Największe banki udzielające Bezpiecznego kredytu 2 proc. są zapchane wnioskami. Czas wydania decyzji kredytowej znacznie się wydłużył. Klienci boją się, że przepadną im zadatki albo przyjdzie płacić karne odsetki. Eksperci podpowiadają, jak zmniejszyć ryzyko.
Według informacji z ubiegłego tygodnia banki, które udzielają „Bezpiecznego kredytu 2 proc.” podpisały 2706 umów. Wniosków złożono ponad 32 tys. Wśród osób, którym nie udało się zakończyć procesu, jest nasza czytelniczka, pani Weronika.
– Komplet dokumentów złożyłam do dwóch banków (PKO BP i Pekao SA) 10 lipca. Wiem, że mają 21 dni na wydanie decyzji kredytowej (wynika to z ustawy o kredycie hipotecznym – red.), więc bez obaw podpisałam umowę deweloperską z terminem przelewu przypadającym na 31 sierpnia. Decyzji kredytowej ciągle nie mam i, co gorsza, nie mam żadnej informacji, kiedy mogę ją otrzymać – wyjaśnia.
W umowie deweloperskiej naszej czytelniczki płatności są rozłożone na pięć transz płatnych od 6 września. Brak wpłaty w terminie powoduje naliczanie karnych odsetek. Deweloper ma prawo wyznaczyć dodatkowe 30 dni na zapłatę, a po tym terminie odstąpić od umowy, potrącając odsetki i karę umowną. W przypadku pani Weroniki może to być 13 tys. zł.
Co, jeśliby straciła pieniądze? Może wystąpić do sądu – jeśli udowodni, że poniosła szkodę, może się domagać od banku odszkodowania.
Wydłużony czas oczekiwania na rozpatrzenie wniosku potwierdzają pośrednicy kredytowi, deweloperzy i same banki.
„Z uwagi na atrakcyjność oferty (…) musimy być świadomi, że czas oczekiwania na decyzję kredytową może się wydłużyć. (…) Robimy wszystko, żeby proces zautomatyzować. Pracujemy nad tym intensywnie i udaje nam się stopniowo cały proces usprawniać. Planujemy też działania, aby zwiększyć efektywność rozpatrywania wniosków od pośredników” – wyjaśnia bank PKO BP, który jako jedyny z dużych banków nie unika odpowiedzi na pytanie o zwłokę w rozpatrywaniu wniosków.
Osoby prowadzące firmy pośrednictwa kredytowego potwierdzają, że jest duży problem z wydłużaniem się czasu oczekiwania na decyzję kredytową.
„Większość wniosków złożonych 3 lipca nadal nie ma wydanych decyzji kredytowych (PKO i Pekao)” – napisał kilka dni temu na Twitterze Ronald Szczepankiewicz. Ocenia, że wydolność banków w zakresie obsługi kredytów jest permanentnie ograniczona i nie sposób określić, ile potrwa wydanie decyzji kredytowej.
– Już po liczbie zapytań o Bezpieczny kredyt 2 proc., które docierały do nas, jeszcze zanim został wprowadzony, wiedzieliśmy, jak dużym zainteresowaniem będzie się cieszył. Każdego klienta ostrzegaliśmy, że czas oczekiwania na decyzję kredytową może być wydłużony. Po to, aby uniknąć zagrożenia, że klient utraci zadatek czy opłatę rezerwacyjną. Czas procesowania kredytów w programie jest aktualnie mocno wydłużony – trwa od dwóch do trzech miesięcy. Jeśli ktoś przyjął w umowie przedwstępnej czy umowie deweloperskiej taki termin na zapłatę, to nie powinien się dziś stresować – mówi Wiktor Żelazo, pośrednik kredytowy prowadzący na Facebooku grupę „Kredyt hipoteczny – mądry Polak przed kredytem”.
Doba trwa, ile trwa
Zapytaliśmy wszystkie banki udzielające „BK 2 proc.”, ile trwa rozpatrzenie wniosku. Tylko VeloBank podał konkretny termin – dziewięć dni. Okazuje się, że są też banki spółdzielcze (BS w Brodnicy i BS Rzemiosła w Krakowie), które czekają na klientów. Do tej pory nikt nie złożył u nich wniosku albo złożono ich tylko kilka. Prawie całe „uderzenie” poszło na PKO BP, Pekao S.A. oraz Alior Bank. Sprawność rozpatrywania wniosków byłaby większa, gdyby pośrednicy kredytowi nie składali dokumentów każdego klienta jednocześnie do wszystkich tych trzech banków. Choć stoi za tym troska o interes zleceniodawcy, to taka taktyka odbija się na czasie rozpatrywania wniosków. Jak mówią pracownicy banków, doba trwa, ile trwa, a moce przerobowe analityka są ograniczone.
Banki bierze w obronę dr Przemysław Barbrich, dyrektor zespołu komunikacji i PR Związku Banków Polskich.
