Cały czas potrzebne są inwestycje infrastrukturalne, wymagające długoterminowego finansowania. I tu bankowość nie wystarczy. Po kryzysie z 2009 r. robi się dużo, żeby odejść od modelu finansowania gospodarki tylko na podstawie banków w kierunku rozwoju rynku kapitałowego – mówi Paweł Borys, prezes PFR.

Żyjemy, delikatnie mówiąc, w skomplikowanych i dynamicznych czasach. Co powinny w tej sytuacji robić osoby kierujące towarzystwami funduszy inwestycyjnych, żeby ich klienci byli zadowoleni, właściciele mieli zysk, a gospodarka korzyści?

W tak zmiennym otoczeniu jeszcze ważniejsza staje się dywersyfikacja. Polski sektor funduszy był dosyć tradycyjny, jeżeli chodzi o dostępne klasy aktywów – mieliśmy dominację akcji i obligacji. Trochę mniej było inwestycji alternatywnych i strategii międzynarodowych. Przede wszystkim więc branża powinna stać się bardziej różnorodna.

Co jeszcze?

Drugi element to są koszty. W tej kwestii już nastąpiła duża poprawa. Jeszcze 20 lat temu opłaty z tytułu zarządzania w funduszach akcji wynosiły ok. 4 proc. Dzisiaj dochodzimy do 2 proc. Średnie opłaty zbliżają się już do tych, które są na rynkach dojrzałych. Natomiast przez cały czas jest przestrzeń do obniżek. Kolejna sprawa to dystrybucja, która jest zdominowana przez banki pobierające spore opłaty.

Co można z tym zrobić?

Jest spory potencjał do rozwoju sprzedaży produktów inwestycyjnych w kanałach zdalnych.

Co jeszcze jest ważne dla klientów?

Mamy środowisko wyższych stóp procentowych i zacieśnienia polityki pieniężnej na świecie. W tej sytuacji jeszcze ważniejsze staje się umiejętne zarządzanie ryzykiem. Chodzi mi zarówno o ryzyko płynności, jak i o ryzyko wyceny aktywów. Fundusze muszą zwracać uwagę na to, żeby nie koncentrować nadmiernie ryzyka w obligacjach korporacyjnych, na rynku deweloperskim albo condohoteli. Trzeba tak zarządzać płynnością, aby być gotowym na sytuacje, kiedy coś złego dzieje się na rynku, kiedy pojawiają się odpływy kapitału.

Czy te recepty są w odpowiednim stopniu wdrażane w Polsce?

Myślę, że branża się zmienia. Zmierza w prawidłowym kierunku.

Dostatecznie szybko?

W ostatnich latach mamy przyspieszenie, wymuszone przez unijne regulacje MiFID. Na pewno jednak opłaty mogłyby spadać szybciej. Wydaje mi się, że jeżeli chodzi o ostatnie lata, to po historii GetBacku, który był ostatnim takim bolesnym doświadczeniem, mamy dużą poprawę. Ostatnie trzy–cztery lata były swego rodzaju stress testami: pandemia, wojna, zmiany stóp procentowych. Na polskim rynku nie było problemów, np. z zawieszonymi wypłatami.

Wydaje mi się, że zarządzanie ryzykiem, profesjonalizm w zarządzaniu aktywami, wysokość opłat naprawdę są już w Polsce na dobrym poziomie.

Czy fundusze dają klientom dostatecznie dobrze zarobić?

Kluczowa jest strategia inwestycyjna. W długim terminie w 80–90 proc. stopy zwrotu zależą od tego, w jaką klasę aktywów inwestujemy. Decyduje przede wszystkim strategiczna alokacja aktywów. Warto, aby ona była trochę bardziej różnorodna, bo wtedy jest szansa na to, że spadnie ryzyko zmienności przy poprawie stopy zwrotu.

W tym kontekście żałuję, że nie udało się w ostatnich latach wprowadzić w Polsce funduszy REIT, czyli upowszechnić możliwości inwestowania w fundusze nieruchomości, przynoszące stały dochód. Takie fundusze pomagałyby finansować potrzeby mieszkaniowe. Generalnie gospodarka potrzebuje długoterminowych oszczędności, żeby dobrze funkcjonować.

Oszczędności dzięki sprawnemu rynkowi są zamieniane w inwestycje...

Odbywa się to różnie – np. przez to, że fundusz inwestuje w obligacje korporacyjne. Firmy mają środki do zainwestowania. To buduje dobrze działający system finansowy, który jest krwiobiegiem gospodarki. W Stanach Zjednoczonych nie byłoby najnowocześniejszych technologii na świecie, gdyby nie rynek kapitałowy, branża venture capital czy private equity.

