W długu publicznym coraz większą rolę odgrywają obligacje oszczędnościowe. Jesteśmy pod tym względem w europejskiej czołówce. Przed nami tylko Węgry, Włochy i Malta.

Polska pnie się na liście krajów unijnych, w których za dużą część długu publicznego odpowiadają obligacje kierowane bezpośrednio do obywateli. Jak wynika z danych Eurostatu, unijnego biura statystycznego, papiery skarbowe należące do polskich gospodarstw domowych w końcu 2022 r. były warte 2,9 proc. PKB. Przed nami były jedynie Węgry (15,3 proc.), Włochy (7,8 proc.) i Malta (5,5 proc.).

We Włoszech oszczędzanie w obligacjach skarbowych to długa tradycja. Na Węgrzech taka sytuacja ma miejsce od nieco ponad 10 lat. – Węgrzy chcieli uniezależnić się od inwestorów zagranicznych. Kierowanie oferty obligacji do posiadaczy krajowych oszczędności uodparnia na zmienność na rynku finansowym – mówi Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego. Pierwsza połowa poprzedniej dekady, gdy węgierski rząd sprzedawał dużo obligacji inwestorom indywidualnym, była czasem dużych napięć budżetowych i problemów z dostępem do kapitału z zagranicy. A jak jest u nas? „Obligacje oszczędnościowe oferowane w sieci sprzedaży detalicznej służą zapewnieniu stabilnej bazy inwestorów, przyczyniając się do realizacji strategii, a jednocześnie są emitowane w ramach działań zachęcających do wzrostu oszczędności i budowy kultury oszczędzania oraz ochrony oszczędności polskich obywateli przed skutkami wysokiej inflacji” – podaje resort finansów w obowiązującej strategii zarządzania długiem publicznym.

Resort finansów od kilku lat zabiegał o klientów indywidualnych

MF już od kilku lat mocniej wychodziło z ofertą do inwestorów indywidualnych. Gwałtowne przyspieszenie miało miejsce mniej więcej przed rokiem. Resort uatrakcyjnił ofertę w czasie cyklu podwyżek stóp procentowych dokonywanych przez Radę Polityki Pieniężnej. Nieco wcześniej premier Mateusz Morawiecki mówił o chęci skłonienia banków do poprawy oferty depozytowej. Resort wprowadził nowe typy obligacji. Oprocentowanie części z nich jest minimalnie wyższe od podstawowej stopy Narodowego Banku Polskiego, która wynosi 6,75 proc. Przy kupnie obligacji oszczędnościowych w drodze zamiany (za papiery, których termin wykupu właśnie mija) można liczyć na efektywne oprocentowanie ok. 7 proc. Poprawa oferty natychmiast przełożyła się na wyniki sprzedażowe. „Wśród instrumentów emitowanych na rynku krajowym przeważały papiery hurtowe przeznaczone dla inwestorów instytucjonalnych, choć udział obligacji oszczędnościowych zwiększył się w sposób istotny (z 14,2 proc. w 2020 r. do 28,3 proc. na koniec 2021 r. i 36,4 proc. w połowie 2022 r.)” – informuje MF.

Na obligacje oszczędnościowe będące w posiadaniu inwestorów indywidualnych przypadało pod koniec marca (to ostatnie zbiorcze dane) nieco ponad 10 proc. nominalnej wartości papierów wyemitowanych przez resort finansów na rynku krajowym, czyli ok. 90 mld zł. To kwota większa niż zaangażowanie NBP, który skupował obligacje skarbowe w trakcie pandemii. Do banku centralnego należały papiery o wartości niespełna 74 mld zł. Z punktu widzenia rządu papiery kierowane do inwestorów indywidualnych mają jeden istotny minus. – Na Węgrzech po to, żeby przyciągnąć inwestorów detalicznych, trzeba było zaoferować oprocentowanie wyższe niż na porównywalnych papierach dla inwestorów instytucjonalnych – zauważa Kalisz. Dochodowość papierów oferowanych klientom indywidualnym w pierwszym okresie odsetkowym jest obecnie o ok. 1 pkt proc. wyższa niż papierów sprzedawanych na rynku hurtowym. Różnice mogą być jednak większe. Ponad połowa obligacji oszczędnościowych w posiadaniu Polaków to papiery, których oprocentowanie jest zależne od poziomu inflacji. W ostatnim czasie, gdy tempo wzrostu cen było najwyższe od dziesięcioleci, oprocentowanie niektórych serii obligacji zbliżyło się do 20 proc. Z perspektywy rządu to dodatkowe koszty obsługi długu publicznego. ©℗

Prezes NBP liczy na obniżki

– Mam nadzieję, że proces obniżania inflacji będzie postępował i bardzo szybko, jeszcze w ostatnim kwartale tego roku, możliwe będą obniżki stóp, które ulżą zadłużonym kredytobiorcom oraz będą wspierać wzrost gospodarczy. Będzie to jednak możliwe dopiero i tylko wtedy, gdy będziemy mieli pewność, że inflacja została opanowana i spada w kierunku celu inflacyjnego NBP – powiedział Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego. W kwietniu inflacja wynosiła 14,7 proc. w skali roku. Szef NBP mówił wcześniej o oczekiwaniach, że pod koniec roku tempo wzrostu cen spadnie wyraźnie poniżej 10 proc. Część analityków oczekuje, że w IV kw. bank centralny zacznie zmniejszać koszt pieniądza. Ale nie brak i takich, którzy oceniają, że warunki do obniżenia stóp procentowych mogą się pojawić dopiero w przyszłym roku. Przed zapowiadaniem cięcia stóp przestrzegają też niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej. Obniżki stóp oznaczałyby zmniejszenie rat kredytów, ale przełożyłyby się też na ograniczenie dochodowości depozytów bankowych czy konkurujących z nimi obligacji oszczędnościowych. ©℗

Łukasz Wilkowicz