– Mimo zwiększonego zainteresowania Bezpiecznym kredytem 2 proc. banki uczestniczące w programie rozpatrują wnioski kredytowe w terminie 21 dni, licząc od dnia, w którym zostały prawidłowo złożone dokumenty, czyli od chwili, w której wniosek był kompletny. Od tego momentu może on być dalej procedowany. Niestety część klientów liczy te 21 dni od swojej pierwszej wizyty w banku lub u doradcy kredytowego – mówi dyrektor Barbrich. Dodaje, że uzupełnienie dokumentów też zajmuje niektórym sporo czasu, więc może się zdarzyć, że komuś tego czasu zabraknie. Jednak nie będzie to wina banku.
– Proszę pamiętać, że bank pożycza kredytobiorcom pieniądze, które powierzyli mu klienci zakładający lokaty. Dlatego musi rzetelnie ocenić zdolność kredytową każdego klienta. Banki są zainteresowane udzieleniem kredytu, bo na tym zarabiają, więc nie działałyby na swoją szkodę, opóźniając rozpatrywanie wniosków – tłumaczy przedstawiciel ZBP.
Spodziewa się, że wkrótce do programu przystąpią kolejne banki, co przełoży się na jego większą dostępność dla klientów. Tymczasem przy podpisywaniu umów przedwstępnych radzi wpisywać taki termin zawarcia umowy przyrzeczonej, by był czas na skompletowanie dokumentów.
– Ci, którzy złożą w banku wszystkie prawidłowo wypełnione dokumenty, nie mają powodu do obaw. Najdalej za 21 dni dostaną z banku decyzję. Jestem tego pewien – zapewnia dyrektor Barbrich.
Im dłuższy termin, tym lepiej
Przemysław Dziąg, radca prawny Polskiego Związku Firm Deweloperskich, sugeruje klientom, by zanim podpiszą umowę przedwstępną, poddali się wstępnej weryfikacji, czy rzeczywiście mają szansę uzyskać kredyt.
– Obserwujemy, że nabywcy składają wnioski, nie badając drobiazgowo, czy spełniają warunki do udzielenia Bezpiecznego kredytu 2 proc. Takie wnioski są bardzo często odrzucane – mówi. I potwierdza, że obecnie banki zostały zasypane wnioskami, więc procedowanie decyzji kredytowej może trwać nawet kilka tygodni. Mimo że wielu deweloperów dało w umowach klientom starającym się o ten kredyt wydłużony okres na wpłatę, nie zawsze wystarczy on, by nabywca pozyskał kredyt.
Jeśli dojdzie do przekroczenia terminów na wpłatę, deweloper ma prawo naliczać odsetki za opóźnienie. Przy dłuższej zwłoce może odstąpić od umowy. Dlatego radca PZFD radzi zawczasu ustalić, ile rzeczywiście czasu upłynie do momentu otrzymania kredytu.
Największy kłopot kredyto biorców jest jednak taki, że tego dziś ustalić się nie da. Wielu z nich, zadając to pytanie pracownikom banków obsługującym infolinie, słyszy tylko, że wniosek jest w trakcie procedowania. Jedna z internautek podaje, że została poinformowana o 45 dniach opóźnienia.
Co robić?
– Gdyby to mnie dziś zależało na czasie, to jeśli chodzi o banki, które rozpatrują wnioski w procesie oddziałowym, składałbym wniosek w oddziałach na peryferiach lub w miastach sąsiadujących – mówi Wiktor Żelazo. Tym, którzy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, doradza, żeby rozważyli złożenie wniosku o standardowy kredyt hipoteczny w banku, który obecnie nie bierze udziału w programie. – Jednak traktowałbym to jako ostateczność. Najważniejsze jest, żeby rozważnie podchodzić do kwestii terminów w umowach przedwstępnych i rezerwacyjnych – dodaje.
O radę dla kredytobiorców poprosiliśmy też rzecznika finansowego. W nadesłanej informacji rzecznik przypomina, że kredytodawca, pośrednik kredytu hipotecznego oraz agent są obowiązani przekazać konsumentowi decyzję w sprawie udzielenia kredytu hipotecznego (decyzję kredytową) na trwałym nośniku, w 21. dniu od dnia otrzymania wniosku, w celu umożliwienia porównania warunków umów o kredyt hipoteczny oferowanych przez innych kredytodawców. Inaczej jest tylko, gdy konsument wyrazi zgodę na wcześniejsze przekazanie decyzji kredytowej. Takie zasady przewiduje art. 14 ust. 2 ustawy z 23 marca 2017 r. o kredycie hipotecznym oraz o nadzorze nad pośrednikami kredytu hipotecznego i agentami (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 2245 ze zm.).
– Z tego wynika, że bank najpóźniej w 21. dniu od złożenia wniosku klienta powinien przekazać decyzję kredytową. Jednak ani ustawa o kredycie hipotecznym, ani żadna inna ustawa nie zawiera sankcji, jakie mogą być nałożone na bank, który nie dotrzyma terminu – wyjaśnia Maciej Sawa, rzecznik prasowy w Biurze Rzecznika Finansowego.
