr i usług spadła w ujęciu rocznym o 2,7 proc., co w przeszłości było bardzo rzadkim zjawiskiem.
– Kilka lat temu zmieniliśmy paradygmat gospodarczy, mocno stawiając na wzrost konsumpcji. A później polityka gospodarcza zbyt późno zareagowała na wzrost inflacji, ograniczającej siłę nabywczą konsumentów. Teraz znów potrzebujemy zmiany, żeby wrócić na właściwe tory – wyjaśnia Benecki.
Jego zdaniem zmiana w polityce gospodarczej powinna zmierzać w kierunku zaciskania pasa i dyscypliny wydatków państwa. Dzięki temu łatwiej byłoby nam zwalczyć inflację, która mimo spadku w ostatnich miesiącach wciąż pozostaje problemem. Ponadto mogłoby to zachęcić przedsiębiorców do inwestowania.
– Inwestycje przedsiębiorstw są jedną z sił, które należałoby uruchomić, jeśli myślimy o stabilnym wzroście gospodarczym. Przedsiębiorcy wiedzą, że jeśli rosną wydatki w budżecie, to za chwilę wzrosną obciążenia podatkowe. I to jest jeden z elementów ograniczających inwestycje – dodaje Benecki.
Już wcześniejsze prognozy – a tym bardziej te obniżone – pokazują, że Polska zanotuje najniższe tempo wzrostu od lat 90. XX w., nie licząc 2020 r., kiedy to część gospodarki zamknęła pandemia, co spowodowało spadek PKB o 2,0 proc. Według Rafała Beneckiego problemy ze stabilnym i relatywnie wysokim wzrostem gospodarczym mogą się utrzymać także w kolejnych latach. ©℗