Lipcowa fala wyprzedaży sprowadziła notowania dolara do najniższego poziomu od ponad roku. Słabość amerykańskiej waluty jest jednym z czynników sprzyjających wzrostom kursów na warszawskiej giełdzie.
Dolar traci na wartości od września zeszłego roku, kiedy notowania amerykańskiej waluty wobec koszyka walut znalazły się na najwyższym poziomie od 20 lat. Jednak z 10 kolejnych miesięcy dolar zakończył na plusie tylko dwa, tracąc w tym czasie 13 proc. Spadki przyspieszyły w lipcu. Od początku miesiąca indeks dolara spadł już niemal 3 proc. i jest to najsłabszy wynik w tym roku. Na słabości amerykańskiej waluty zyskuje euro. W zeszłym tygodniu kurs euro/dol. przekroczył poziom 1,12 po raz pierwszy od marca zeszłego roku.
Recesja raz jest, raz jej nie ma
– Znaczące wahania notowań pod wpływem zmian nastrojów inwestorów są w ostatnim czasie typowe dla dolara – mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista Santander BP.
Impulsem do ostatniej fali wyprzedaży był zeszłotygodniowy raport o inflacji, który pokazał, że tempo wzrostu cen konsumpcyjnych spadło mocniej od prognoz ekonomistów – z 4,1 proc. w maju do 3,0 proc. w czerwcu. Jeszcze rok temu inflacja CPI wynosiła 9,1 proc. i była najwyższa od 1981 r. Dziesięć podwyżek stóp procentowych ze strony Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), decydującego o polityce monetarnej USA, sprawiło, że w gronie najważniejszych globalnych gospodarek Stany Zjednoczone najlepiej poradziły sobie z nadmierną inflacją. Główna stopa procentowa wzrosła z 0–0,25 proc. w marcu 2022 r. do 5–5,25 proc. w maju 2023 r. W opinii inwestorów sukces amerykańskich władz monetarnych w zwalczaniu inflacji może być jednak okupiony recesją.
– Wymowa ostatniego posiedzenia FOMC, z nowymi prognozami makroekonomicznymi, była bardzo „jastrzębia” i wybiła inwestorom z głów pomysły o obniżkach stóp procentowych jeszcze w tym roku. Ale później przyszły dane o czerwcowej inflacji, która spadła mocniej od oczekiwań. Część inwestorów może uważać, że Fed jednak się myli i amerykańska gospodarka nie jest tak mocna, jak wskazują na to bieżące dane – mówi Grzegorz Ogonek.
Publikowane w zeszłym tygodniu dane potwierdziły, że amerykański rynek pracy wciąż jest w dobrej kondycji. W czerwcu liczba pracujących w gospodarce zwiększyła się po raz trzydziesty z rzędu, do ponad 156 mln osób. Opublikowane w piątek najnowsze wyliczenia wskaźnika optymizmu konsumentów Uniwersytetu Michigan pokazały, że wzrósł on z 64,4 do 72,6 pkt, najwyższej wartości od dwóch lat. Innymi słowy, obecne dane nie wskazują, żeby w USA miała się wydarzyć recesja.
W II połowie roku dużo bardziej prawdopodobna jest kontynuacja gospodarczej stagnacji lub nawet recesja w strefie euro. Wśród ekonomistów nie brakuje prognoz mówiących, że Niemcy w II kwartale tego roku zanotowały trzeci z rzędu spadek PKB, a kontynuacja tego trendu jest możliwa także w kolejnych kwartałach. Także różnica w poziomie stóp procentowych sprzyja amerykańskiej walucie – to w USA można zarobić więcej, inwestując na przykład w roczne obligacje (rentowność 5,3 proc.), niż w strefie euro (rentowność rocznych obligacji niemieckich to 3,73 proc.). Mimo to euro zyskuje na wartości wobec dolara. Jak zwraca uwagę Grzegorz Ogonek, część inwestorów bierze pod uwagę kształt krzywej rentowności amerykańskich obligacji, który od dłuższego czasu sygnalizuje nadchodzącą recesję w tamtejszej gospodarce.
Wielki supercykl rynków wschodzących
Choć przyczyny słabości amerykańskiej waluty mają istotne znaczenie dla rozwoju sytuacji na wielu rynkach finansowych, to na razie spadek jej wartości jest korzystny dla niektórych rodzajów aktywów. Na przykład dla rynku surowców, które w większości wyceniane są w dolarze. Spadek dolara sprawia, że surowce są tańsze dla nabywców posługujących się innymi walutami.
Słabszy dolar sprzyja także gospodarkom zaliczanym do grupy rynków wschodzących. Często są one zadłużone w amerykańskiej walucie, więc słabszy dolar obniża ich koszty obsługi długu. – Dla rynków słabszy dolar i główny czynnik napędzający tę słabość, czyli niższa inflacja, to lekarstwo na wszystko. Zyskują szczególnie aktywa spoza Stanów Zjednoczonych – ocenia Alvise Marino, strateg walutowy w Credit Suisse, cytowany przez Reutersa.
W czerwcowej analizie ekonomiści banku Goldman Sachs wypunktowali pięć warunków, które muszą być spełnione, żeby na rynkach akcji rynków wschodzących znów rozegrała się wielka hossa. Potrzebne są do tego rosnąca różnica w tempie wzrostu gospodarczego między rynkami wschodzącymi a rozwiniętymi, niskie, ale pozytywne stopy zwrotu z indeksu S&P500, rosnące ceny surowców, niskie wyceny akcji na starcie wzrostów i słabnący dolar. Według ekspertów Goldman Sachs trzy są spełnione – niskie są wyceny akcji na rynkach wschodzących, niskie jest oczekiwane tempo wzrostu indeksu S&P500, który wyznacza globalne trendy na rynkach akcji, rosną także ceny surowców. Kierunek trendu na dolarze pozostaje jedną z niewiadomych.
– Spadek notowań dolara jest korzystny dla krajowych aktywów, ale pod warunkiem, że nie odzwierciedla on nadchodzącej recesji w USA. W takim wypadku krajowa gospodarka również na tym ucierpi – mówi Grzegorz Ogonek.
Na razie słabnący dolar sprzyja kursom krajowych akcji. Wzrost kursów na GPW rozpoczął się jesienią zeszłego roku i zbiegł w czasie ze zmianą trendu na dolarze. Indeks WIG zyskał w ciągu dziewięciu miesięcy ponad 50 proc. i w lipcu, po raz pierwszy od listopada 2021 r., znalazł się powyżej poziomu 70 tys. pkt. ©℗