Można się starać o odszkodowanie
W sytuacji gdy nieterminowe rozpoznanie wniosku kredytowego przez bank doprowadzi do powstania szkody u klienta, wówczas ma on wobec banku roszczenie odszkodowawcze na podstawie art. 415 kodeksu cywilnego. Jednak to klient będzie musiał, zgodnie z art. 6 k.c., wykazać, że istnieją podstawy odpowiedzialności banku. To znaczy, że doszło do czynu niedozwolonego (bezprawnego i jednocześnie zawinionego), powstała szkoda (i w jakiej wysokości), a także że był związek przyczynowy między czynem niedozwolonym a szkodą. Rzecznik zwraca uwagę, że utrata zadatku albo konieczność zapłacenia kary umownej z powodu nierozpatrzenia wniosku w terminie spełniają te warunki.
Maciej Sawa podpowiada także, że gdy bank nie rozpatruje wniosku w terminie wskazanym w ustawie, można, po złożeniu w nim reklamacji, zwrócić się do Biura Rzecznika Finansowego o przeprowadzenie postępowania interwencyjnego lub też postępowania polubownego w swojej sprawie.
O problemie poinformowaliśmy Ministerstwo Rozwoju i Technologii, które co prawda nie nadzoruje banków, ale jest pomysłodawcą Bezpiecznego kredytu. Z odpowiedzi wynika, że banki informują resort o dużym obciążeniu pracą, związanym z uruchomieniem tego kredytu, ale problemów z terminowym rozpatrywaniem wniosków nie zgłaszają. Ponadto przekroczenie terminu to tylko margines 2 tys. spraw, z którymi zwróciły się do resortu osoby zainteresowane tym kredytem. Niezależnie od tego MRiT zwróci się do banków z prośbą o informację na ten temat. ©℗
Rynek się ożywił
Rośnie nie tylko liczba wniosków, lecz także umów kredytowych zawieranych w ramach programu Bezpieczny kredyt 2 proc. Jednocześnie topnieje oferta dostępnych na rynku mieszkań, zwłaszcza dla osób, które chcą skorzystać ze wsparcia.
Jak wynika z danych opracowanych dla DGP przez serwis Otodom, obecnie w cenie do 800 tys. zł, a zatem w ramach limitu programu, można kupić 67 tys. mieszkań. 18 tys. z nich jest dostępne na rynku pierwotnym siedmiu głównych miast, w których ogółem w sprzedaży na rynku pierwotnym jest 38 tys. lokali.
Jeszcze w czerwcu w samej Warszawie kupujący mogli wybierać spośród 4,1 tys. ofert. Dziś jest to nieco poniżej 3,5 tys. Jak zauważają deweloperzy, to skutek tego, że po mieszkania ruszyli też ci, którzy do tej pory wstrzymywali się z inwestycją. Mają jednak świadomość, że pula będących w ich zasięgu lokali szybko się kurczy, a na nowe przyjdzie długo poczekać. Do tego nie wiadomo, w jakiej będą cenie.
– W ofercie mamy blisko 150 lokali w cenie do ok. 600 tys. zł oraz ponad 300 w cenie do 800 tys. zł. W związku z dużym zainteresowaniem i wzmożonym popytem nasza oferta siłą rzeczy jest coraz mniejsza. W sierpniu znaczna część klientów dokonujących rezerwacji mieszkań deklaruje chęć skorzystania z Bezpiecznego kredytu 2 proc. – tłumaczy Michał Witkowski, dyrektor ds. sprzedaży Lokum Deweloper. O kurczeniu się podaży mówią też inni deweloperzy, jak Grupa Robyg, która ma do zaoferowania jeszcze 800 mieszkań dla beneficjentów programu, Echo Investment, która ma ich 180, czy Develia – 1200.
– Ogromne zainteresowanie programem uzasadnia obawy o wzrost cen mieszkań w kolejnych etapach oddawanych inwestycji. Wprowadzony program obudził uśpiony wcześniej popyt, którego zrealizowanie może doprowadzić do gwałtownego skurczenia się oferty, ponieważ deweloperzy nie są w stanie tak szybko odpowiadać podażowo – zaznacza Boaz Haim, prezes firmy RONSON Development, która w przedziale cenowym do 600 tys. zł ma ponad 100 lokali, natomiast z limitem do 800 tys. zł dodatkowo ponad 200.
Jak zauważają deweloperzy, dziś proces inwestycyjny zajmuje minimum trzy lata. Głównym powodem tego są przeciągające się procedury administracyjne. Dlatego kolejnym krokiem powinno być zadbanie przez administrację państwową oraz samorządową o maksymalne ich ułatwienie, żeby budowy mogły być realizowane jak najsprawniej. Bo plany deweloperzy mają ambitne. Szczególnie że większość ostatnie lata wykorzystała na gromadzenie banku ziemi. ©℗