Czy w Polsce fundusze są w stanie odegrać tę rolę? Czy to się zmieni po wyroku TSUE w sprawie kredytów frankowych? Banki będą w nowej sytuacji.

Finanse to system naczyń połączonych. Polski rynek był dość dobrze rozwinięty przez ostatnie trzy dekady, jeżeli chodzi o bankowość – mam na myśli dostępność kredytu; a słabiej, jeżeli chodzi o rynek kapitałowy.

To znaczy?

Było za mało kapitału długoterminowego, dlatego w Polsce nie mieliśmy długoterminowych obligacji, no bo kto miałby je kupować? A takie obligacje są ważne i dla potrzeb Skarbu Państwa, i właśnie dla inwestycji infrastrukturalnych. Rynek kapitałowy z kolei w obszarze nowych technologii potrzebuje po prostu kapitału, który akceptuje trochę wyższe ryzyko i dłuższą stopę zwrotu, niż może dać finansowanie kredytowe z banku.

Branża funduszy jest filarem działania rynku kapitałowego, który z kolei jest niezbędną nogą całego systemu finansowego, zwłaszcza we współczesnej gospodarce, gdzie trzeba rozwijać nowe technologie, gdzie trzeba akceptować wyższe ryzyko, gdzie potrzeba dużych inwestycji.

Dodam jeszcze, że potrzebne są ciągle inwestycje infrastrukturalne, wymagające długoterminowego finansowania. I tutaj bankowość nie wystarczy. Dlatego gospodarka amerykańska jest bardziej elastyczna niż gospodarka strefy euro. Dlatego po doświadczeniach globalnego kryzysu finansowego 2009 r. w Europie Zachodniej robi się dużo, żeby odejść od modelu finansowania gospodarki tylko na podstawie banków w kierunku rozwoju rynku kapitałowego.

Co takiego wydarzyło się na rynkach, o czym po godzinach przeczyta pan z ciekawością?

Megainteresującym zjawiskiem jest inflacja. Ale w dłuższym terminie ona może przywrócić trochę zdrowszą sytuację, jeżeli chodzi o inwestowanie, bo skok inflacji w ciągu ostatniego roku spowodował, że wyszliśmy z rzeczywistości darmowego pieniądza, gdzie bardzo trudno było inwestować.

Stopy nie powinny być zerowe, to była sztuczna sytuacja. W ciągu ostatnich 12 miesięcy stopy wzrosły. Spadła wycena bardzo wielu różnych aktywów, m.in. właśnie tych nowoczesnych technologii. Tego typu spółki straciły na wartości czasem nawet 70 proc. Wyceny urealniły się i to jest dobre dla tych, którzy dzisiaj zaczynają inwestować.

Moim zdaniem to jest dobry moment, żeby powoli myśleć właśnie o wchodzeniu z powrotem w branże technologiczne, jeżeli chodzi o inwestowanie na rynku akcji. No i oczywiście po raz pierwszy od 12 lat całkiem dobrą stopę zwrotu będą dawały normalne inwestycje w obligacje zarówno te skarbowe, jak i korporacyjne. Wydaje mi się też atrakcyjne wchodzenie dzisiaj w przynoszące stały dochód nieruchomości i inwestujące w nie fundusze.

Generalnie zbliżamy się do takiego momentu, gdzie wyceny aktywów dostosowały się do nowego otoczenia, stóp procentowych, a wyższe stopy procentowe pozwalają przy spadku inflacji w perspektywie najbliższych dwóch lat na całkiem dobre, realne wysokie stopy zwrotu. Więc najbliższe dwa–trzy lata z perspektywy inwestora moim zdaniem będą całkiem atrakcyjne.

Myśli pan, że ostatnia fala wzrostów to próba zdyskontowania pozytywnego scenariusza? Koniec wojny i normalizacja czy raczej mieliśmy w Polsce odbicie po wielkich spadkach?

Na pierwszym etapie to było oczywiście odbicie, ale już w ciągu ostatniego miesiąca, dwóch miesięcy to było przede wszystkim dyskutowanie o tym, że minęliśmy szczyt inflacji. I te oczekiwania, nie tylko dotyczące stabilizacji stóp procentowych, lecz także ich spadku w przyszłym roku, przy jednak silnych fundamentach gospodarki, co potwierdza też silny złoty, to na pewno były kluczowe wskaźniki. Trochę w tym jest lepszej oceny ryzyka Polski z perspektywy wojny w Ukrainie, co z kolei widoczne jest w takich instrumentach jak CDS. Natomiast głównie wzrosty na giełdzie czy rynku obligacji są oparte na silnych fundamentach gospodarki. ©℗

Rozmawiał Marek Tejchman
ikona lupy />
nieznane